Dwa słowa o Raptors, Rockets, Clippers i Bucks cz.1

Zapraszam na mój przegląd sytuacji w drużynach, które swoją przygodę w bańce zakończyły na drugiej rundzie play-offs. W części pierwszej zacznę od Toronto Raptors i Houston Rockets. W drugiej zajmę się Clippers i Bucks.

Toronto Raptors.

Nikt, absolutnie nikt, kto kibicuje Raps, nie powinien płakać z powodu odpadnięcia tej drużyny w II rundzie tegorocznych play-offs. Mistrzowie wprawdzie tytułu nie obronili, ale to, jak przeszli przez sezon regularny, jak walczyli w postseason, dodało ich mistrzowskim pierścieniom dodatkowych karatów. Sezon 2019-20 był dla nich swego rodzaju mistrzowską paradą, kropką nad „i” tego, co wydarzyło się w maju i czerwcu ubiegłego roku, a także (a może przede wszystkim) już później, podczas wolnej agentury. Trener Nurse i jego żołnierze, niejako przy okazji, zarżnęli ostrym narzędziem dwie narracje, które przez wiele miesięcy umniejszały ich sukcesowi. Choć w sumie, to tylko jedną, bo drugą z nich brutalnie zarżnął sam Kawhi Leonard, ale o tym w części drugiej.
Po tym, jak pewnym stało się, że Kawhi nie wróci do Kanady, Lowry, Gasol, Ibaka, Siakam i VanVleet, zapragnęli jednego. Chcieli, żeby Masai Ujiri dał im szansę udowodnić koszykarskiemu światu, że ich marsz przez play-offy zwieńczony mistrzowskim tytułem, to nie była tylko natchniona gra Leonarda oraz kontuzje w obozie Warriors. Chcieli udowodnić też sami sobie, że nie byli tylko bukietem sałat, orzeszkami ziemnymi i talerzem zupy, do dania głównego – pieczonego dzika Leonarda. Raptors, wbrew przewidywaniom wielu analityków, grzecznie odmówili scenariuszowi stoczenia się do przeciętności. Za rozgrywki regularne osiągnęli bilans 53:19. Odsetek zwycięstw na poziomie 73.6% był najlepszy w historii klubu. Nie zwolnili tempa, po tym jak Kawhi Leonard, MVP ubiegłorocznych Finałów, odszedł do Los Angeles Clippers, a Danny Green, gracz pierwszej piątki mistrzowskiego składu, przeniósł się do Lakers. Obrońcy mistrzowskiego tytułu zajęli drugie miejsce w całej lidze, ustępując tylko Milwaukee Bucks. Na poziom All-Star wszedł Siakam, pozostał na nim Lowry, a VanVleet wywindował swoją grę na kolejny poziom. Trenerem roku został Nick Nurse, który ustawił ten zespół, jak szwajcarski zegarek. Raps Nurse’a grali na obu końcach parkietu rzeczy, które niejednokrotnie wprawiały w zakłopotanie trenerów rywali, samych rywali na parkiecie, jak i fanów oraz komentatorów. Ich obrony często nie dało się wyjaśnić prostym „każdy swego”, czy „strefa”. W wielu przypadkach była to kombinacja jednego i drugiego. I było to fascynujące do obserwowania.

