Drugi dzień wolnej agentury stał pod znakiem gigantycznej wymiany na linii Jazz-Wolves. I od niej zacznijmy.
– Utah Jazz i Minnesota Timberwolves porozumieli się w sprawie wymiany, na mocy której Rudy Gobert przeniesie się do Minnesoty. W przeciwnym kierunku powędrują Malik Beasley, Patrick Beverley, Jarred Vanderbilt, Leandro Bolmaro, Walker Kessler (22 wybór tegorocznego draftu) oraz aż cztery wybory w pierwszej rundzie draftu 2023, 2025, 2027 oraz 2029. Pierwsze trzy są niechronione, a ten z 2029 roku chroniony jest w top 5.
Komentarz: Wow! Bardzo ciekawa, ale też bardzo ryzykowna wymiana dla Minnesoty. Aż cztery wybory w drafcie, z czego aż trzy są całkowicie niechronione! Trochę bym drżał na miejscu managementu Wilków, bo tu jest potencjał na ogromną katastrofę. Po pierwsze, tak zwyczajnie, Gobert ma już 30 lat (tak, wiem, jak ten czas leci). Podstawy matematyki podpowiadają nam, że będzie miał 35 i 37 lat, gdy Wolves będą oddawać dwa ostatnie picki do Jazz. Po drugie, na ten moment ważniejsze, Gobert i Towns są centrami. Chris Finch już zaliczył nieprzespaną noc myśląc jak to poukładać. A takich nocy przed nim jeszcze wiele. Gobert to elitarny defensor, a KAT to elitarny łowca punktów. Ale każdy z nich ma swoje ograniczenia. Gobert jest ofensywnym impotentem, z praktycznie nieistniejącym rzutem, z bardzo ograniczonymi manewrami pod koszem. KAT z kolei jest słabym obrońcą, któremu zdarzają się proste błędy po bronionej stronie parkietu. W obecnej NBA jest dosłownie garstka wysokich, którzy z powodzeniem mogą swichować na atakujących niskich zawodników. Ani Gobert, ani Towns nie należą do tej grupy. To może wyglądać bardzo źle, gdy będą razem na parkiecie, a przecież będą, bo nie po to ma się w składzie dwóch All-Starów, by jednym z nich nie grać. Towns zgodził się wczoraj podpisać maksymalny kontrakt (o tym poniżej). Gobert przyjechał ze swoim. Już niedługo Anthony Edwards poprosi o swojego maksa. W czarnym i wcale nie tak nierealnym scenariuszu, Wolves mają na liście płac trzy gigantyczne kontrakty, a ich właściciele, przez złe dopasowanie, nie mogę przebywać jednocześnie na boisku. Upupiona kontraktami, bez wyborów w drafcie Minnesota, szoruje dno ligi w ciągu 2-3 lat, a nowi właściciele klubu dowiadują się co znaczy płacić podatek od luksusu, co dla organizacji z małych rynków oznacza de facto dokładanie do tego interesu. Możliwe? Jasne. A czy może się to udać? Może. Słuchaj tego. Towns jest świetnym strzelcem. Nie „jak na centra” tylko tak po prostu – jest świetnym strzelcem. Grasz pick and roll Gobert-Russell. Francuz ścina pod kosz i czeka na lob. Co jak co, ale to potrafi. Russell jest, jaki jest, ale za trzy rzucić umie. Idzie pomoc do atakującego obręcz Goberta? Świetnie, bo tam na obwodzie na podanie czekają KAT i Edwards. A w obronie? Proponuję strefę. Najprostsze i zarazem najskuteczniejsze rozwiązanie, gdy Twoi obrońcy mają kłopot ze switchem. To nadal nie schowa wszystkich problemów związanych z gabarytami oraz mankamentami Goberta i KATA, ale z pewnością schowa część z nich. Oddajemy część rzutów za trzy punkty, ale barykadujemy strefę podkoszową. Czy to przypadkiem nie jest recepta na świetne bronienie u Bucks? Proste, ale skuteczne. Coach Finch przyszedł do Minnesoty z asystentury u Nicka Nurse’a, który jak wiece, lubi myśleć „outside the box”. Finch też lubi. NBA to liga trendów. Dziś jesteśmy w trendzie spacingu, small-ballu i zielonego światła na rzucanie. Kiedyś czymś szalonym było pomyśleć, że