#Spain2014. Dzień Pierwszy

Moja podróż do Hiszpanii zaczęła się już w czwartek ale raczej nie chcesz czytać o promach, autobusach, spaniu na lotnisku i ciężkiej głowie po tym. Nie wydarzyło się w tym czasie nic twórczego ani ciekawego.
Przewińmy więc do wczorajszego poranka.
Pięknie się wsypawszy, ruszyłem do hali Bizkaia Arena w Bilabo tuż przed 11. Obiekt położony jest koło 20 minut metrem od miejsca, w którym śpię.
Odebrałem akredytację, rozejrzałem się po hali i zająłem miejsce na stanowisku dla mediów. Za koszem. Widok niezły ale nie rewelacyjny. Rozłożyłem się ze sprzętem no i się zaczęło.

Nie będę opisywał Wam meczów bo nie widzę w tym sensu. Oglądacie je, macie swoje wnioski i spostrzeżenia.
Mam za to zamiar podzielić się czymś, czego telewizja nie pokazuje a kibic w hali bez akredytacji nie jest w stanie zobaczyć. Oczywiście skupiam się na grupie C, która gra swoje mecze w Bilbao.

Ukraina pokonała Dominikanę 72:62 w meczu otwarcia turnieju.
Widziałem naszych wschodnich sąsiadów na żywo mniej więcej rok temu na turnieju w Lublinie. Mam dobre wieści. Od tamtego czasu zmienił się dress code trenerskiego staffu Ukrainy. Mike Fratello i koledzy wytarte jeansy zastąpili eleganckimi spodniami z materiału.
Ukraińcy są poukładani w ataku i zdyscyplinowani w obronie. Grają to, co wieki temu grali Cavs i dekadę (lub coś koło tego) temu Grizzlies. Momentami dość przyjemnie się to ogląda.

Francisco Garcia to twardziel. Latynoskiego macho mógłby grać bez charakteryzacji. Dlaczego? Bo faktycznie nim jest. Ma swój specyficzny sposób bycia. Może trochę cwaniacki ale (przynajmniej u mnie) budzi on szacunek bo na boisku zostawia wszystko. Koszykarsko – jestem pewny, że gdyby grał w Europie, byłby gwiazdą Euroligi. Te wszystkie filmiki, które krążą w sieci jak to maskotki próbują straszyć graczy NBA i tylko nieliczni (m.in. Kobe oraz Garcia właśnie) pozostają niewzruszeni są prawdziwe.
 
Udało mi się pogadać z Eugene’em "Poohem" Jeterem. Bardzo miły gość. Pytałem go jak to będzie grać przeciwko USA czyli de facto swoim rodakom, słuchać dwóch hymnów, które coś dla niego znaczą. Odpowiedział mi, że faktycznie będzie trochę dziwnie bo przecież nie da się ukryć, że jest Amerykaninem, który gra w barwach innego kraju. Poza tym z kilkoma zawodnikami z kadry USA zna się dobrze bo trenują razem każdego lata w L.A. (np. z Jamesem Hardenem). Ale dodał też, że przecież świadomie wybrał granie w kadrze Ukrainy. Chce reprezentować ten kraj najlepiej jak umie. Dał się namówić na zdjęcie…


W drugim meczu pierwszego dnia rozgrywek Turcy pokonali Nowozelandczyków 76:73. Nie podobał mi się ten mecz, nie podobało mi się sędziowanie. Przemilczmy to starcie bo nie mam nic ciekawego do napisania na jego temat.

Przechodził koło mnie  Omer Asik. Wołam "Omer, chodź pogadamy."
Uśmiechnął się tylko, pomachał i poszedł.

Sk..iel jest duży…

Na koniec mecz wieczoru Finlandia-USA. Amerykanie przejechali się po Susijengi aż 114:55. Mecz odbył się według jednego ze scenariuszy, który nakreśliliśmy z pewnym fińskim dziennikarzem, który siedział koło mnie. Finlandia ma realne szanse na wyjście z grupy. Nie ma więc wielkiego sensu zarzynać się i grać przeciwko USA o honor. W tej grupie przegra z nimi każdy, to trzeba wkalkulować w bilans i walczyć dalej. Finowie grają następny mecz z Ukrainą, która miała szansę odpoczywać 9 godzin dłużej. Ten mecz będzie ważny i będzie do wygrania.
Drugi scenariusz zakładał, że jeśli zaskoczyć Amerykanów, to kiedy jeśli nie w meczu otwarcia i gdyby nadarzyła się okazja na wygraną, to czemu by z niej nie skorzystać przy czym obaj uśmiechaliśmy mówiąc to.
Petteri Koponen przyznał po meczu, że drużyna wyszła zdenerwowana na starcie z najlepszą ekipą globu.
Razem z trenerem Henrikiem Dettmannem z delikatnym uśmiechem odsyłali zainteresowanych do pomeczowych statystyk. Tam ich zdaniem są odpowiedzi na każde pytanie dotyczące meczu – na przykład 29:2 w drugiej kwarcie i niecałe 28% skuteczności z gry Finów do prawie 59% Amerykanów.