Drużyna znalazła się w miejscu, w którym jakieś 16-18 innych organizacji NBA chciałoby być w tym momencie, a licząc razem z zeszłorocznym tytułem, to ta liczba może wzrosnąć nawet do 29. Tytuł, to tytuł. Dla niektórych niedoścignione marzenie od długich dekad. Pod kontraktami są Powell, Lowry, Anunoby. W życie wejdzie kontrakt Siakama. I tu trzeba na moment się zatrzymać. 26-latek zagrał dość średnie play-offy, a jego seria z Celtics była po prostu słaba (39.4% z gry, 9.3%(!) zza łuku, 60.7% z linii). Ale to nie jest aż tak wielki problem, jak mogłoby się wydawać, tak na gorąco, jeszcze w trakcie tych rozgrywek. Siakam jest dobry, nawet bardzo dobry. Wróci na swój poziom. Okres zawieszenia rozgrywek, to był wyjątkowy czas, którego nikt nie mógł przewidzieć. Siakam, jak sam przyznał, od kiedy zaczął uprawiać koszykówkę, nie miał tak długiej przerwy w treningu, jak w czasie pandemii.
Przy czym, już raczej możemy być pewni tego, że ze Siakamem jako pierwszą opcją nie da się zdobyć tytuł, ale wiemy też, że z nim jako drugą opcją się da. Wiemy, bo widzieliśmy to rok temu.

A to już wystarczający powód, żeby być zadowolonym mając w składzie takiego gracza, żeby nadal ze spokojem patrzeć w przyszłość, oraz na zera widniejące w jego kontrakcie. Gdyby maksymalnymi umowami mierzyć wartość zawodników, którzy mogą dać Ci tytuł, to mogłoby się okazać, że takich umów warta jest może nawet nie dziesiątka graczy w NBA.
Siakam to nieprzeciętny atleta, tytan ciężkiej pracy. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidywanego, to śmiało możemy liczyć na jego dalszy rozwój. Z 4 punktów w debiutanckim sezonie, wskoczył na 7 w drugim oraz blisko 17 w trzecim i prawie 23 w tym. Zgarnął nagrodę MIP, a w tych rozgrywkach wskoczył na poziom All-Star. Jako pierwsza opcja drużyny nie zapewni gry o tytuł, ale zapewni walkę o play-offy na najbliższe lata, sezony z przynajmniej 45 wygranymi. A to jest coś, o czym tylko może pomarzyć wiele organizacji w NBA.

Wolnymi agentami staną się z końcem sezonu Gasol, Ibaka i Van Vleet, a także Hollis-Jefferson, Boucher, Miller oraz kilku innych zawodników spoza głównej rotacji. Na mocy schodzącej po sezonie umowy, zagra Lowry. Może to być ciekawy sezon z pozycji zarządzania klubem. Plotka głosi, że 35-letni Gasol może zakończyć karierę przed rozpoczęciem rozgrywek. Może też dostać roczną, dość tłustą umowę. 31-letni Ibaka może chcieć poszukać na wolnym rynku możliwie jak największych pieniędzy, lub jak największej szansy na kolejny tytuł. W Raptors nie dostanie ani jednego, ani drugiego, ale jego odejście z Toronto nie jest wcale przesądzone. Do podpisania będzie 26-letni VanVleet, ale Ujiri zapewne nie będzie chciał przeszarżować z wysokością proponowanej mu umowy. Jeśli prawdą jest, że Steady Freddy i jego agent, myślą o kontrakcie niebezpiecznie zbliżonym do maxa, i dają sobie dość mały margines do negocjacji, to myślę, że Masai Ujiri może zwyczajnie powiedzieć pas. Jeśli Fred ma odejść, bo tak działa ta liga, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zapłacić więcej, to być może 23-letni Terrence Davis będzie jego godnym zastępcą, lub mówiąc wprost tańszym zamiennikiem, bo nadal na mocy debiutanckiej umowy. Raps nie zagrają o tytuł za rok, ale na horyzoncie jest już wolna agentura 2021 roku, kiedy nowych klubów może zechcieć poszukać silna grupa gwiazd NBA z Giannisem, LeBronem i Kawhi’m na czele. Ujiri zastanowi się więc 150 razy, zanim zwiąże się umowami, wykraczającymi poza przyszłe rozgrywki. Ciekawa będzie również sytuacja 34-letniego Lowry’ego. Jest żywą legendą klubu, i jeśli będzie chciał zostać, to pewnie zostanie, ale jeśli zechce powalczyć o kolejny tytuł, to Ujiri może pójść mu na rękę i pociągnąć za spust jakiejś wymiany. Choć zapewne, jego obecność może okazać się kluczowa podczas ewentualnego kuszenia gwiazd latem 2021 roku. Są drużyny, które są o jednego Lowry’ego od włączenia się do walki o tytuł, które mogą chcieć oddać wybór w I rundzie draftu, żeby to dopiąć.

