Washington Wizards i Phoenix Suns dogadali się w sprawie wymiany, na mocy której Bradley Beal, po jedenastu latach gry w stolicy USA, przeniesie się do Arizony. Razem z nim do Phoenix jedzie 24-letni Jordan Goodwin oraz 21-letni Isaiah Todd. W przeciwnym kierunku powędrują Chris Paul, Landry Schamet oraz kilka wyborów w drugich rundach draftów (Suns dysponują własnymi pickami w latach 2023-28), a także prawo do zamiany miejsc w pierwszej rundzie któregoś z naborów (2024 lub 2026).
Mój komentarz: Zacznę od Wizards, bo tu sprawa jest prostsza. Jest to fatalny ruch Waszyngtonu! Ale trzeba od razu, może nie tyle usprawiedliwić, co wyjaśnić sytuację, w jakiej znaleźli się Will Dawkins, nowy menadżer oraz Michael Winger, nowy prezydent stołecznego klubu. Minionego lata, poprzednik Dawkinsa, Tommy Sheppard, wespół z właścicielem Wizards, Tedem Leonsisem, przy negocjowaniu, a potem podpisywaniu nowego kontraktu z Bealem, zgodzili się na coś, co było zupełnie niepotrzebne, co sprawiło, że Wizards dziś, zamiast być suwerennym partnerem innych klubów w transferowych negocjacjach, stali się swego rodzaju zakładnikami Beala.
Chodzi zapis „no-trade clause”, czyli klauzulę, która dawała Bealowi prawo zawetowania każdego transferu z jego udziałem. W praktyce oznaczało to, że Beal nie tylko wybrał sobie właśnie wymarzoną destynację, ale także miał dużo do powiedzenia w sprawie pakietu, który w zamian za niego Wizards dostali.
Przypomnę okoliczności – Beal zgodził się rok temu na pięcioletnią umowę wartą $251 mln. Każdy inny klub mógł dać mu „tylko” $180 mln płatnych w cztery lata. Wizards nie musieli zatem dosładzać, lub jak kto woli, okraszać ćwierci miliarda dolarów (!) klauzulą o prawie weta.
Jeśli już grzebiemy w trupach i mówimy o błędach przeszłości poprzedniego managementu i właściciela, to trzeba też pamiętać, że po roku 2020, gdy Wizards zdecydowali się oddać do Houston Johna Walla i budować drużynę wokół Beala, było kilka okazji, żeby go transferować przed podpisaniem niekorzystnej dla siebie umowy.
W czym problem? Bradley Beal to bardzo dobry koszykarz, ale nie lider w drużynie walczącej o tytuł. A jak pokazała historia ostatnich sezonów, pod znakiem zapytania stoi również jego liderowanie nawet w drużynie walczącej o play-offy. Przez ostatnie 2-3 lata wyglądało na to, że wiedzą o tym wszyscy, poza włodarzami Wizards. Ci, z jakiegoś powodu, nie decydowali się na zaciągnięcie hamulca i przebudowę drużyny. Woleli pozostać w środku stawki, czyli nigdzie, patrząc na to, jak funkcjonuje NBA. I tu podobno największym winowajcą był Ted Leonsis, który nie chciał nawet słyszeć o tankowaniu. Najwidoczniej nowy zarząd wyjaśnił mu tajniki działania NBA.
Gdyby Wizards zdecydowali się na transfer z udziałem Beala przed wejściem w życie jego nowej umowy, lub gdyby nie dodali do niej klauzuli o prawie weta, to ostateczna oferta za niego byłaby dużo okazalsza. Pomyśleć, że (ponad) rok temu Wizards mogli pozbyć się Beala, dostać za niego draftową kompensację, potem ostro zatankować, a już za parę dni wybierać wysoko w, podobno, mocnym drafcie.
Jeśli wierzyć źródłom, to pozyskaniem Beala zainteresowani byli najbardziej Suns, Heat, Bucks oraz Kings. Do publicznej wiadomości nie zostało podane, co każdy z wymienionych klubów oferował za gracza Wizards, ale wiemy, że sam Beal zawęził swoją listę do Heat i Suns. Wiemy też, że ekipa z Florydy oferowała pakiet złożony z duetu Kyle Lowry i Duncan Robinson oraz draftowych dóbr (więcej, niż jednego wyboru w pierwszej rundzie draftu).
