Steve Nash przyjął posadę głównego trenera Brooklyn Nets. Strony porozumiały się w sprawie czteroletniego kontraktu.
Joe Tsai, właściciel Nets, razem z menadżerem Seanem Marksem od dłuższego już czasu starali się namówić 46-letniego Kanadyjczyka na tę rolę. Nash skończył karierę w 2014 roku i niemal natychmiast był namawiany przez wiele klubów NBA na dołączenie do ich trenerskich sztabów. Do tej pory udawało mu się grzecznie odmawiać. W 2015 roku zgodził się przyjąć oferę Golden State Warriors i dołączył do organizacji w roli kogoś w rodzaju konultanta. W swojej pracy łączył obowiązki współpracy zarówno z graczami, jak i sztabem trenerskim.
Nash nie ma doświadczenia na ławce trenerskiej, ale za to jest bardzo wysoko ceniony w lidze za swój intelekt, kreatywne myślenie o koszykówce (i nie tylko) oraz dobre relacje z zawodnikami. To właśnie w Warriors Nash zaprzyjaźnił się z Kevinem Durantem i zapewno to było bardzo silnym argumentem za zaoferowaniem mu tej posady.
Nets postanowili zatrzymać w swoim sztabie Jacque’a Vaughna, który od teraz będzie pełnił rolę asystenta. 45-latek zrobił dobre wrażenie po tym, jak z organizacją pożegnał się Kenny Atkinson. Nets odpadli w pierwszej rundzie play-offs z Toronto Raptors w czterech meczach, ale to w jaki sposób drużyna z Brooklynu walczyła, i jak grała, stało się silną kartą przetargową dla Vaughna do pozostania w klubie. Gdyby nie Nash, pewnie to on zacząłby nowy sezon jako główny trener Nets.
Steve Nash trafił do NBA z 15 numerem draftu 1996 roku. Spędzi w NBA osiemnaście lat, z czego dziesięć w Phoenix. Po dwóch pierwszych sezonach w Arizonie przeniósł się na sześć lat do Dallas Mavericks. Następnie, na osiem lat, wrócił do Phoenix. To tu, po powrocie z Dallas, po przemodelowaniu swojego ciała, zagrał najlepszy basket w swojej karierze, czego ukoronowaniem były dwie nagrody MVP sezonu (2005-2006). Na ostatnie dwa lata przeniósł się do Los Angeles Lakers, ale przez poważne problemy z kręgosłupem, nie był w stanie grać na dawnym poziomie. Osiem razy w Meczach Gwiazd, trzy razy w najlepszej piątce sezonu. Trzeci na liście najlepiej podających w historii ligi (10335 asyst). Nash trafiał 90.4% swoich rzutów wolnych. Nikt w historii nie miał tak wysokiego odsetka z linii za całą karierę. Szkoda, że ostatnie lata jego kariery zjadły kontuzje. Szkoda też, że Nash nie urodził się kilkanaście lat później. W dzisiejszej koszykówce jego gwiazda błyszczałaby jeszcze bardziej. W 2018 roku wybrano go do Hall of Fame.
Mój komentarz: Po tym, jak z klubem pożegnał się Kenny Atkinson, ciężko było mi sobie wyobrazić, że w drużynie z Kevinem Durantem i Kyrie Irvingiem w składzie, to Jacque Vaughn dostanie kluczyki do prowadzenie tego autobusu w drodze po mistrzowski tytuł. Jak dobry nie byłby warsztat Vaughna, to żeby okiełznać tak różne osobowości, moim zdaniem brakowało mu trochę nazwiska. Co mam na myśli? Koszykarzem był co najwyżej zadaniowym, choć ma na swoim koncie tytuł ze Spurs (2007). Trenerem był za krótko, by można było dobrze go ocenić. Jego trzy lata z pracy w Orlando Magic (2012-2015) nie były oceniane najlepiej. Wielcy gracze potrzebują wielkiego trenera, by móc mu zaufać. Ewentualnie, młody trener musi szybko zdobyć sobie ich zaufanie, najlepiej szybko sięgając po tytuł. W NBA krążą legendy o tym, że LeBron James po przyjściu do Miami, chciał zwolnienia Erika Spoelstry, i zastąpienia go utytułowanym Patem Riley’em. Riley się nie ugiął, zostawił Spo. Reszta jest historią. Nash nie ma doświadczenia z flamastrem i deską trenerską, ale za to ma 18 lat doświadczenia w NBA na newralgicznej pozycji rozgrywającego. Vaughn i inni trenerzy w sztabie Nets będą pomagać mu w sferze game managementu, a w jego osobiste rozumie gry i filozofię prowadzenia drużyny po prostu wierzę. Jestem na tak.