 

Houston Rockets.

Zupełnie niesłusznie i niesprawiedliwie internet ostro przejechał się po Hardenie i Westbrooku za odpadnięcie w pięciu meczach, w serii z Lakers. A prawda jest taka, że po raz pierwszy od jakichś 3-4 lat, nie było żadnej winy po ich stronie. Również, zupełnie niesłusznie, za drugą przyczynę niepowodzeń Rakiet, wskazuje się small, czy nawet micro ball. Przy okazji mówienia o Rockets, te pojęcia odmieniane były przez wszystkie przypadki, niestety z całkowitym pominięciem i dotknięciem ich prawdziwego problemu. A był on bardzo prosty do zdiagnozowania… bardzo płytki skład, bez wielkiego talentu i doświadczenie w play-offs. To nie centymetry, a brak wartościowych wykonawców zakończył sezon Houston. Poza tym, odpadli z Lakers LeBrona i A.D., czyli drużyną, która być może już za niedługo, sięgnie po mistrzowski tytuł. Wygląda się tak dobrze, jak słaby jest rywal. Lub tak źle, jak dobry jest rywal.
Zachęcam gorąco do przeanalizowania składu, jakim Rakiety przyjechały do bańki. Zachęcam też, równie gorąco, do zrobienia takiego małego ćwiczenia – wybrania 10 najlepszych graczy w serii z Thunder, a potem 10 najlepszych graczy w serii z Lakers. Taki mały draft bez podziału na drużyny, jak na amatorskich boiskach, przed graniem. Ilu graczy Rockets byłoby w tych obu dzieciątkach? Trzech? No właśnie. To, nie centymetry, nie liderzy, i nie styl, byli największym problemem tych Rockets.
Z uporem maniaka przypominam, że ten powszechnie obśmiewany styl, zmusił Warriors w 2018 roku, w Finale Zachodu, do zagrania siedmiu morderczych meczów. Tak, tych Warriors, którzy byli lata świetlne przed resztą ligi. Tak, tych Warriors, którzy roznieśli potem w Finałach Cavs LeBrona. I kto wie, być może to Rockets, ze swoją filozofią grania, byli o jedną kontuzję Chrisa Paula, albo o kilka pudeł mniej z tych niesławnych 27 kolejnych pudeł z dystansu w meczu siódmym, od zdobycia mistrzostwa. Pomyśl o tym. To nie styl, a jego wykonawcy, byli największym problemem Rockets.
Poza tym wszystkim, prawie w ogóle nie mówiło się o defensywie tegorocznych Rockets. A ona była znakomita w tych play-offach.
Trzeba być albo wybitny hejterem Westbrooka, albo wybitnie słabym obserwatorem koszykówki, żeby w tym roku nie móc dać sobie spokoju z wylewaniem na niego pomyj w internecie. Westbrook, owszem, ma historię brzydkiego odpadania z play-offów w ostatnich latach z Oklahomą, równie brzydkiego polowania na triple-double. Ale to nie dotyczy tego sezonu, a szczególnie tych play-offów. Fakty są takie – facet nie grał w zorganizowaną koszykówkę od marca, przyjechał do bańki później, niż reszta zespołu, bo leczył się z koronawirusa. Podczas mini obozu treningowego doznał naciągnięcia mięśnia czworogłowego prawego uda. Wrócił dopiero od piątego meczu serii z Thunder. Tu nie mogło być cudów. To się fizycznie nie mogło udać. Tak po prostu. Gość, który żyje swoją fizycznością, został jej pozbawiony i nie miał czasu, żeby ją odzyskać. Co tu jest trudnego do zrozumienia?  Po raz pierwszy od przynajmniej 2017 roku, słaba gra Russa w postseason nie miała nic wspólnego z jego brzydkimi przyzwyczajeniami, jego decyzyjnością na boisku, jego aroganckim sposobem bycia, słowem, wszystkim tym, co znamy u niego z przeszłości. Nie miał płuc, nie miał nóg. I tyle.
Jeśli chodzi o Hardena, to nie mogę się nadziwić ogromowi hejtu, jaki towarzyszy jego postaci. Chętnie przeczytam jakieś opracowanie naukowe na ten temat. Proszę dać mi znać, jeśli ktoś już się tym zajął.
Powiedzmy to oficjalnie i wprost – w 2020 roku żarty na temat tego, że nie broni śmieszne już nie są, bo nie są prawdziwe. Na jedyną śmieszność narażają się ci, którzy nadal je głoszą. Nie dojechał na ten czy tamten mecz? A wiesz, że skauting rywali, to nie jest umorusany pizzą chłop w gaciach, na kanapie? Nie trzeba było być Napoleonem, żeby nakreślić szelmowski plan bronienia przeciwko niemu i szybko uznać, kto jest największym zagrożeniem po stronie Rockets. Im słabszych masz kolegów, tym trudniej gra się Tobie samemu, jako liderowi. To takie proste. Ciężko jest rzetelnie ocenić grę i wartość Hardena, ponieważ jego odpowiedzialność za dostarczanie punków jest większa, niż u innych liderów innych drużyn NBA. Stąd patrzymy tylko na jego ofensywne linijki, i każde jego 2/11 z gry staje się miękkim podbrzuszem, w które można uderzyć. Harden zaliczył znakomity w obronie mecz siódmy z Thunder. W świat poszło jego 4/17 z gry w tym starciu, zamiast trzech bloków, dwóch przechwytów i kilku kluczowych switchów na np. dużo wyższym Adamsie.  Na 11 meczów w tych play-offach, Harden tylko trzy razy trafiał ze skutecznością mniejszą niż 44% z gry. Sześć razy schodził z parkietu ze skutecznością na poziomie 50% lub wyższą. Za serię z Thunder notował 29.7 punktu, 6.3 zbiórki, 8 asyst oraz oraz 1.6 przechwytu. Za serię z Lakers 29.4 punktu, 4.6 zbiórki, 7.2 asysty, 1.4 przechwytu, 1 blok. Jeśli to są liczby gościa, który nie dojechał, to ja nie wiem.

