Toronto 2019 cz.5

Mecz z Portland Trail Blazers był jednym z fajniejszych meczów, jakie widziałem na żywo. Było w nim wszystko. A jeśli nie wszystko, to bardzo wiele. Dobra obrona, dobry atak, indywidualne akcje, drużynowe sekwencje na obu końcach parkietu. Rzuty na remis, na prowadzenie, na zwycięstwo. To się oglądało! Po trzech celnych rzutach wolnych Lillarda, Raps nie wzięli czasu. Punkty na przełamanie remisu, w swoim stylu, z prawego rogu, rzucił Kawhi. 38 punktów w 34 minuty gry. Był to już jego siódmy w tym sezonie rzut na remis lub prowadzenie, gdy na zegarze jest minuta gry (lub mniej). Cała pierwsza piątka Toronto punktowała dwucyfrowo. W Blazers dobrze wyglądał McCollum (35 punktów, 4 zbiórki, 5 asyst, 7/11 zza łuku). Swoje momenty miał też Lillard (24 punkty, 8 zbiórek, 6 asyst i jedno solidne zdjęcie, które znajdziesz na samym końcu tego tekstu). Dobre wrażenie na żywo zrobił ma mnie Jake Layman, którego poczynania obserwuję z dystansu już od jakiegoś czasu.

Trening Blazers. Kontakt wzrokowy z Rodney’em Hoodem przydał mi się potem po meczu.

Rzutówka Setha. Fanie tak sobie siedzieć przy parkiecie i oglądać NBA.

Trener Stotts o meczu, po meczu. Obserwowałem go trochę w szatni Blazers. Zabawny gość. Z dystansem do siebie i do tego, co robi. W drodze po kanapkę, zderzył się z jednym ze swoich asystentów. Kolizję skwitował słowami – „oj kolego, to był ofens! Nie zająłeś legalnej pozycji.”


Rodney Hood chciał ze mną pogadać.

Obecny sezon grasz na mocy rocznego kontraktu wartego $3.4 mln. Czy teraz, z perspektywy czasu nie żałujesz, że odrzuciłeś propozycję kilkuletniej umowy od Utah Jazz?

Fajnie, że ktoś o to w końcu zapytał! Wiem, że krążyły plotki o tej propozycji kontraktu. Prawda jest jednak inna. Żadnej propozycji ze strony Jazz nie było. Oni chcieli, żebym zagrał swój czwarty sezon do końca, a potem ewentualnie usieliby ze mną do rozmów. Gdyby jakaś oferta od nich wyszła, to myślę, że najprawdopodobniej bym się zgodził.

Teraz przed Tobą wielkie lato. Wchodzisz na rynek wolnych agentów. Czego oczekujesz? Wiem, że to banalne pytanie, bo przecież liczysz na dobre pieniądze oraz możliwość pokazania swoich umiejętności. Ale na czym konkretnie Tobie zależy? Kilkuletnie bezpieczeństwo finansowe czy może postawienie na samego siebie, podpisanie rocznej umowy i granie o jeszcze większe pieniądze za rok.

To dobre pytanie. Tak jak sam powiedziałeś, nie ukrywajmy, pieniądze będą ważne przy podejmowaniu decyzji, ale też chciałbym grać, chciałbym być ważnym punktem rotacji jakiejś drużyny. Mówię jakiejś, ale naprawdę chciałbym zostać w Portland. Podoba mi się ta drużyna, ten system, ten trener, ci koledzy. Mam nadzieję, że i oni widzą mnie w swoich planach na przyszłość. Jeśli nie, to rozumiem, to jest biznes.

 

Udało mi się pogadać z Zachem Collinsem. Zanim zadałem pytanie, pozwoliłem sobie przesłać mu pozdrowienia od polskich fanów, którzy śledząc losy Przemysława Karnowskiego i Gonzagi, siłą rzeczy, kibicowali także i jemu. Bardzo się ucieszył. Kazał Was pozdrowić! Pytał co tam u Karna. Życzył mu zdrowia i sukcesów. Przyznał, że nie jest z nim w stałym kontakcie. Zapytałem jak to jest być zawodnikiem, który jeszcze nie ugruntował swojej pozycji w lidze. 21-letni Collins ma okresy kiedy przez kilka czy nawet kilkanaście meczów jest częścią rotacji Blazers, by potem przesiedzieć na ławce ładnych kilka spotkań.

