Wolni agenci, cz.2

Oto druga część mojego przeglądu wolnych agentów nadchodzącego lata. W części pierwszej zająłem się dziesiątką graczy, o których nie słychać aż tak często w mediach, ale są niezwykle ważnymi ogniwami swoich rotacji. W tej, biorę pod lupę pięciu z dziesięciu graczy, którzy należą do ścisłej elity NBA. Kevin Durant, Kyrie Irving, Kawhi Leonard, Klay Thomspon i Jimmy Butler  znajdą się w części trzeciej i ostatniej tego zestawienia.


Kemba Walker, Charlotte Hornets.
Przed niespełna 29-letnim Walkerem najważniejsze lato jego kariery. To jest ten moment, w którym zbierze żniwo swojej ciężkiej pracy. Hornets mogą dać mu najwięcej pieniędzy i zapewne będą chcieli to zrobić. Inne kluby mogą z kolei skusić go wizją gry o coś wielkiego, lub zwyczajnie, namówić go na zmianę otoczenia. I wcale nie musi to być bardzo trudne. To jego ósmy sezon w Charlotte. Tylko dwa z nich zakończone były awansem do play-offs (2014 i 2016). Walker na każdym kroku podkreśla, że chciałby zostać. Ale dla nikogo nie jest tajemnicą, że po prostu może mieć już dość przegrywania. W tych rozgrywkach jest trzeci, za Kyrie Irvingiem i Jamesem Hardenem, jeśli chodzi o zdobyte punkty w sytuacjach clutch (ostatnie pięć minut czwartej kwarty lub w dogrywce, gdy różnica punktowa między walczącymi drużynami wynosi pięć lub mniej punktów). Zdobywa średnio po 25 punktów na mecz, do tego 4.3 zbiórki, 5.7 asysty i 1.3 przechwytu. Cytując klasyka „i wszystko to, jak krew w piach.” Tak po ludzku, fizycznie ciężko byłoby wymagać od niego więcej. Hornets z bilansem 31:38 są na dziesiątym miejscu na Wschodzie. Czy można wymagać więcej od drużyny, której drugim najlepszym strzelcem jest Jeremy Lamb (15.2)? No właśnie. Michael Jordan zrobił naprawdę niewiele, żeby przez lata obudowywać Walkera wartościowymi partnerami. Nie powinien więc być zszokowany, jeśli latem go straci. Według plotek na liście transferowych życzeń, wysoko mają go m.in. Dallas Mavericks. Być może się mylę, ale chyba wizja gry razem z Kristapsem Porzingisem i Luką Doncicem, w Teksasie, gdzie nie ma podatku stanowego, brzmi atrakcyjniej, niż granie kolejny raz o 35 wygranych, mając u boku Franka Kaminsky’ego i Cody’ego Zellera.

Kristaps Porzingis, Dallas Mavericks.
Sufit zdrowego Porzingisa działa na wyobraźnie obserwatorów. Nie bez przyczyny otrzymał przydomek „jednorożec.” Gdy był zdrowy w tamtym sezonie (48 meczów), notował na mecz po 22.7 punktu, 6.6 zbiórki, 2.4 bloku i 1.2 przechwytu. Z obozu Dallas dochodzą do nas informacje, że Łotysz dostał zielone światło na treningi z Mavs. To świetna wiadomość dla drużyny z Teksasu, ale przede wszystkim dla niego samego, dla jego rynkowej wartości. Przed Porzingisem i jego agentem, który prywatnie jest jego bratem, rysuje się kilka scenariuszy na przyszłość. 23-latek będzie zastrzeżonym wolnym agentem. Może więc spokojnie słuchać ofert innych klubów, by ostatecznie którąś przyjąć. Mavs będą mieć prawo wyrównać każdą z nich. Będzie mógł też na spokojnie, bez osób trzecich, wynegocjować umowę z Dallas. Jest też scenariusz ekstremalnie ryzykowny. Otóż, Porzingis może zgodzić się zagrać najbliższy sezon, na mocy rocznej, kwalifikowanej oferty za ok $4.5 mln, by latem 2020 negocjować jako całkowicie wolny agent. Taka informacja krążyła w mediach związanych z Mavs, zaraz po transferze z Knicks. Po co? Nie ma wątpliwości co do jego talentu, ale za to jest kilka znaków zapytania w odniesieniu do jego zdrowia. Gdyby udało mu się w najbliższym sezonie udowodnić, że wrócił na 100%, że należy do elity ligi, wtedy formalnością byłoby podpisanie maksymalnej umowy za rok. Nie wierzę jednak w taki scenariusz. Nie ma on finansowego sensu dla Łotysza. Skoro za nadchodzący sezon może spokojnie dostać jakieś $20 milionów, mimo wszystko tak myślę, to dlaczego zostawiać na stole kilkanaście milionów, których już nie odzyska, i ryzykować, że coś może nie pójść w najbliższych rozgrywkach, szczególnie w kontekście zdrowia. No chyba, żeby potencjalni chętni, w tym sami Mavs, chcieli najpierw zobaczyć, na czym stoją. Dosłownie. P.K. wraca po kontuzji zerwanego więzadła krzyżowego przedniego lewej nogi. W ciągu trzech lat swojej kariery w NBA, stracił łącznie 60 meczów.  