Co do oburzenia ludzi na micro ball. To nie było tak, że po wypiciu kilku flaszek, Morey powiedział do D’Antoni’ego „Wiesz, co? Ja mam przej…ane za Hongkong, Ty ogólnie masz przej…ane, po sezonie lecisz, może zróbmy coś szalonego? Pozbądźmy się wysokich w naszej ekipie! Co Ty na to?”
Rockets nie brzydzą się wysokimi. Nigdy się nie brzydzili. Rockets chcieliby mieć wartościowych wysokich. Ale w ich systemie, trener D’Antoni nie mógł pozwolić sobie na dwóch graczy w piątce, którzy nie potrafią rzucać. Stąd transfer Capeli w trakcie sezonu, który dał Westbrookowi jeszcze więcej miejsca na atakowanie. Capela jest wartościowym graczem, ale historia ostatnich dwóch-trzech lat pokazała, że w play-offach często nie dało się nim grać.
P.J. Tucker grający na środku, to nie był błysk geniuszu Moreya i D’Antoni’ego, tylko doraźne tamowanie krwawienia na wojnie. Obaj uznali, że skoro i tak przyjdzie moment w postseason, że Capelą nie będzie można grać, to może lepiej wymienić go za kogoś, kim będzie można grać. Stąd sięgnięcie po Covingtona, którym dało się grać.
Na moment muszę wrócić  do stycznia i lutego. Nie wiem, czy pamiętacie, ale oglądaliśmy wtedy prawdopodobnie najlepszą wersję Russella Westbrooka w jego karierze. Nadal efektowny, ale co ważniejsze, bardzo efektywny. Był taką trochę mniejszą wersją Giannisa. On, atakujący obręcz i czterech strzelców wokół. Wśród nich rzecz jasna James Harden. Westbrook miał taką serie 10 meczów w lutym, kiedy zdobył  234 punkty z pola trzech sekund. W ostatnim 20-leciu w NBA zrobił to tylko Shaq. R.W. zna tylko jeden tryb w swojej grze. To jest tryb najwyższy. Stety i niestety. Rockets, zamiast z tym walczyć, zamiast to zmieniać, postanowili zmaksymalizować tę cechę. Pozwolili mu być sobą, zdjęli obowiązek rzucania za trzy punkty, i co ważne, dają mu odpocząć w niektórych meczach. Westbrook oddawał w listopadzie po prawie sześć zrzutów zza łuku. W grudniu ponad cztery. W styczniu i lutym już tylko po dwa z małym kawałkiem. Jego skuteczność z gry skoczyła z 42.8% z grudnia do aż prawie 55% w lutym. Jego liczby za luty sięgają 33.4 punktu, 7.3 zbiórki, 6 asysty oraz 1.8 przechwytu.
W tych play-offach byłoby podobnie, ale fizycznie nie było takiej możliwości.

