Boston Celtics i Brooklyn Nets rozmawiają w sprawie potencjalnej wymiany z udziałem Kevina Duranta. Celtowie oferują za niego pakiet, w którego skład mieliby wejść Jaylen Brown, Derrick White oraz wybór w pierwszej rundzie (któregoś) draftu. Nets, według doniesień, ofertę odrzucili, ale skontrowali ją propozycją, żeby do wspomnianego pakietu dorzucić Marcusa Smarta, dodatkowy wybór (wybory?) w drafcie oraz ewentualnie dodatkowego, rotacyjnego gracza. Mija właśnie czwarty tydzień od kiedy Durant poinformował zarząd klubu Nets, że chce zostać wytransferowany.
Komentarz: To jest news, ale w zasadzie, to żaden news. Brad Stevens, jako GM Celtics, wykonał ruch by wstępnie wybadać rynek na Duranta, by sprawdzić nastroje panujące w Nets, by poznać cenę, jaką będzie musiał ewentualnie zapłacić, za pozyskanie KD. Coś takiego powinno być obowiązkiem pozostałych 28 menadżerów klubów NBA. Jak nie zapytasz, to się nie dowiesz. Na palcach jednej ręki można policzyć kluby, do których Durant chciałby trafić. Ale to jest stan na teraz. Może pewnego dnia Sean Marks dostanie telefon od klubu X z propozycją, która zainteresuje i Nets i samego KD. Może. Dlatego warto pytać. Raptors w żadnym scenariuszu nie byli wymarzoną destynacją Kawhi Leonarda, gdy ten zażądał transferu ze Spurs. Ale Masai Ujiri nie miał nic do stracenia, poza poświęconym czasem na wykręcenie numeru do Teksasu. Reszta jest historią.
Zepsuta chemia w zespole Celtów? Może trochę, ale tylko na początku. Brown może mieć żal do Stevensa, że ten chce nim handlować, ale jak już emocje opadną, to zapewne spojrzy na to z innej strony. Brooklyn Nets chcą go mieć u siebie, w miejsce, „wiesz, kim on jest”, Kevina Duranta. Jakby się nad tym bardziej zastanowić, to można to odbierać jak najwyższej klasy sportowy komplement. Jaylen Brown to inteligentny chłopak, który bez problemu wróci do szatni Celtics, jeśli ostatecznie do żadnej wymiany nie dojdzie.
Wstępne oferty mają to do siebie, że zwykle dalekie są od ostatecznego kształtu. Wszyscy o tym wiedzą. To bardziej zainicjowanie kontaktu, zbadanie terenu, niż coś, co ma od razu mieć realne kształty.
Ani jednym, ani drugim nie pali się grunt pod nogami, zatem raczej nie należy spodziewać się szybkiej finalizacji tych rozmów. No chyba, że i Stevens i Marks w najbliższym czasie odejdą od stołu rozmów super zadowoleni. W co wątpię.
Nets mają Duranta pod kontraktem jeszcze przez cztery lata! Kończę zdanie wykrzyknikiem, bo to jest sytuacja bez precedensu, żeby gracz żądał wymiany jeszcze zanim jego nowa umowa (podpisana rok temu) weszła w życie. Nie mówiąc o formacie gwiazdy. To, oraz przypadek Bena Simmonsa będą gorącymi tematami podczas kolejnych negocjacji dotyczących kształtu nowej umowy zbiorowej między ligą a zawodnikami. Pewnie zacznie się od (kontrolowanego i delikatnego) lockoutu, ale to jest temat na osobne rozważanie.
Celtics mają do zaoferowania trzy wybory w pierwszej rundzie draftu (2025, 2027, 2029) oraz dwie możliwości zamienienia się pickami (2024 i 2026). Nets nie dostaną wszystkich tych picków, ale Marks zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli Celtics chcą dopiąć ten deal, to w grę wejdzie więcej, niż tylko jeden wybór. Stevens też dobrze o tym wie, dlatego wstępne rozmowy zaczął klasycznie, czyli delikatnie i spokojnie. Można by zażartować, że gdy Danny Ainge sprzedawał Rudy’ego Goberta do Minnesoty, to zagrał trochę przeciwko swojemu byłem klubowi z Bostonu (oraz całej reszcie ligi). Cztery wybory w drafcie za 30-letniego Francuza mocno wywindowało poprzeczkę oczekiwań przy ewentualnej wymianie z udziałem Duranta (a także Donovana Mitchella). Przynajmniej w czasie tego lata.
Bostonowi też nie spieszy się z tym dealem. A raczej nie powinno im się spieszyć. Wszak Celtics grali w ostatnich finałach NBA, a byli w nich dosłownie o kilka posiadań, albo słabszy występ Stepha Curry’ego (43 punkty, 10 zbiórek, 4 asysty, 7/14 za trzy) od objęcia prowadzenia 3:1 w serii.
