W wieku 88 lat zmarł Bill Russell, legenda Boston Celtics, 11-krotny mistrz NBA, członek Hall of Fame, jeden z 75 najlepszych koszykarzy w historii ligi. Według oficjalnego oświadczenia Russell zmarł „spokojnie”, u boku swojej (czwartej) żony Jeannine, w Mercer Island, w stanie Waszyngton (przedmieścia Seattle).
Pytanie, czy tytuły w tamtej erze, są mniej warte, niż te zdobyte np. w latach 1991-2022? Nie kwestionuję jego niewątpliwego talentu, czy statusu mega gwiazdy/legendy, ale ogólny poziom graczy(umiejętności, wytrenowania, czy atletyzmu), jak i samej rywalizacji, stoi obecnie na nieporównywalnie wyższym poziomie, a jeśli tak, to czy tytuł zdobyty obecnie nie jest wart więcej, niż tamten sprzed laty? Nawet freak Lebron, zdobył tylko cztery tytuły, więc ciężko sobie wyobrazić, że ktokolwiek może wyrównać, a co dopiero pobić jedenaście tytułów Russella.
Lebron był 8 razy w finałach, wystarczyło nie przegrywać połowę i już miałby 8-0…. kiedyś sezon z triple-double Big O też wydawał się niemożliwy do przeskoczenia a Russ zrobił 2 takie pod rząd
Russ to idiota! Wysoki atletyzm(choć to zdaje się już pieśń przeszłości), niskie IQ!(tu jest constans od zawsze, to jego znak rozpoznawczy podczas całej kariery, jest marką samą w sobie!).
Grał z Durantem, Hardenem, Lebronem i wielkie G wygrał, bo zawsze jego ego nie pozwalało mu się dostosować, zaakceptować(swojej roli, dla dobra zespołu), że nie jest strzelcem i nie on powinien oddawać najważniejsze cegły tj. rzuty..
A te jego triple to jedynie puste kalorie!
Wiele gwiazd mogłoby mieć takie statystyki i sezony, gdyby naprawdę o nie im szło, a nie o zespół i jego wyniki!
Wystarczyło nie przegrać? Jak to łatwo powiedzieć! Przegrał z Dallas(po pamiętnym rzucie Dirka nad Boschem), Spurs i dwa razy Golden(a mógł i powinien przegrać z nimi trzy razy). Tylko z Dallas mistrzostwo mu się wymsknęło, w pozostałych przypadkach miał po prostu słabszą ekipę.