Vince Carter jako punkt zaczepienia

http://3.bp.blogspot.com/-6dQ0-Jolpmw/URRPbFoOo6I/AAAAAAAAB9o/7zRIWATQ2a4/s640/172.jpg

Vince Carter to najlepszy dunker w historii – i nie jest to teza tylko fakt. Ale czy wiecie, że V.C. może czasem pomóc Ci…zaciągnąć dziewczynę do łóżka?
Posłuchajcie historii, na której napisanie zielone światło dał mi główny jej bohater czyli ten, który zaciągał – z małą pomocą Vince’a.
Kilka tygodni temu byłem w Polsce. Poszliśmy z kumplami na imprezę do lubelskiej "Czekolady". Impreza jak impreza – muzyka, ludzie, drinki, kebaby, rozmowy, drinki, parkiet, wędrówki, znajomi, drinki, mewy i tak dalej.
Było nas w sumie ośmiu i jak to na imprezach bywa ogólnie to byliśmy razem ale w praktyce każdy miał swoje "drobne projekty".
Ktoś tam z kimś gadał, ktoś inny zamawiał przy barze, jeszcze inny musiał iść do toalety, ktoś w tym czasie ruszał się na parkiecie. Role się zmieniały a co jakiś czas łapaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy lub wymienialiśmy po parę zdań.
Poszedłem się wysikać, mój kolega wpadł na ten sam pomysł. Przy umywalkach spotkaliśmy dość dawno niewidzianego znajomego (przynajmniej jeśli o mnie chodzi). Rozmawialiśmy o baskecie ale nie do końca pamiętam o czym konkretnie. Coś o Starcie Lublin, coś o wyjazdach na studia do USA, coś o Ponitce i kadrze, o Finałach NBA. Z tego co pamiętam, to chyba nawet zaciekawiliśmy panią, która tam w tym czasie sprzątała. Rozmowa przeniosła się do baru. Kolega spotkany w toalecie postawił po jednym.
Zacząłem rozglądać się po parkiecie i okolicach, żeby sprawdzić gdzie reszta kumpli. Jest jeden, drugi, trzeci. Po drugiej stronie baru następni. OK.
Mój najlepszy kumpel szturchnął mnie w ramię. "Obczaj" – mówi i przysuwa mi do oczu swój telefon.
"O masz. To wymyśliłeś." – odpowiadam śmiejąc się.
Konkurs Wsadów roku 2000 został odpalony. Oglądamy. Ten trzeci czyli ten spotkany w toalecie raz po raz patrzy na ekran ale ogólnie to z kimś rozmawia. Wtedy nie do końca mnie to interesowało z kim ale jak się później okazało będzie to niezwykle istotne dla całej naszej historii.

Każda impreza kiedyś się kończy. Dobrze jest kiedy umiesz zejść ze sceny niepokonany. Nam się chyba udało. Zamówiliśmy taksówkę a czekając na nią zjedliśmy po kebabie. Nie wiem czy każdy z nas ale ja na pewno.
Niestety nie wyszliśmy w takim składzie w jakim przyszliśmy. Jeden z naszych kumpli zaginął. Zaczęło się dzwonienie, szukanie ale na szczęście jednemu z nas udało się ustalić, że ten zaginiony trochę wcześniej wyszedł z klubu w towarzystwie jakiejś dziewczyny.
W takiej a nie innej sytuacji zabraliśmy swoje zmęczone talenty do domu mojego najlepszego kumpla czyli tego, który wpadł na pomysł oglądania Vince’a Cartera o 2 w nocy w "Czekoladzie".
Ja to mam tak, że po imprezach nie umieram i raczej nie muszę spać ekstremalnie długo. No i ogólnie nie jestem jakimś wielkim imprezowiczem ale dobrym kumplom nie zwykłem odmawiać. Szczególnie teraz, kiedy nie mieszkam w Polsce. Każde spotkanie na żywo cenię bardzo wysoko.
Obudziłem się. Wszyscy jeszcze spali. Zrobiłem rundę po mieszkaniu, żeby sprawdzić jakie mamy straty w ludziach. O dziwo był komplet. Łącznie z tym zaginionym – nazwijmy go Bob. Jeden z kolegów musiał się zmywać dość wcześnie ale to było już w pełni kontrolowane.
Nie chciałem budzić reszty chłopaków więc zacząłem na komórce przeglądać wieści z NBA, Twitter i tego typu rzeczy.
Koledzy zaczęli w końcu powoli się budzić i wracać do życia. Przygotowaliśmy śniadanie złożone z resztek kolacji wieczoru poprzedniego wzbogacone o życiodajny rosół.

"No dobra Bob. Opowiadaj jak tam." – mówię do naszej zguby. "Myślałem, że już tu nie wrócisz."
"Co tu dużo opowiadać. "Temat" został wykonany choć w sumie do samego końca nic na to nie wskazywało. Staliśmy z pół godziny pod jej klatką a ona mi opowiadała jakieś głupoty. Ale ostatecznie wpuściła." – powiedział z charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Kto zna Boba, ten wie o jaki uśmiech chodzi.

"A tak w ogóle to dzięki Wam udało mi się ją złapać. Wcześniej w klubie była nieuchwytna. Zatrzymała się dopiero przy tych Waszych filmikach z NBA." – dodał Bob.

Okazało się, że owe dziewczę było znajomą tego, którego spotkaliśmy w toalecie, tego samego, który postawił po jednym, tego samego, który jednym okiem oglądał z nami Dunk Contest 2000. Osobą, z którą rozmawiał była ona. Bob w tym czasie zarzucał sieć. Wszystko połączyło mi się w logiczną całość.
Zaczęliśmy się śmiać.
"Czyli można powiedzieć, że Vince Carter był dobrym punktem zaczepienia." – podsumował mój najlepszy kumpel niosąc jednocześnie talerz rosołu.

"Bob? Czy będę mógł kiedyś napisać o tym na blogu?"
– zapytałem.
Bob nie widział przeszkód…

Na poniższym, niestety dość słabej jakości zdjęciu, lewa ręka mojego kumpla trzymająca komórkę z włączonym Konkursem Wsadów 2000 roku. Gdzieś tam obok Bob nakreśla w tym czasie w głowie misterny plan, który za bardzo niedługo okaże się być nader skuteczny…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.