Gdybym był Bradem Stevensem, to dałbym temu projektowi przynajmniej kolejny rok, żeby sprawdzić jak bardziej doświadczeni, koszykarsko lepsi, Tatum i Brown przejdą przez sezon, jak pokażą się w walce o tytuł. Chciałbym też zobaczyć tę rotację wzmocnioną o Brogdona i Gallinari’ego. Podkreślam, Celtics byli bliżej tytułu w tym roku, niż może się z perspektywy czasu wydawać. A po letnich ruchach, przynajmniej na papierze, wyglądają na lepszą drużynę.
Rozumiem jednak niecierpliwość Bostonu. Po mistrzowskim tytule z roku 2008, Celtowie dwa razy grali w finałach, aż cztery razy w finałach konferencji, tylko raz nie weszli do play-offs. Za każdym razem brakowało „czegoś”. Może tym „czymś” będzie właśnie Durant? Może z nim w składzie okno na zdobycie tytułu otworzy się szerzej?
I tu pojawia się inna ważna kwestia. Ile zostało Duranta w Durancie? Czy Stevens i Celtics woleliby wziąć okno na zdobycie tytułu, które wprawdzie będzie szerzej otwarte, ale znacznie krócej, niż z Brownem? KD pod koniec września skończy 34 lata. Miesiąc później Brown skończy 26 lat. Ofensywnie nigdy nie dojdzie do poziomu Duranta, ale niczym szalonym nie jest zakładać, że jeszcze przez parę lat będzie dokładał do swojego rzemiosła, a fizycznie pozostanie na tym samym poziomie jeszcze przynajmniej z 5-6 lat (o ile nie dłużej).
Bałbym się zakładać, że niebawem 34-letni Durant, będzie graczem poziomu All-NBA przez cały czas trwania swojej czteroletniej umowy. Jeśli Celtics (czy ktokolwiek inny, kto po niego sięgnie) zdobędą tytuł w ciągu najbliższego roku, czy dwóch, to nawet gdyby w kolejnych dwóch sezonach, Durant miał się kompletnie posypać, to taki ruch trzeba będzie oceniać dobrze. Mistrzostwo ma swoją cenę. Nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że z młodszym o osiem lat Brownem, Boston ostatecznie dojdzie tam, gdzie marzy. Ale nadal, będzie to ruch ryzykowny. Mimo wszystko. Bo takiej gwarancji też nie będzie nawet, gdy Durant pojawi się w Massachusetts.
Temat długowieczności zawodników NBA, przedłużonego w czasie prime’u, wysokiego poziomu grubo po trzydziestce został bardzo mocno zniekształcony przez LeBrona Jamesa i też trochę przez Chrisa Paula. To raczej dwa wyjątki, w tym jeden duży, niż nowy trend. Zachęcam do przeanalizowania historii NBA. Ilu było graczy All-NBA czy „tylko” All-Star w wieku 34-35+ lat i dalej. Ani Vince Carter, ani PJ Tucker nie są tu dobrymi przykładami. Carter w wieku 35 lat grał z ławki za 10 punktów, a Tucker, to zupełnie inna półka.
Jeśli chodzi o Nets, to na ich miejscu spróbowałbym docisnąć temat i dopiąć tę wymianę. Jeśli oczywiście w idealnym świecie, nie mogę już liczyć na Duranta. Bo, jeśli mogę, to nadal podobają mi się moje szanse z nim, Irvingiem i (zdrowym) Simmonsem. Jaylen Brown, to prawdopodobnie najlepszy gracz, którego Brooklyn może dostać w tej chwili za Duranta. Bo trzeba tutaj pamiętać, że m.in. Devin Booker czy Bam Adebayo są wyjęci z jakichkolwiek rozmów, jeśli w Nets jest Ben Simmons (według przepisów NBA, w jednej drużynie nie może być jednocześnie dwóch zawodników grających na mocy „designated rookie extension” czyli pięcioletniego, maksymalnego przedłużenia debiutanckiej umowy. Pozostali zawodnicy, którzy nie mogą zostać wymienieni do Nets, jeśli w ich składzie znajdować się będzie Ben Simmons to: Andrew Wiggins, Joel Embiid, Jamal Murray, Michael Porter Jr., Jayson Tatum, Karl-Anthony Towns, Donovan Mitchell, De’Aaron Fox, Shai Gilgeous-Alexander, Luka Doncic oraz Trae Young).
Nets oddali swoją przyszłość podczas wymiany po Jamesa Hardena, zatem tankowanie w ich przypadku nie ma żadnego sensu. Stąd chęć pozyskania talentu na teraz, a nie kumulowania dóbr na przyszłość.
Powtórzę raz jeszcze, że gdybym był Seanem Marksem czy Joe Tsai’em, to nawet nie pomyślałbym z własnej inicjatywy o wymianie z udziałem Duranta. Ale skoro sam o nią poprosił, to postarałbym się spieniężyć jego rynkową wartość, póki jest jeszcze bardzo wysoka. Kevin Durant ani zdrowszy, ani lepszy już nie będzie. A jak długo pozostanie na swoim poziomie, tego nie wie nikt, łącznie z nim samym.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.