Nie będę ukrywał, nie jest to łatwe, ale wieżę, że dzięki ciężkiej pracy, mój czas nadejdzie. To prawda, są takie okresy kiedy gram, a potem znikam z rotacji. Ale w mojej naturze nie jest narzekać na minuty gry. Moim zadaniem jest być gotowym, kiedy tylko trener wstawi mnie do gry.

Jest jakiś beef między Tobą a Draymondem Greenem?

(Śmiech) Nie, nie ma niczego złego między nami. Po prostu dwie drużyny, które lubią walczyć i rywalizować a w nich dwóch gości, którzy lubią walczyć i rywalizować. To nasze spięcie, to jednorazowa sprawa. Tak myślę (śmiech).

Sposób, w jaki pożegnaliście się z play-offami rok temu (0:4 z Pelicans, Blazers odpadli jako „trójka Zachodu), sprawia, że w tym roku przystąpicie do tej fazy z dodatkową presją. Jeśli znów zawiedziecie, to ta drużyna w nowym sezonie może już nie wyglądać tak samo.

Nie wiem czy to jest presja, ale na pewno naszym występom będzie towarzyszyć to uczucie, że jesteśmy sprawdzani, bacznie obserwowani przez naszych fanów i koszykarski świat. Pożegnaliśmy z sezonem za wcześnie! Wszyscy uważamy, że byliśmy dużo lepszą drużyną, niż pokazała to seria z Pelikanami. Wiemy, że mogliśmy grać lepiej, że powinniśmy byli grać lepiej. W tym sezonie będziemy chcieli to udowodnić. To dla nas dodatkowa motywacja, żeby pokazać naszą prawdziwą wartość. 

 

Pogadałem też z Jusufem Nurkiciem.

Jaki jest sekret bałkańskiej koszykówki? W Europie znamy i wysoko cenimy zawodników i trenerów z Bałkanów, ale w ostatnich latach także i w NBA o Was głośno.

Odpowiedź na to pytanie będzie prosta – Bałkany uwielbiają koszykówkę. Tak, jak powiedziałeś, w Europie, to żadna nowość. Dzięki takim zawodnikom, jak Luka, dowiadują się też o nas kibice z USA. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że zawodników z Bałkanów będzie coraz więcej w NBA.

Jak przyjąłeś wieść, że do drużyny trafił Enes Kanter? To dobry gracz, ale też gracz a Twojej pozycji.

Przede wszystkim to bardzo dobry gracz, który przyda nam się w walce o play-offy, a jak już to zrobimy, mam nadzieję, to także pomoże nam w serii z kimkolwiek. Nie martwię się o swoją pozycję, o swoje minuty. Nasz trener to wszystko rozgryzie.

 

Al-Farouq Aminu też znalazł dla mnie parę minut.

Z racji jego nigeryjskich korzeni, zapytałem go o ligę BAL (Basketball Africa League). Co sądzi o tym projekcie, czy myśli, że będzie miało to pozytywny wpływ na poziom koszykówki w Afryce oraz na gospodarkę. Tak właśnie reklamowane jest to przedsięwzięcie.

Uważam, że to wspaniała inicjatywa. Projekt obejmie kilka afrykańskich krajów, więc mam nadzieję, że ta pozytywna fala rozleje się po większym obszarze. Nie wiem jak to faktycznie będzie wyglądało, ale wszyscy liczmy, że będzie to generować konkretne pieniądze dla koszykówki, ogólnie dla rozwoju i infrastruktury sportowej, ale także, a może przede wszystkim liczymy na zastrzyk pieniędzy dla gospodarki. Fajnie, że ta liga ma w planach dotykać wielu różnych aspektów życia. Ludzie będą mieli okazję zobaczyć, jaka Afryka jest piękna. Na ten moment piłka nożna jest sportem numer jeden w Afryce, ale dzięki tej lidze, dzięki rosnącej popularności NBA, wierzymy, że koszykówka urośnie w oczach kibiców oraz młodzieży uprawiającej sport.