Wiemy też, że Suns złożyli przynajmniej dwie różne oferty. Jedna z nich zbudowana była wokół 24-letniego. Deandre Aytona. Problem polegał na tym, że Beal chciał z Aytonem grać w Phoenix, albo raczej nie chciał, żeby ten był częścią wymiany, co zabijało tę ofertę w zarodku.
Dziwnie tak teraz patrzy się retrospektywnie na słowa Beala, że jest cierpliwy, że chce budować dobrą drużynę w Waszyngtonie. Bo gdy ostatecznie przyszedł moment rozstania, to Wizards, za trzykrotnego All-Stara, raz w All-NBA, nie dostali nic poza oszczędnością pieniędzy. Oferta Heat nie była rewelacyjna, ale przynajmniej zawierała 18 wybór w tegorocznym drafcie i przynajmniej jeden kolejny w przyszłości.
Napisałem na samym początku, że jest to fatalny ruch Wizards, ale biorąc pod uwagę okoliczności, o których piszę dalej, był to ruch, który nowy management Wizards był zdeterminowany zrobić. Nadal nie jest jasne jaki Wizards mają plan na Chrisa Paula. W dalszym ciągu możliwy jest scenariusz, w którym ekipa z Waszyngtonu znajdzie trzecią drużynę, chętną do wzięcia 38-letniego weterana. Mówi się o zainteresowaniu m.in. Clippers i Warriors. Jeśli to się nie uda, Wizards mogą dogadać się z nim w sprawie wykupienia kontraktu, co uczyniłoby go wolnym agentem (nie będzie mógł wrócić do Phoenix). W grze pozostaje także zatrzymanie go w stolicy i transfer w trakcie trwania rozgrywek, ale jest to scenariusz najmniej prawdopodobny.
Jeśli mówimy o przyszłości klubu ze stolicy USA, to nie możemy nie wspomnieć o Kristapsie Porzingisie i Kyle’u Kuzmie. Choć jest to temat poboczny do transferu Beala. Obaj mogą zostać niezastrzeżonymi wolnymi agentami lub wejść w opcje na nadchodzące rozgrywki. Łotysz ma do podjęcia $36 mln, a Kuzma $13 mln. Mówi się, że ten pierwszy w swoją opcję wejdzie, bo na wolnym rynku ciężko będzie mu znaleźć podobne pieniądze. Z kolei ten drugi, Kuzma, jest w sytuacji dokładnie odwrotnej.
Największym kapitałem Wizards będzie potężne zatankowanie w rozgrywkach 2023-24. To jedna z niewielu rzeczy, które sami, jako organizacja, będą kontrolować. Ale wcale nie musi to oznaczać odejścia wyżej wymienionych, potencjalnych, wolnych agentów. Nie za darmo. Kontrakty w NBA, to kapitał, którym można dalej handlować. Dobrze grający Porzingis i/lub Kuzma w tankowaniu nie pomogą, ale zatrzymanie ich, a potem transfer, to kolejna możliwość dla Wizards do kolekcjonowania draftowych dóbr oraz młodych talentów. A przecież na tym właśnie polega proces przebudowy.
Jeśli chodzi o Suns, to w Arizonie robi się bardzo ciekawie. Licząc same kontrakty Devina Bookera, Kevina Duranta, Bradleya Beala i DeAndre Aytona, Suns będą mieć w salary aż $163 mln na nadchodzący sezon. W kolejnych rozgrywkach (2024-25) tylko KD, Booker i Beal zarobią po ponad $50 mln. Trzeba pamiętać, że w życie wchodzą nowe obostrzenia podatkowe i to, co robią teraz Suns, można nazwać „ucieczką do przodu”. Zamiast unikać delikatnego wejścia w „drugi próg” podatkowy (second apron), co w ich przypadku było i tak raczej nieuniknione, Suns wchodzą w niego z kopyta, bez pardonu. Oznacza to dość spore restrykcje w budowaniu rotacji, poza gwiazdy, które zgromadzili. Nie będzie to niemożliwe, ale będzie to utrudnione i kosztowne dla właściciela oraz Jamesa Jonesa, menadżera Suns.
