Wielka Księga Koszykówki Billa Simmonsa wreszcie po polsku!

Kultowa książka „Book of basketball” Billa Simmonsa wreszcie po polsku! Ponad 640 stron zakulisowych informacji, zabawnych anegdot i ciekawych rankingów ze świata NBA, przedstawionych z dużą dozą humoru. To pozycja obowiązkowa dla każdego fana basketu ukaże się w Polsce już 14 listopada. Rusza przedsprzedaż książki pod naszym patronatem!

 

Tylko na LaBotiga.pl książka dostępna jest w pakiecie z supergadżetami dla fanów NBA:

– kartami do gry #NBAQuiz;

– silikonową opaską „Bóg of basketball”;

– minipiłką;

– ściereczką do smartfona.

 

Wejdź TUTAJ, zamów pakiet w przedsprzedaży i weź udział w konkursie, w którym do wygrania są szwajcarskie zegarki marki Tissot, odpowiadającej za zintegrowany system pomiaru czasu w NBA!

 

Książki szukaj również na Empik.com oraz w salonach Empik w całej Polsce.

 

Fragment książki:

Dla fanów Jazz oglądanie Stocktona było niczym dwie dekady seksu w pozycji na misjonarza. No owszem, regularny seks (co w tym przypadku oznaczało zwycięstwa drużyny), ale niespecjalnie jest się czym chwalić przy kumplach. Był bardzo, bardzo, bardzo dobry, ale nigdy wielki, co potwierdzają liczne wybory do drugiej i trzeciej drużyny NBA oraz to, że nigdy nie wszedł do pierwszej szóstki w głosowaniu na MVP. Zanudzał wszystkich na śmierć przewidywalnymi zasłonami granymi z Karlem Malone’em, znudzonym wyrazem twarzy* oraz brakiem ikry. Do Dream Teamu dostał się tylko dlatego, że Isiah spalił za sobą zbyt wiele mostów i uznano, że Stockton będzie bezpieczniejszym rozwiązaniem**. Zawsze sądziłem, że to ten typ gościa, którego w modzie jest nie lubić. Nie miał przezwiska, a fryzurę odgapił od ludzików z Lego. Odpowiada częściowo za odpychająco metodyczny styl gry Utah w latach 90. Przez lata zaliczył tyle tanich chwytów na parkiecie, że Bruce Bowen powinien się zaczerwienić z zazdrości – często podcinał przeciwników na zasłonach

albo wystawiał kolano w ostatniej chwili, „przypadkowo” trafiając w same jaja gracza, który starał się nie zgubić krycia… ale nikt nigdy nie robił z tego powodu afery, bo gość wyglądał tak, że mógłby być ojcem Brendy i Brandona w Beverly Hills 90210. Trudno wybrać moment szczytowy kariery Stocktona, bo taki nie nastąpił. W latach 1988–1995 notował między 14,7 i 17,2 punktu oraz między 12,3 a 14,5 asysty na mecz, w erze, gdy „asysty stały się nagle łatwiejszym do zaliczenia elementem gry”. Celność jego rzutów robiła wrażenie (51,5% z gry, 38,5% za trzy, 82,6% z wolnych). Siedem razy przekraczał granicę 53%, a w sezonie ’88 dobił do skuteczności 57,4%. Co ciekawe, te statystyki prezentowały się nieco mniej okazale w play-offach (47,3% w 182 meczach tej fazy). W latach ’92–’96 Stockton rzucał ze skutecznością zaledwie 44% i chybił 107 ze 153 trójek (30% skuteczności). Po fantastycznym występie w play-offach ’88 (20-4-15, w tym 24 asysty w meczu przeciw L.A.) raczej nie podtrzymał w kolejnych latach opinii pewnego strzelca w tej fazie gry. W rozgrywkach ’89 Jazz przegrali do zera z rozstawionym z siódemką G-State (z podstawowym rozgrywającym Winstonem Garlandem). Kevin Johnson i jego Suns wygrali w sezonie ’90 decydujący piąty mecz w Utah. Blazers wyeliminowali ich w sezonach ’91 i ’92, a Stockton w ostatnich dwóch porażkach w drugim z tych sezonów zanotował sześć celnych rzutów na 25 prób, a do tego dał się ogrywać Terry’emu Porterowi (średnia 26-8 w serii). W sezonie ’93 Jazz prowadzili w pierwszej rundzie z Seattle 2-1, ale i tak odpadli, a Stockton w potencjalnie ostatnim, czwartym meczu rozgrywanym na parkiecie w Utah trafił tylko cztery rzuty na 14 oddanych. W kolejnym roku Jazz przegrali w Finałach Zachodu z Houston, a Stockton chybił 38 z 65 rzutów i w całej serii notował zaledwie 9,4 asysty na mecz. W rozgrywkach ’95 Jazz przegrali decydujący, piąty mecz na własnym parkiecie z Houston, a Stockton zaliczył zaledwie 5 asyst i 12 punktów przy czterech celnych rzutach na 14 oddanych. A gdy Jazz przegrali siódmy mecz Finałów Zachodu ’96 z Seattle, pojedynek rozgrywających od razu przywodził na myśl starcie Olajuwona z Robinsonem rok wcześniej: 20,8 punktu, 6,4 asysty i 56% z gry – to statystyki GP. Stockton notował 10,1 punktu, 7,6 asysty i 39% skuteczności.

 

* Twarz Stocktona przypominała tę u alkoholika, który przestał pić i teraz nie ma pojęcia, jak się dobrze bawić. Gadasz z nim 20 minut o pierdołach podczas spotkania bożonarodzeniowego i zaczynasz rozważać celowe zachłyśnięcie się ciastkiem z krabem, byle tylko uwolnić się od niego.

** W kolejnym sezonie wkurzony Thomas rzucił przeciwko Stocktonowi 44 punkty. W kolejnym meczu Malone postanowił się zemścić i przyłożył Thomasowi łokciem, co zaowocowało 40 szwami nad okiem. Pech Thomasa polegał na tym, że nie był to mecz play-offów – wtedy pewnie Malone by chybił.

 

O książce:

Książka o baskecie, jakiej jeszcze nie było!

 

Kiedy szalenie uparty i niezwykle zabawny dziennikarz uzależniony od koszykówki bierze się za opisanie historii NBA, można oczekiwać absolutnie fantastycznej lektury. Bill Simmons znany jest milionom fanów w USA. Jego książka stała się biblią dla każdego, kto kocha basket.

 

Od odwiecznego pytania o to, kto wygrał rywalizację między Billem Russellem i Wiltem Chamberlainem, przez rozważania na temat najlepszego zespołu w historii, po ranking 96 największych graczy w dziejach NBA i odkrycie „sekretu koszykówki”.

 

Simmons otwiera – a potem zamyka raz na zawsze – każdą koszykarską debatę. Jego opinie są autorytarne, bywają kontrowersyjne, ale jednocześnie sprawiają, że każda strona „Wielkiej Księgi Koszykówki” dostarcza znakomitej rozrywki. Zupełnie tak, jakby Michael Jordan wrócił na parkiet w najlepszej formie i zmierzył się z drużyną LeBrona Jamesa. To po prostu trzeba przeczytać!

 

Autor: Bill Simmons

Tytuł oryginału: Book of Basketball. The NBA According To The Sports Guy

Tłumacz: Jakub Michalski

Data wydania: 14 listopada 2018

Cena okładkowa: 69,99 zł

Liczba stron: 704


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.