„To dopiero kilka meczów, ale…”

Za nami niecałe dwa tygodnie rozgrywek 2016-17. Drużyny rozegrały dopiero po 4-6 meczów. Na tym etapie sezonu nie ma jeszcze dołka, z którego nie dałoby się ostatecznie wygrzebać i nie ma też super formy, którą można by utrzymać do maja. Kilka meczów obserwacji pewnych zjawisk, to jeszcze nie trend. Ale my, spragnieni NBA, już od samego początku myślimy, knujemy, analizujemy. To dopiero kilka meczów, ale…
 

Kosma Zatorski (Ofens.co, Magazyn MVP):

James Harden i Mike D’Antoni to perfect fit. Uwielbiam nowych Rockets, nawet jak ma być to historia kilku miesięcy. Harden jako dyktująco tempo całych spotkań, podkręcający piłkę w zwykłych podaniach na obwód, drepczący leniwie z piłką, szukający strzelców, rzucający podania do Capeli i Harrella po własnej zbiórce, wkręcający rzucającą rękę pod łokcie obrońców, trafiający za trzy z łatwością. I te malutkie podania do stojącego obok na 45-ciu stopniach Erica Gordona. Po cichu, bez pajacowania, gestów i przebieranek. Chwilo trwaj!

 

Tomasz Kostrzewa (Blog Mercy Mercy Jerome Kersey):

Na starcie sezonu NBA nie zamierzam nikomu przyklejać łatki rozczarowania, bo dobre rzeczy potrzebują często czasu. Knicks zostali solidnie wybuczeni w zaledwie drugim spotkaniu przed własną publicznością i trzy wstydliwe blowouty, w których wzięli udział są solą w oku zwolenników teorii o nowojorskiej super-drużynie. Trzeba jednak pamiętać, że to zespół po sporej przebudowie. Pelicans (0-6) wyglądają jakby znów zamierzali marnować czas Anthony’ego Davisa, ale pamiętajmy, że Alvin Gentry nie może póki co liczyć na Jrue Holidaya i Tyreke’a Evansa. Trudniej wytłumaczyć 15-61 z gry (2-18 za trzy) Jeffa Teague’a oraz brak zwycięstw Mavericks. Pozytywnie zaskoczyli mnie Brooklyn Nets (bilans 2-4 po piątkowej serii spotkań), którzy mieli być legendarnie źli, a póki mogą być nawet uważani za tę lepszą drużynę z Nowego Jorku. Nie sądziłem też, że Dwyane Wade w pierwszych pięciu spotkaniach sezonu trafi trzy trójki więcej niż w całym poprzednim sezonie i to na skuteczności lepszej aż o 20 punktów procentowych niż wynosi jego rekord kariery. Dość dziwny jest też fakt, że przy tylu kosmicznych występach Russa, Hardena, Anthony’ego Davisa, liderem klasyfikacji strzelców ze średnią prawie 36 punktów jest DeMar DeRozan (który zdobył 179 punktów w 5 meczach trafiając tylko raz za trzy). Najwięcej radości dały mi chyba jednak rzeczy idące zgodnie z planem – wspomniane już niesamowite indywidualne wyczyny Brody, Brwi i Ciała Migdałowatego (chciałem Westbrookowi nadać pasujące do reszty przezwisko nawiązujące do ludzkiej anatomii, więc postawiłem na ośrodek mózgu generujący agresję), podkoszowe manewry Joela Embiida, formowanie się wielkiej drużyny w Oakland, solidność Spurs i pukanie do czołówki ligowej (mimo kłopotów ze zdrowiem) Utah Jazz.