Prawda jest taka, że GMowie drużyn NBA i ich właściciele dopiero uczą się, co w praktyce będą oznaczać postanowienia nowej umowy. Uczą się też jak kreatywnie obchodzić pewne punkty. W każdym razie, sprowadzenie do Suns Beala oznacza, że właściciel, Mat Ishbia, wierzy, że z tym składem, z tymi gwiazdami, da się zdobyć tytuł i że jest gotowy za to słono płacić. Jeśli skład „wielkiej czwórki” się nie zmieni, to Suns będą w drugim progu podatkowym przez przynajmniej trzy najbliższe lata.
Suns zagrali sześć meczów w tegorocznych play-offach z Denver Nuggets, późniejszymi mistrzami NBA. Nikt inny nie zmusił ich do zagrania więcej, niż pięciu meczów. Chris Paul wystąpił w tej serii tylko w dwóch spotkaniach. Patrząc zatem na ten ruch od tej strony, to Suns, bezsprzecznie się wzmacniają i wierzą, że mają teraz dużą sportową nadwyżkę na tym, czym dysponowali w niedawno zakończonych play-offach. Myślę, że drużyny z mistrzowskimi aspiracjami tak właśnie powinny podchodzić do najbliższego i kolejnych sezonów – co musimy zrobić, żeby pokonać Nuggets, którzy już niedługo zaczną bronić mistrzowskiego tytułu? Tak, jak pięć-siedem lat temu, drużyny operowały z myślą o Warriors, tak teraz biznesowe decyzje niektórych organizacji, obywać się będą z myślą o tym, jak grają, jak wyglądają i co robią Nuggets.
Beal schodzi z roli lidera, do roli maksymalnie trzecich skrzypiec, co samo w sobie powinno być dla niego i dla Suns dobre. Będzie nadal wiele mógł, ale największa odpowiedzialność za wynik, spoczywać będzie na barkach Duranta i Bookera.
Ruch, sam w sobie, w próżni, jest dobry. Za 38-letniego Paula, który od paru sezonów nie był w stanie pozostać zdrowy w play-offach oraz za ligowego średniaka Shameta, Suns dostali niespełna 30-letniego gracza formatu All-Start. Mniej za tego typu zawodnika nie dałoby się zapłacić. Pewnie negocjacjom nie przeszkadzał fakt, że pan Mark Bartelstein, agent Beala, prywatnie jest tatą Josha Bartelsteina, CEO Suns.
Ale oceniając ten ruch, nie można patrzeć na niego tylko z perspektywy dodanego i oddanego talentu. Cena za Beala była zbrodniczo niska. Ale już koszty utrzymania tego nowego składu, a także ryzyko sportowego i finansowego fiaska dla Suns niskie nie jest. Jak pisałem wyżej, Mat Ishbia uznał, że jeśli jego Suns są już zagrożeni wejściem w drugi próg, to lepiej wejść zdecydowanie i wzmocnić skład, bo przecież konsekwencje (restrykcje) i tak się nie zmienią. NBA nie interesuje czy jesteś w drugim progu jednym placem, czy całą dłonią. Jesteś i żyjesz z konsekwencjami. Jedyną kwestią jest tu to, czy Ishbia chce głębiej sięgać do portfela, żeby utrzymywać ten skład. Jeśli chce i stać go na to, to niech tak będzie.
Suns nie mają teraz za bardzo narzędzi, żeby poszerzyć rotację. Mogą głównie opierać się na minimalnych kontraktach i mieć nadzieję, że swoich wolnych agentów (Torrey Craig, Josh Okogie, Damion Lee, Jock Landale, TJ Warren) będą mogli zatrzymać na mocy rozsądnych umów. Gdzieś tam w dalszej, ale wcale nie aż tak dalekiej, perspektywie jest rozbicie umowy Aytona na dwóch-trzech rotacyjnych zadaniowców, którzy dodaliby głębi składu i wzmocnili defensywę Słońc. Ten ruch jest jak najbardziej w grze.