zawodnik, który nie ma dwóch metrów gra na środku. W tej chwili granie jednym klasycznym centrem bywa rzadkością. Granie dwoma brzmi jak szalony i praktycznie niemożliwy pomysł. A potem przyjdzie ktoś i to zrobi. A jak się uda, to potem znajdzie to naśladowców. Czy będą to Towns i Gobert i rysujący to wszystko Finch. A czemu nie? To może skończyć się wielką katastrofą, ale jak przyjrzeć się temu bliżej, to co w zasadzie ryzykuje Minnesota, na czym miałaby polegać ta katastrofa? Minnesota nie jest destynacją dla topowych wolnych agentów. Z własnej woli nikt nie przychodzi tu po pieniądze, skoro te same stawki leżą pod palmami Miami czy Los Angeles. Wolves od dekad (tak, od dekad) próbowali budować się przez draft. I jak na tym wyszli? No właśnie. Teraz pozyskali sobie, bądź co bądź, gwiazdę, defensywny filar. Owszem, cena za Goberta była ogromna, te picki mogą śnić się po nocach i być tematem dyskusji na wiele lat. Danny Ainge już raz tak zrobił z Nets, gdy pracował w Bostonie. Teraz może historia się powtarza w Jazz i Wolves. Może.
Myślę jednak, że nie powinniśmy patrzeć na ten deal, jako ostateczne rozwiązanie Minnesoty. To jest jakiś krok, w jakąś stronę, oni wierzą, że dobrą. Zobaczymy, czy tak faktycznie będzie. Ale przecież nigdzie nie jest powiedziane, że Gobert musi wypełnić swój kontrakt w tym klubie. Jakby co, on też jest do ruszenia. Tak samo, jak do ruszenia będą ewentualnie Towns czy Edwards, gdyby zaszła taka potrzeba. A wtedy do odzyskania będą utracone właśnie wybory. Tak mniej więcej wygląda cykl istnienia drużyn z małych i średnich rynków. Muszą ryzykować, bo co więcej im pozostało? Budowanie się przez drafty, które zazwyczaj się nie udaje? Walczenie o play-in i rokroczne odpadanie? Podsumowując – jest to bardzo ryzykowny ruch dla Minnesoty. Jest to ruch, który mógł być lepszy. Można było na picki nałożyć ochronę. Choćby w symbolicznym top 5. Można było próbować zjechać z czterech na trzy. Tym bardziej, że to Jazz chcieli bardziej ruszyć Goberta, niż Wolves go pozyskać. Ba, można było szukać wzmocnień na innych pozycjach. Wolves mają nowych właścicieli, a tacy często z kopyta chcą wejść do NBA. Najpierw nie do końca rozumieją, jak to działa. A jak już zaczynają rozumieć na czym polega posiadanie trzech maksymalnych umów, co to jest podatek od luksusu, co to znaczy nie mieć wyborów w drafcie, wtedy jest już za późno. Wtedy Danny Ainge i jemu podobni już dawno mają zmieniony numer telefonu. Ta liga potrafi być bezduszna. Doświadczone wygi NBA czują krew. Dzwonią do świeżych w tym biznesie, łaskoczą ich ego i często bez skrupułów robią świeżaków na szaro.
Ja widzę tutaj potencjał na coś nowego. Nie wiem czy super skutecznego, ale z pewnością coś odświeżającego. Pick and rolle dwóch centrów, z których jeden ścina, drugi rzuca. A, czemu nie? Mamy 2022 roku. Widzę tu dwa różne sposoby grania – chcemy obronić, dajemy na środek Goberta. Chcemy punktów, gramy ultraofensywnie z Townsem. Small ball jest skuteczny i zabójczy dla centrów tylko wtedy, gdy centrzy nie są w stanie go zniwelować czymś od siebie.
A Jazz? Wybory w drafcie są ogromnym kapitałem, ale są też (nomen omen) melodią przyszłości. Na ten moment, ten skład Jazz, to nie jest nawet top 10 Zachodu. Bez swojej kotwicy w obronie, bez Royce’a O’Neale’a, który odszedł w osobnej wymianie (poniżej) z Mitchellem i grupą średniaków, ta drużyna wchodzi w fazę…przebudowy, restrukturyzacji, czegoś innego? Nie wiem, ale wiem, że sportowo są poniżej regularnego wygrywania.