 

Tomasz Biaduń (Rzecznik prasowy TBV Startu Lublin):

 

Myślałem, że już nie dożyję chwili, w której będę mógł bez cienia przesady stwierdzić, że Lakers zaskakują w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bilans 3-3 po sześciu meczach z ekipami skrojonymi co najmniej na miarę PO (wśród których jedną z nich byli Warriors) i wśród których to meczów jedno spotkanie było back-2-back, to jest naprawdę dobry wynik dla drużyny, której los czerwonej latarni ligi nakreślono na długo przed startem sezonu. Zresztą już nawet nie chodzi o sam bilans, ale grę, która pod skrzydłami Waltona wygląda rewelacyjnie. Dodajmy do tego, że w tych trzech porażkach dwie były na styku, a Lakers mają najniższy procent trafianych uncontested shots w lidze (a te prędzej czy później zaczynają wpadać) i mamy fajny obraz na przyszłość (choć celem jest wciąż, wg mnie, 30-35 zwycięstw). Jeśli chodzi o inne zaskoczenia in-plus, to reszta raczej zgodnie z planem, na czele z dominacją Spurs i Cavaliers.

Co się tyczy zaś rozczarowań, to tu na pierwszy ogień dałbym trójkę Mavericks – Pacers – Wolves. Po Mavs co roku oczekuje się gry na poziomie TOP-8, tymczasem ewidentnie widać, że coś w tej ekipie nie trybi (i to nie tylko kwestia starego Dirka). W Pacers upatrywałem potentatów (albo przynajmniej wiodącej drużyny) wschodu, ale oni być może potrzebują jeszcze trochę czasu. Wolves z kolei mieli po okrzepnięciu młodego trzonu, wejść z nową jakością w ten sezon. Bilans 1-3, mówiąc najdelikatniej, szału nie robi, a problemem Minnesoty, co typowe w przypadku młodych ekip, wydaje się być duża chimeryczność. Warriors nie dodaje do negatywnego zestawienia, bo spodziewałem się, że ten team musi być na nowo poukładany i potrzebuje czasu, żeby na dobre zafunkcjonować.

Przy powyższych wnioskach zaznaczam, że to bardziej wróżenie z fusów, niż rzeczowa analiza (za mała próbka czasu) i sytuacja w ciągu kolejnego tygodnia-dwóch może znacząco się odmienić.

 

Michał Kajzerek (Magazyn MVP):

George Hill. Okazuje się, że może grać na lepszym poziomie niż to, co prezentował w Indianie. Hej, to mega utalentowany gracz, który potrzebuje piłki w rękach i konkretnej roli w ofensywie swojego zespołu. Pod nieobecność Gordona Haywarda dostał dodatkowe obowiązki, dodatkowe minuty i okazuje się, że jest w stanie udźwignąć drużynę, gdy ta spadnie na jego barki. Dobrze to o nim świadczy i zapowiada dla Salt Lake City sezon możliwości.

 

Karol Śliwa: To dopiero kilka meczów, ale Kent Bazemore z Atlanty Hawks wygląda dramatycznie słabo. Latem podpisał z Jastrzębiami czteroletni kontrakt warty $70 mln. Póki co wygląda jakby całe wakacje przebalował zamiast ostro trenować. Jest dopiero siódmym (!) strzelcem swojej drużyny, zdobywa tylko 7.4 punktu przy fatalnej skuteczności z gry na poziomie niecałych 28% oraz kompromitujących 15% zza łuku! Wybaczcie te wykrzykniki ale spodziewałem się po nim czegoś na kształt 16/6/4. Tu się wszystko może zmienić ale w tym momencie wygląda to źle. Historia zna wiele przypadków graczy, którzy po podpisaniu ogromnych kontraktów tracili motywację do ciężkiej pracy i rozwoju. Mam nadzieję, że 27-letni Bazemore nie dołączy do tego grona bo do tej pory dał się poznać jako rozgarnięty chłopak twardo stąpający po ziemi. Na ten jednak moment, w jego grze nie ma nic z zadziorności i przebojowości, którymi imponował rok temu, czym zapracował sobie na nowy kontrakt. Jego mowa ciała momentami bywa wręcz karykaturalna.   

http://hoopshabit.com/files/2016/04/james-harden-nba-phoenix-suns-houston-rockets-2.jpg

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.