Suns są teraz all-in ze swoim składem. Pozyskując Kevina Duranta oddali Nets całą swoją przyszłość z pierwszych rund draftu. Teraz, w wymianie po Beala, oddali wszystkie swoje wybory z drugich rund w najbliższych latach. Jeśli jest to cena, którą płacą za mistrzowski tytuł, przynajmniej jeden, zdobyty w tym składzie, to jest to cena jak najbardziej do zaakceptowania. Mistrzostwa nie mają swojej ceny, więc każda cena, nawet ta najwyższa, jest w ostatecznym rozrachunku dobrą ceną.
W ataku, ta drużyna będzie bardzo groźna. Tak po prostu. Booker, to inteligentny gracz, który znajdzie drogę do współpracy z kolegami. KD wpasuje się do każdego systemu. Choć myślę, że jeśli nie ma to być atak w stylu „mój ruch, twój ruch”, to każdy z tych zawodników będzie musiał dokonać delikatnych usprawnień w swoim sposobie gry. Dla Beala idealnie byłoby, gdyby latem poświęcił czas na oglądania Raya Allena po przyjściu ze Seattle do Bostonu. To on w wielkiej trójce Celtics (obok Kevina Garnetta i Paula Pierce’a) dokonał największych zmian w stylu swojej gry. Dla tamtych Celtów skończyło się to mistrzostwem (zresztą jedynym), już w pierwszym roku wspólnej gry. To jest drużyna 26-letniego Bookera i dobrze dla tych nowych Suns byłoby, żeby na tym polu nie było żadnych niejasności.
Obawy przy tego typu projektach są zawsze te same:
– Czy na jakimś etapie współpracy, którejś z gwiazd nie znudzi się wspólna gra? Być może znów będziemy przerabiać temat „szczęścia”. Warto tu zaznaczyć, że Beal zachował swoje prawo do zawetowania potencjalnych wymian z jego udziałem.
– Czy dadzą radę być relatywnie zdrowi? Beal w ostatnich czterech latach zagrał w 57, 60, 40 i 50 meczach. Booker w ostatnim sezonie stracił 29 spotkań. 34-letni KD też ma swoją historię kontuzji i opuszczania meczów. Jak jesteśmy przy Durancie, to chcę raz jeszcze napisać coś, o czym mówiłem i pisałem w przeszłości. 17 lat w NBA, to dużo czasu. 34 lata na karku, to zaawansowany wiek dla zawodowego sportowca. LeBron James zbyt mocno zaburzył to, jak patrzymy na długowieczność w NBA. LBJ jest fizycznym wyjątkiem, od którego, pewnie podświadomie, staramy się wyciągać prawidłowości. Tymczasem 34 lata (we wrześniu 35) i granie w NBA od 2007, to dużo. Trochę obawiam się o wiek i przebieg Duranta.
– Jak (i kim) będą bronić? Tu mówimy o chęci, ale przede wszystkim o konieczności krycia tych wszystkich Currych, Morantów, Donciców, Jokiców i wszystkich innych groźnych w ataku graczy ze wszystkich pozycji. To jest pytanie o to jak, defensywnie zorientowany, coach Vogel będzie chciał ustawić w obronie ten skład. To jest też pytanie do Jamesa Jonesa, jakie ruchy wykona tego lata, żeby zbudować kompetentny skład wokół swoich gwiazd.
Na myśl przychodzą Brooklyn Nets i ich wersja wielkiej trójki. Tam nie wyszło, ale warto pamiętać, że na Brooklynie sprawy nie rozbiły się o koszykówkę. Harden, Irving i Durant zagrali ze sobą tylko 16 meczów razem. Wygrali 13 z nich w dominującym stylu. Tam nie poszło o sport.
Zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądać w Arizonie.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.
Po roku 2000 He he he.
Dobre . Jak początek opowieści s-f, a to tylko koszykarskie dyrdymałki.
Paul już w GSW. Pool w Wiz.
Żadnego tytułu Suns nie zdobędą w tym składzie.
Zero szans.