W hali, według statystyk, było 11300 ludzi. Finów było ponad 8000! I to było widać. Little Finland w Bilbao. Koszulki, flagi, pomalowane twarze. Finowie stworzyli fajną atmosferę. W meczu z szansami na wygraną, mogą być szóstym graczem. Spotkałem kilku znajomych – w tym trenera, któremu dałem dacha w miniony weekend w Espoo, podczas tego szczęśliwego dla mnie campu.

Bonus:

Pogadałem z Masonem Plumlee. Oczywiście na temat, który poruszyłem ostatnio.
Zaczynam od tego: "Mason, nie obraź się na to co powiem ale są plotki (nie powiedziałem, że ja je rozsiewam, żeby nie dostać w przysłowiową papę), iż załapałeś się do składu bo grasz w butach Nike a Nike jest wielkim sponsorem kadry USA. Ewentualnie miałeś łatwiej bo jesteś z Duke czyli macierzystej uczelni coacha Krzyżewskiego."
Plumlee z uśmiechem: "Tak, jestem dumny z tego, że grałem dla uczelni Duke oraz jestem dumny z tego, że noszę buty firmy Nike. Ludzi nie było z nami w czasie obozu, podczas każdego naszego treningu. Ja sobie zapracowałem na to miejsce." – mówi.
Podał mi swoją wielką białą dłoń i poszedł.

– Udało mi się zadać pytanie Mike’owi Krzyżewskiemu. Ucieszył się, gdy usłyszał, że jestem z Polski.
Zadałem pytanie podobne ale bardziej ogólne. Dlaczego Damian Lillard – gwiazda Blazers i ligi nie przeszedł ostatecznej eliminacji a Plumlee rezerwowy swojej drużyny (Nets) jest w składzie.
Coach K odpowiedział: "Gdybyśmy chcieli wybrać 12 najlepszych graczy, jakich mogliśmy, to ten skład wyglądałby delikatnie inaczej. Nam zależało, żeby wybrać drużynę, która będzie się uzupełniać na wielu płaszczyznach. W naszej ocenie udało nam się to. Mając tak utalentowaną grupę nie jest łatwo zrezygnować z większości i wybrać tylko dwunastu."

– Zadałem parę pytań Jamesowi Hardenowi. Nie mogłem oderwać wzroku od jego zjawiskowej brody. On chyba to zauważył ale pewnie jest przyzwyczajony do podobnych reakcji.

Pytam o jego słowa, że niby uważa się za najlepszego gracza NBA. Odpowiedział, że w tym momencie skupia się tylko na Mistrzostwach Świata, ligą zajmie się po turnieju.
No dobra.
Pytam czy Hiszpania to jedyna ekipa, która ma szanse zagrozić USA. James odpowiada, że oni nie myślą w ten sposób i w tym momencie korzysta z formułki, że przygotowują się do każdego meczu indywidualnie, i że nie wybiegają w przyszłość. Może faktycznie tak jest.
Zapytałem czy czuje się jako lider tej grupy. Odpowiedział, że tak, że stara się dawać przykład zarówno na boisku jak i poza nim.
James dodał, że fizycznie czuje się świetnie.
Chciałem zapytać o plotki, że niby on i Howard nie jedzą posiłków z resztą składu Rockets i że poza nimi dwoma reszta Houston to według niego "zadaniowcy". Ale umówiliśmy się, że o NBA nie gadamy więc nie zapytałem.  

Bonus 2:

– Była to moja pierwsza tego typu impreza pod auspicjami FIBA. Widzę różnicę w profesjonalizmie w porównaniu z NBA. FIBA w tych porównaniach przegrywa.
Odebrałem akredytację, do której dorzucany był plecak. Otwieram – urwał się zamek. Pani bez problemu wymieniła mi na nowy. Podnoszę go – urwał się uchwyt. Bez problemu dostałem trzeci. Ogólnie tandeta – niestety z logiem FIBA i logo tych mistrzostw. Nie daję mu dwóch miesięcy normalnego użytkowania.

– Z miejsca gdzie siedzimy w czasie meczów do miejsca, w którym jemy idzie się minutę. Po posiłku powrót na stanowisko zajmuje…10 minut! Dlaczego? Jakiś mądrala wymyślił, żeby wracać nie tą samą krótką i logiczną drogą tylko wychodzić z budynku, robić rundę i wchodzić od tyłu.
Na szczęście, po licznych protestach, ktoś z tak zwanej góry, ma się tym zająć na dalszą część turnieju.

– Z ludźmi ciężko się dogadać, choć są bardzo mili. Niestety nie mówię po hiszpańsku. Uczyłem się kiedyś przez pół roku ale raz, że wtedy nie nauczyłem się za wiele a dwa, że było to dawno.
Dziwi mnie to bo przecież wolontariusze i ludzie z obsługi przeszli proces jakiejś rekrutacji i chyba angielski powinni znać przynajmniej w stopniu komunikatywnym. Kilka osób miało dziś kłopot, żeby powiedzieć mi left lub right. Poważnie.

– Nie pozwalają za bardzo na zdjęcia i kręcenie filmów. Podchodzą, proszą a w skrajnych przypadkach mogą podobno nawet cofnąć akredytację. Tylko w czasie konferencji prasowej można wszystko. W czasie meczów i w "strefie mieszanej" na własne ryzyko.

To tyle z pierwszego dnia.
Dobrej nocy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.