Doceń cieżką pracę

Jest lockout czyli bardzo zdradliwy okres dla zawodowych sportowców. Kiedy jest się w reżimie meczowo-treningowym jeden więcej kebab tu czy baton tam w znikomy albo raczej żadem sposób nie wpływają na sylwetki graczy. Ale kiedy nadchodzi czas, kiedy można ale już nie trzeba, wtedy ci którym brakuje systematyczności, determinacji i motywacji po kilku miesiącach mogą spojrzeć w lustro i powiedzieć po cichu "ja pier…".
Są tacy zawodnicy, którzy na obozy treningowe meldują się każdego roku ostrzy jak brzytew, inni pojawiają się z kilkoma kilogramami koszykarza więcej by z biegiem czasu zgubić je po wielu godzinach spędzony w siłowni czy na treningu. Ja zawsze ceniłem i cenić będę tych, którzy mimo że nie muszą to ostro trenują. Jest to jakiś miernik pokazujący co dla kogo jest ważne, jaki kto jest.
Był kiedyś taki rosyjski tenisista Jewgienij Kafielnikow. On z kolei zaimponował mi czymś innym a propos motywacji do treningu. Karierę zakończył niespodziewanie w wieku ledwie 30 lat. A do tego czasu wygrał 26 turniejów (w tym Australian Open i French Open oraz wywalczył olimpijskie złoto z Sydney). Nie był moim ulubieńcem bo wtedy, kiedy wychodziłem z kolegami na tenisa (co nie zdarzało się za często) lub siedziałem przed telewizorem, byłe Gustavo Kuertenem.
Tym co sprawiło, że Kafielnikow utkwił mi w pamięci i ogromnie zaimponował były słowa, które wypowiedział przy okazji jednego z ostatnich zawodowych wywiadów jakich udzielił. Powiedział, jest jest jeszcze relatywnie młody i wie, że jest w stanie utrzymać swoje ciało w najwyższej formie jeszcze przez lata, jest w stanie rywalizować i wygrywać z najlepszymi ale…. już mu się nie chce. Przez 12 lat zawodowego odbijania piłki tenisową rakietą zarobił już tyle pieniędzy, że dotarł do takiego momentu w swojej karierze, że nie jest już w stanie wejść na taki poziom motywacji do treningu, do meczu i że dalsza jego zawodowa gra mija się z celem. Fajny gość – pomyślałem wtedy. Nie ściemnia, nie wymyśla śmiesznych teorii tylko najzwyczajniej w świecie jest szczery, co nie jest i wtedy też nie było cechą powszechną. Dlatego ilekroć widzę milionerów wylewających pot z własnej nie do końca przymuszonej woli, tylekroć ręce składają mi się do oklasków. To jest gość- mówię wtedy. To warto odnotować i docenić. Taki ktoś w mojej prywatnej skali tych, których lubię i cenię idzie w górę. Nate Robinson jest w "mojej paczce".

"we in a lockout, but you know I’ve been keeping my body in shape all summer WORD2BIGBIRD!" – tak Nate podpisał to zdjęcie na swoim facebooku.
Przy tej okazji zachęcam do zapoznania się z serią o Robinsonie właśnie. Do tej pory wyszły dwa odcinki mini-serialu o jego życiu. Moim zdaniem warte zobaczenia. Odcinek
PIERWSZY oraz DRUGI.
1but.pl -> Aż 240 modeli butów do kosza -> Zobacz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.