– Karl-Anthony Towns zgodził się podpisać czteroletni (supermax) kontrakt o wartości $224 mln. Umowa wejdzie w życie z początkiem rozgrywek 2024-25. Oznacza to, że KAT jest pod kontraktem aż do wakacji 2028 roku.
Komentarz: W obecnej NBA, centrów wartych maksymalnego kontraktu jest mniej, niż pięciu. Policzmy razem – Jokic, Embiid, dajmy tu też Giannisa, choć klasycznym centrem nie nie jest, no i KAT. I tyle, koniec listy. Towns jest na tej liście. Przynajmniej u mnie. Możesz podać parę jego mankamentów w grze, na czele ze słabą obroną, często zbyt emocjonalnym podejściem do spraw, które potem wyjmują go mentalnie z meczów. I masz tutaj rację. Ale faktem też jest to, że jest wybitnie utalentowany w ataku, ma tonę talentu, znakomite ciało. A za takie rzeczy też się płaci. Szczególnie, że mówimy tutaj o klubie ze średniego rynku. Jeśli obawiamy się o wybory w drafcie, które Wolves właśnie stracili w wymianie po Goberta, to w domyśle mamy na myśli właśnie takie wybory, takich zawodników, jak Towns. Takim zawodnikom nie pozwala się odchodzić, gdy sami tego nie chcą zrobić. 26-letni zawodnik, który, jak przypuszczam, będzie przez parę lat jeszcze lepszy, który w obronie gorszy już nie będzie. Dobre bronienie, to w większości przypadków sama chęć bronienia, dobrzy w obronie koledzy (czołem Rudy) i przekonanie, że ma to sens. Ruch jak najbardziej spodziewany, zrozumiały i dobry dla Wolves.
– Brooklyn Nets pozyskali z Utah Jazz Royce’a O’Neale’a. W zamian oddali wybór w pierwszej rundzie draftu 2023 roku.
Komentarz: Gdybyśmy na moment zapomnieli, że KD chce odejść z Nets, to ten ruch trzeba by było zaliczyć do świetnych. W ramach „trade exception” wygenerowanego przy transferze Jamesa Hardena, Nets pozyskali dobrze broniącego skrzydłowego z przyzwoitym rzutem za trzy punkty, który nie zarabia dużo ($9.2 mln w nadchodzącym sezonie oraz $9.5 mln w kolejnym). Zakładając, że Nets będą dobrzy, bez względu na personel (oddając Duranta chcą wyborów w drafcie, ale też dobrych zawodników na teraz), ich przyszłoroczny wybór powinien znaleźć się pod koniec drugiej dziesiątki, może nawet w trzeciej. To niewielka cena za gracza klasy O’Neale’a. Dobry ruch Nets. Jazz, jak widzimy, gromadzą kapitał pod przebudowę i pewnie też dalsze ruchy.
– Zach LaVine i Chicago Bulls przystali na warunki pięcioletniego kontraktu o wartości $215 mln.
Komentarz: Ten ruch można oceniać na dwa sposoby. Dobry i zły, albo raczej dobry i mniej dobry. Zacznijmy od dobrego. $43 mln za sezon dla gracza, który da Ci po 24-27 punktów co mecz, a do tego dorzuci po 4-5 zbiórek i tyle samo asyst, z którym Twoja drużyna pójdzie na wojnę o play-offy, to w miarę dobrze zainwestowane pieniądze. Chicago to duży rynek, LaVine sprzeda koszulki, bilety, wypełni kibicami halę. Marketingowo, ta umowa się spłaca. A sportowo? No właśnie, tutaj pojawia się ten mniej dobry aspekt. Z LaVine’em jako liderem, wchodzisz do play-offów, a przy korzystnym rozdaniu przebijasz się nawet przez pierwszą rundę, ale potem żegnasz się z postseason. Jeśli ambicją Twojej organizacji jest po prostu być ekipą play-offową, to LaVine jako lider, jest dobrym rozwiązaniem. Ale jeśli chcesz zdobyć tytuł, a przecież dążeniem każdej organizacji, przynajmniej w teorii, powinna być chęć dania sobie szansy grania o tytuł, to wtedy ten kontrakt już tak dobry nie jest. LaVine ze swoją umową ustawia się obok Giannisa, Leonarda, LeBrona, Curry’ego, Doncica, czyli graczy, ze ścisłego szczytu NBA. Zach nie jest graczem z tego pułapu. Bulls z nim jako liderem, są ekipą play-offową, ale nie widzę scenariusza, w którym biją w serii Bucks, Celtics, Warriors czy Clippers, żeby wymienić tylko te ekipy. Żeby Byki zrobiły krok dalej, żeby weszły na poziom wyżej, LaVine musi zejść do roli drugich, może nawet trzecich skrzypiec. Nie zrozummy się źle. Zach Lavine to dobry zawodnik. Wiele organizacji chciałoby być tam, gdzie teraz są Bulls. Pradoksalnie Bulls byli tu w pewnym sensie zakładnikami systemu (bliżej o tym przy analizie nowego kontraktu Bradleya Beala). Tego ruchu należało się spodziewać i na pewno nie powinno się go oceniać źle. Bo gdyby Chicago nie zdecydowało się zatrzymać 27-latka, to wróciliby do przeciętności, z której przecież całkiem niedawno się wygrzebali.
