Warriors-Cavs 3:2

W historii Finałów NBA, były 32 przypadki prowadzenia 3:1 w serii. Tylko dwóm drużynom udawało się potem doprowadzić do siódmego meczu ale żadna z nich nie była w stanie tegoż meczu wygrać. Dlatego na pomeczowej konferencji prasowej Steve Kerr, bez grama nonszalancji, wyznał, że woli pozycję swoich Warriors, od pozycji w jakiej nadal są Cavs. I to jest prawda bo Cavs nic jeszcze nie zrobili, na razie, tylko odroczyli wyrok. Nawet jeśli wygrają szósty mecz, to na ten ostatni siódmy znów przyjadą do Oakland. Ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość.

Ten mecz przebiegł według scenariusza poprzedniego starcia. Po dość wyrównanej pierwszej połowie (61:61), jedna z drużyn zgasła w drugiej. Tym razem byli to Warriors. Goście z Ohio wygrali ostatnie 24 minuty tego meczu 51:36. Z tych 36 punktów, tylko 13 padło w ostatniej, ultra defensywnej, lub ultra nieskuteczniej jeśli ktoś woli, kwarcie. Warriors byli do przerwy 11/21 zza łuku. Po zmianie stron już tylko 3/21!
Ale był to bardziej wyrównany mecz, niż może sugerować wynik. 13 razy zmieniało się prowadzenie, było 9 remisów.
 
Draymond Green znaczy dla tej drużyny więcej, niż może Wam się wydawać. Między kopaniem rywali, między kłótniami z sędziami, między tym całym pyszałkowatym sposobem bycia na parkiecie, to kawał świetnego koszykarza na obu końcach parkietu. Dlatego napisałem wyżej, że Cavs jeszcze nic nie zrobili, bo wygrana z Warriors bez ich akumulatora, może nie być do końca miarodajna. Coach Kerr tylko raz wcześniej w tym sezonie był zmuszony ustalać skład z pominięciem Greena (w styczniowym, przegranym starciu z Nuggets). Więc naciągając trochę fakty można stwierdzić, że Warriors bez Greena, nie wygrali w tym sezonie jeszcze ani jednego meczu. To cenna informacja dla Cavs na mecz 6. Dray musi mieć się na baczności i trzymać emocje na wodzy. Każdy kolejny faul niesportowy czy techniczny, ubierze go w garnitur i wyprowadzi z Oracle Arena w meczu siódmym (o ile do niego dojdzie).   

LeBron wyszedł w końcu ze swojej strefy komfortu. Pewnie nie będzie zadowolony, gdy zajrzy w statystyki i zorientuje się, że oddał 30 z 83 rzutów całej drużny ale gdzieś tam, w tym momencie, nad jego uchem powinien być już coach Lue i na kolanach błagać i przekonywać, że Cavs właśnie takiej jego wersji potrzebują.
Kolejny raz nie chciałbym żebyśmy rozmawiali o tych wszystkich małych rzeczach, które LeBron, jak
zawsze, robił znakomicie (ale trzeba o nich wiedzieć a przynajmniej mieć świadomość). Będziemy się nimi zachwycać w przyszłym sezonie od końca października do połowy kwietnia. Pogadajmy o tych dużych rzeczach, które LBJ wreszcie robił. Atakował. Męczył obronę Warriors. Był zdecydowany w tym, co chce zrobić tego wieczoru na obcym parkiecie. Bronił. Zaliczył 3 bloki, w tym dwa swoje firmowe, z pomocy.
Zrobił to prawie tak, jak to Jordan zwykł robić w
meczach, które potencjalnie zamykały lub otwierały na nowo serie.
Prawie bo to był inny rodzaj występu, gracza innego typu. Jordan by z pewnością jeszcze więcej rzucał i nie miałby z tym najmniejszego problemu. Ale w dalszym ciągu był to wielki występ – 41 punktów, 16 zbiórek, 7 asysty, 3 przechwyty i 3 bloki. Jeśli znajdę dziś w internecie jakieś słowa krytyki pod jego adresem, odnośnie tego meczu, to będę się serdecznie śmiał. Oj, Wy małe, głupiutkie misie. Dla Jamesa to 26 z rzędu seria w play-offs, w której jego drużyna wygrywa przynajmniej jeden mecz na wyjeździe. 
Jeśli wspominamy M.J.’a, to warto dodać, że LeBron właśnie wyprzedził go na liście zawodników z największą ilością meczów 20+ w play-offach. James ma ich teraz na koncie 174.
Swój najlepszy mecz w play-offach oraz jeden z najlepszych w karierze zagrał Kyrie Irving. 41 punktów, przy imponującej skuteczności z gry (17/24). Do tego 3 zbiórki, 6 asyst, 2 przechwyty i blok. Za mało mówi się o dobrej obronie Irvinga. Zwróć na nią uwagę w następnym meczu.
Jeśli mówimy o D, to trzeba podkreślić świetną pracę Cavs po bronionej stronie boiska tego wieczoru. Warriors zdobyli aż 19 punktów drugiej szansy (Cavs 9). Może z jednej strony idzie to na konto LeBrona i kolegów bo przy wielu posiadaniach zwyczajnie źle zastawiali. Z drugiej jednak strony ta dobra obrona w pierwszej fazie akcji była naprawdę na poziomie Finałów.