Rockets zaczynają nowy rozdział po tym, jak Mike D’Antoni zdecydował się nie podchodzić do kontraktowych negocjacji. Ciężko oczekiwać, żeby nowy trener, kimkolwiek by on nie był, starał się kontynuować styl proponowany od lat przez MDA. Krążą plotki, że jeśli D’Antoni zwiąże się z 76ers, to klub z Pensylwanii, może spróbować ściągnąć do siebie Hardena. To na razie melodia przyszłości, ale warto mieć to na uwadze. Rockets w przyszłych rozgrywkach wydadzą na kontrakty blisko $130 mln, więc pole na wzmacnianie składu na wolnym rynku jest niewielkie. Ale zawsze w grę wchodzą transfery. Pod kontraktami jest praktycznie cała play-offowa rotacja. Być może nowy trener zechce zainwestować w centymetry. Tu na horyzoncie pojawia się ewentualna wymiana z udziałem Gordona lub Westbrooka za, na przykład, Blake’a Griffina, który podobno jest już w 100% zdrowy. Pytanie tylko, jak na coś takiego zapatrywałby się Harden, który osobiście stał za ściągnięciem Russa do Teksasu. Rakiety oddały dużo za spełnienie życzenia swojej gwiazdy. Razem z Chrisem Paulem, do Oklahomy pojechały też wybory w pierwszej rundzie draftu 2024 i 2026 roku (chronione w top 4) a także prawo do wymienienia się wyborami w draftach 2021 i 2025 roku. To dużo. Więc jeśli dojdzie do ewentualnej wymiany z udziałem niespełna 32-letniego Westbrooka, to będzie to coś dużego, ale też mocno przemyślanego.

* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

4 comments on “Dwa słowa o Raptors, Rockets, Clippers i Bucks cz.1

  1. ludzie w internecie nie wiedza

    Gdzie pan wynajduje te wszystkie hejty, ktorymi posluguje sie pan jako fiurami retorycznymi. Z tych ludzi co nie wiedza i tych internetow co hejtuja dorobi sie pan memow.

    Reply
  2. Pingback: Dwa słowa o Raptors, Rockets, Clippers i Bucks cz.2 – Karol Mówi

  3. Pingback: Dwa słowa o Raptors, Rockets, Clippers i Bucks cz.3 – Karol Mówi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.