– Delon Wright przystał na warunki dwuletniego kontraktu od Washington Wizards. Wartość umowy to $16 mln.
Komentarz: Tego typu usługi, jakie oferuje 30-letni Wright, można znaleźć w NBA za mniejsze pieniądze. Ale nie jest to ruch, po którego wykonaniu, ktoś straci pracę. Idźmy dalej, szkoda czasu.
– Thaddeus Young podpisze z Toronto Raptors dwuletni kontrakt o wartości $16 mln.
Komentarz: Nie byłem fanem sprowadzania Younga do Toronto kosztem wyboru w I rundzie draftu. Nie jestem też fanem tego podpisu. W tej umowie jest kilka bonusów, które uruchomią się po spełnieniu paru warunków, ale mimo wszystko, wolałbym gdyby Raps sięgnęli na przykład do swoich szerokich rezerw w G-League i sprawdzali ludzi za grosze. 34-letni Young może i ma tam w nogach jeszcze trochę koszykówki, ale młodej drużynie, która nie będzie się bić o tytuł w tym sezonie, jego obecność nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Wartościowa postać dla ławki/szatni? To na pewno, ale nie za takie pieniądze. Pozdrawia Udonis Haslem.
– Joe Ingles przenosi do Milwaukee Bucks w ramach rocznego kontraktu za $6.5 mln.
Komentarz: Znakomity ruch Bucks. Oczywiście zakładając, że Australijczyk wróci do pełni zdrowia po styczniowym zerwaniu ACLa w lewym kolanie. Nie będzie pośpiechu z przywracaniem go na parkiet. To jest ruch, który ma pozwolić Bucks wrócić do finałów i zdobyć tytuł. Nikt nie będzie oczekiwał, żeby 34-latek uganiał się będzie za piłką już w listopadzie. Ingles przynosi do Milwaukee tonę doświadczenia, rozegranie, boiskowe IQ i 40% zza łuku. To dużo za stosunkowo niewielkie pieniądze.
– Wesley Matthews zostaje w Bucks na mocy rocznego kontraktu za minimum dla weterana.
Komentarz: Kolejny, dobry ruch ekipy z Wisconsin. Matthews był w rotacji Bucks w tych play-offach i wyglądał całkiem nieźle. Niczego więcej nie możesz oczekiwać od 35-letniego weterana, który gra z minimalnym kontraktem. Kontynuacja to jedna z najbardziej niedocenianych cech przy budowaniu drużyn w obecnych czasach.
– Zostajemy w Milwaukee, gdzie Bobby Portis i Bucks dogadali się w sprawie czteroletniej umowy wartej $49 mln. Bobby będzie miał opcję na ostatni rok tej umowy.
Komentarz: Są ludzie, którzy robią dobre liczby w niewymagających okolicznościach i mają potem za to słono zapłacone. Tu pozdrawia Andre Drummond chociażby. Bobby był w rotacji mistrzowskiej drużyny. Już wiemy, że da się nim grać w zwycięską koszykówkę. To jest umowa dobra na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze jest uczciwa i rozsądna dla samych Bucks. Po drugie, gdyby trzeba było nim handlować, to jest coś, na co bez problemu znajdą się chętni.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.