Tobias Harris, Philadelphia 76ers.
Elton Brand będzie mógł zaproponować mu latem pięcioletni kontrakt warty $188 mln. Podstawowe pytanie brzmi jednak, czy Harris jest tyle wart. Mam poważne obawy, czy przypadkiem nie jesteśmy już w okolicach sufitu jego możliwości. Latem będzie obchodził 27-urodziny. To jego ósmy sezon w NBA. O ile wierzę, że jest w stanie utrzymać obecny poziom przez cały okres trwania nowej umowy, to nie jestem przekonany, że ma jeszcze jakieś miejsce na polepszanie swojej gry. Ponad $30 mln za sezon, za 19-20 punktów, od gracza, który nie jest nawet drugą, może nawet trzecią opcją 76ers, brzmi drogo i ryzkownie. Trudnym zadaniem dla Sixers będzie próba zatrzymania obu – Harrisa i Butlera. Każdy z nich myśli o maksie, i może to marzenie spełni się dla obu…tyle, że nie w Filadelfii, albo raczej nie jednocześnie. Nie jest to niemożliwe, ale z biznesowego punktu widzenia, bardzo kosztowne. Może być też tak, że jeden będzie polisą ubezpieczeniową dla drugiego, na wypadek, gdyby któryś zapragnął odejść. Papierkiem lakmusowym kierunku, w którym może iść ta drużyna, w tym składzie, będą play-offy. Jeśli te rozbudzą marzenia o wielkości, jeśli będą one dość realne, wtedy Brand dostanie zielone światło na wydawanie pieniędzy. Jeśli nie, Harris lub Butler, albo obaj, pożegnają się z drużyną. No chyba, że zgodzą się podpisać przyjazne dla salary cap kontrakty, w co wątpię. Myśląc o przyszłości, Sixers muszą przecież pamiętać, że Ben Simmons, już latem 2020 roku siądzie do negocjacji jako zastrzeżony, wolny agent. To samo czeka ich rok później z Joelem Embiidem. Harris gra w 76ers na poziomie 19.8 punktu, 8 zbiórek i 2.7 asysty.

Khris Middleton, Milwaukee Bucks.
Jego historia powinna być inspiracją dla młodych koszykarzy, że warto ciężko pracować, warto wierzyć w siebie, bo na końcu ciemnego tunelu, można znaleźć światło i wielką nagrodę. Z wybranego w II rundzie draftu gracza, który był poza rotacją w debiutanckim sezonie, który zdobywał ledwie po 6 punktów na mecz, zawędrował aż na poziom All-Star. Skrzydłowy Bucks ma opcję gracza na przyszły sezon, wartą $13 mln, ale na 100% jej nie przyjmie. W wieku 27 lat, 28 gdy będzie wchodził w następne rozgrywki, jest w optymalnym miejscu swojej kariery, żeby spieniężyć sportowy sukces ostatnich dwóch sezonów. Jego rynkową wartość wywindowały zeszłoroczne play-offy, podczas których Middleton produkował 25.7 punktu, 9.6 zbiórki, 6.3 asysty i 1.4 przechwytu, trafiając z gry aż 57% swoich rzutów. Te rozgrywki tylko potwierdzają jego przynależność do grona najlepszych w NBA. Pierwszy w karierze wybór do Meczu Gwiazd, idealna rola drugich skrzypiec w systemie, w którym gwiazdą jest Giannis Antetokounmpo, a Bucks są najlepszą drużyną ligi. Nadchodzące play-offy będą miały dla niego podwójne znaczenie. Recz jasna będzie walczył z Milwaukee o wygranie Wschodu, a potem o mistrzowski tytuł. Na równoległym torze będzie cementował swoją rynkową wartość. Bucks, dwa tygodnie temu, zabezpieczyli przyszłość Erica Bledsoe (4 lata, $70 mln), ale nadal czekają ich negocjacje z Nikolą Miroticem, Brookiem Lopezem oraz Malcolmem Brogdonem, o którym pisałem w poprzednim tekście.           

Al Horford, Boston Celtics.
Środkowy Celtów ma opcję zawodnika na nadchodzący sezon, wartą $30.1 mln. To dużo pieniędzy, których na wolnym rynku na pewno nie dostanie. Ale paradoksalnie, zrezygnowanie z tej opcji, może być dla niego najbardziej opłacalnym i logicznym ruchem. Horford zdmuchnie w czerwcu 33 świeczki z urodzinowego tortu. W jego interesie będzie zatem zabezpieczyć swoją przyszłość na więcej, niż jeden rok. Będzie to najprawdopodobniej jego ostatni w karierze „tłusty” kontrakt. Zamiast grać na mocy wygasającej umowy, co zawsze jest ryzykiem, może zgodzić się na coś na kształt trzyletniego kontraktu oscylującego wokół $60 mln. Statystyki Horforda, tradycyjnie, jak przez całą karierę, nie są może seksowne, ale ten kto ogląda mecze Celtów, ten wie, ile jego praca znaczy dla tej drużyny, na obu końcach parkietu. Mi możecie nie wierzyć, ale zapytajcie choćby Joela Embiida, jak to jest być bronionym przez Horforda. 13 punktów, 6.7 zbiórki, 4.1 asysty (trzeci wśród środkowych), 1.3 bloku na mecz w tym sezonie. Al nie lata nad obręczami, nie bazuje na atletyczności, więc z powodzeniem może dać Bostonowi, lub komuś innemu, jeszcze ładnych kilka solidnych lat.

* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam tydzień temu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.