James i Irving zostali pierwszą w historii Finałów NBA parą, która w jednym meczu zalicza po 40 punktów.
LBJ bardzo komplementował po meczu swojego młodego rozgrywającego. On wie, że z takim Irvingiem, Cavs mogą sięgnąć po tytuł. Hola, hola. Może nie w tym roku, nie w tej serii ale tak ogólnie – taki Kyrie Irving to rozgrywający drużyny realnie myślącej o tytule.

Świetne zawody zagrał Klay Thompson. To było coś na kształt jego nawałnicy z III kwarty szóstego meczu z Thunder. Durant i koledzy zatonęli pod pod jej siłą. Cavs potrafili przetrwać. 37 punktów (11/20 z gry, 6/11 zza łuku w tym jedna z okolic logo klubu).

Cichy mecz Stepha. 25 punktów, 7 zbiorek 4 asysty, 3 bloki (!). Ale tylko 5/14 zza łuku. W tym meczu zabrakło jego magii.

Kolejny mądry występ Iguodali – 15 punktów, 11 zbiórek, 6 asyst, 2 przechwyty. Powtórzę jeszcze raz – A.I. jest na ten moment MVP tych Finałów.

Dość groźnie wyglądającej kontuzji lewego kolana doznał w III kwarcie Andrew Bogut. Australijczyk nie wrócił po niej na parkiet. Na razie nie znamy jego statusu.    

Nie mogę patrzeć na Andresona Varejao. Wiele razy mówiłem i pisałem, że nienawidzę flopów i floperów. Takie mamy czasy w sporcie, że ucieka się do nich wielu zawodników. Varejao z flopowania uczynił…sztukę? Nie. Szukam słowa. Nie znajduję. Kiedyś przynajmniej starał się bronić i faktycznie stawać na ofensy. Teraz już tylko teatralnie pada. Mam ból serca patrząc na takie granie.

Nieprzyzwyczajeni do porażek swojej drużyny, kibice Warriors, nie w większości ale w ilości znacznej, zaczęli opuszczać halę na kilka minut przed końcowym gwizdkiem. Mów, co chcesz. Dla mnie to wieśniactwo, chamstwo i brak szacunku dla swojej drużyny. Jeśli ktoś przedstawia się jako wielki fan, to wypadałoby być ze swoimi na dobre i na złe. Tym bardziej, że u Warriors, póki co, nic złego się nie dzieje.  

Zastanawiam się czy 54 rzuty Jamesa i Irvinga z 83 Cavs, to celowy zabieg Tyronna Lue czy dzieło kontrolowanego przypadku wynikającego z takiego a nie innego przebiegu meczu? Być może odkryto właśnie formułę na optymalne wykorzystanie ofensywnego potencjału tej drużyny. Cavs mogli bawić się w Spurs (i trochę w Warriors) w malinowych i fiołkowych seriach na Wschodzie. Teraz muszą wyjść z czymś ciężkim, ostrym, brzydkim, jeśli tylko skutecznym.
Atakujący James i agresywny Irving. Tylko tyle i aż tyle. Proste ale skuteczne rozwiązania. Mniej, czasem znaczy więcej.
Zobaczymy już w czwartkową noc w Cleveland. Wraz z powrotem Greena być może wszystko wróci na swoje miejsce. Kerr próbował w tym meczu różnych ustawień. Jak trener piłkarskiej drużyny Niemiec, Joachim Loew, sięgnął w tym meczu głębiej. Ciekawe z czym pojawi się za dwa dni w Cleveland. Zobaczymy na ile było to podyktowane kontuzją Boguta i karą Greena a na ile próbą odkrycia czegoś nowego.  
 

Warriors 97, Cavs 112.
W rywalizacji 3:2.
Mecz nr 6 w czwartek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.