Czy w planujesz w jakiś sposób być związany z tym projektem?

Chciałbym. Na razie zapoznaję się ze szczegółami. Brzmi to bardzo interesująco. Ja już od lat organizuję campy w Afryce. Moim planem jest w końcu otworzyć akademię koszykówki. Mam nadzieję, że liga BAL da nam nowych fanów koszykówki, że może jakoś uda nam się połączyć siły. Fajnie byłoby, poprzez moją akademię, dostarczać regularnie zawodników, którzy mogliby grać w koszykówkę zawodowo. 

Masai Ujiri już kilka razy powiedział, że po afrykańskiej ziemi chodzą talenty pokroju Joela Embiida. Trzeba tylko je wyszukać i wykorzystać w koszykówce. To prawda?

Tak, oczywiście. Widuję w Afryce wielkie talenty od lat. Problem z ich wyszukaniem jest taki, że nabór nie odbywa się stale, tylko podczas specjalnych campów, klinik czy turniejów. Dzieci z małych wiosek, z miejsc oddalonych od dużych miasto, tak zwyczajnie nie mają możliwości, żeby dojechać na takie imprezy, żeby pokazać się światu. Masz 17 czy 18 lat a takie okno na świat odbywa się raz czy dwa razy w roku. Dzieci się zniechęcają, bo czują, że wielka koszykówka jest poza ich zasięgiem. Rezygnują i zaczynają skupiać się na życiu codziennym, nie marzeniach, któe mogą nigdy się nie spełnić. To jest coś, co staram się zmienić przez moje campy. Teraz z ligą BAL, wierzę, że będzie nam łatwiej.

 

My już wygaszaliśmy w piecach. Po drugiej stronie kontynentu, Lakers podejmowali u siebie Bucks. To był udany dla mnie wieczór. Dobry mecz, kilka rozmów z zawodnikami NBA, zdjęcie i mała pogawędka z jednym z najlepszych w tym biznesie. Spotkanie z legendą sędziowania. Not bad, not bad at all!

 

Spotkałem Joey’a Crawforda. Chcecie wiedzieć, co u niego? Pracuje w pionie szkolenia sędziów NBA. Dzieli się wiedzą i doświadczeniem. Obserwuje mecze sędziów i daje im tak zwany feedback. Zapytałem go o rzecz, która dla regularnego fana za bardzo interesująca nie jest, której być może nawet nie wychwycił. Otóż od tamtego sezonu, podczas rzutów wolnych, piłkę na pierwszy rzut podaje sędzia, który stoi obok rzucającego, tak zwany center. Kolejne podania adresuje już sędzia spod kosza, czyli tak, jak u nas. Joey wyjaśnił mi, że chodzi jedynie o przyspieszenie gry. Zapytałem go czy miałby czas na wywiad. Odpowiedział, że bardzo chętnie, ale z racji piastowanego stanowiska, wszystkie jego kontakty z mediami, muszą być wcześniej zatwierdzane przez jego zwierzchników. Nie jest nim bezpośrednio Adam Silver. Dostałem maila do tego pana. Może coś zrobimy w przyszłości, jeśli będzie zielone światło.

Crawford obserwował tego wieczoru swoich młodszych kolegów na parkiecie w Toronto. Jeśli oglądaliście to spotkanie, to może zwróciliście uwagę na niespotykanie (jak dla mnie) dużą liczbę fauli ofensywnych? Nie wiem, jak to jest w strukturach NBA, bo nigdy w nich jako sędzia nie byłem, ale u nas w koszykówce FIBA, gdy na meczu masz obserwatora, to czasem udzielają się emocje i sędziowie mają tendencje do nadużywania gwizdka. Może i tutaj ten mechanizm zadziałał. Ale to jedynie głośne myślenie, bo środowisko sędziowskie NBA nie wchodzi w kontakty z mediami.


Dame. Elegancki zarówno na parkiecie, jak i poza nim.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.