Po ledwie jednym roku w „Wietrznym Mieście” Dwyane Wade kończy swoją przygodę z Chicago Bulls. Strony doszły do porozumienia w sprawie wykupienia kontraktu. Wade miał zapisane w umowie $23.8 mln na nadchodzące rozgrywki. By stać się całkowicie wolnym agentem, Wade zrezygnował podobno z ok. $8 mln z tej sumy.
Minionego lata, dość nieoczekiwanie, Wade, po trzynastu sezonach w Miami, zdecydował się odejść do Chicago, miasta w którym się wychował. Kilka miesięcy później, Pat Riley, menadżer Heat, przyznał się do popełnienia błędów w negocjacjach z zawodnikiem, którzy pomógł Heat zdobyć trzy mistrzowskie tytuły. Wade dogadał się z Bulls w sprawie dwuletniej umowy o wartości $47.5 mln. Drugi rok kontraktu był opcją zawodnika.
Wade zdecydował się latem skorzystać z tej opcji. Od początku było jednak wiadomo, że jest to decyzja czysto biznesowa. Na wolnym rynku, 35-letni weteran z 14-letnim stażem w lidze nie miałby szans na podpisanie tak tłustej umowy. Po odejściu Rajona Rondo i Jimmy’ego Butlera jasnym stało się, że Bulls wchodzą w fazę przebudowy.
Usługami Wade’a zainteresowanych jest kilka ekip. Liderami w wyścigu wydają się Cavs, nadal faworyt do wygrania Konferencji, w których barwach gra LeBron, prywatnie jeden z najlepszych kumpli Wade’a. Dalej na liście są m.in Spurs i bardzo aktywni tego lata Thunder. Niewykluczony jest także powrót do Miami. Wprawdzie Wade i Riley nie zakończyli ubiegłorocznych negocjacji pomyślnie, ale żadne mosty nie zostały spalone. Klub z Florydy przyjąłby swoją legendę z otwartymi ramionami.
Wade w ostatnich sześciu latach tylko raz przekroczył próg 70 meczów rozegranych w sezonie regularnym. Dwa razy nie przebił się nawet przez próg 60 meczów. Chroniczne problemy z kolanami zabrały mu wiele z jego firmowego atletyzmu. Prawdą jest jednak też, że to nadal wartościowy zawodnik, który mimo licznych ograniczeń fizycznych, nadal potrafi być groźny. W minionym sezonie dla Bulls notował średnio 18.3 punktu, 4.5 zbiórki, 3.8 asysty oraz 1.4 przechwytu. Jego doświadczenie w play-offach może być na wagę złota.
Gdzie powinien odejść Wade?
Ja, na na jego miejscu zostałbym na Wschodzie i wybrał Cavs i LeBrona. Nie musiałbym po cztery razy ścierać się z Warriors, Spurs, Rockets, Thunder, Wolves, Jazz czy Nuggets. Nie musiałbym cały sezon walczyć o przewagę własnego parkietu przez play-offami. Nie musiałbym już od pierwszej rundy walczyć o życie. Na Wschodzie do pobicia są dla Cavs najpewniej tylko Celtics, Wizards i Raptors. Wizja czterech meczów z Hawks, Magic, Knicks czy Bulls nie brzmi aż tak strasznie. Poza tym, w Cleveland, Wade nic by nie musiał. W roli czwartej a może nawet piątej w ataku opcji, jego zadaniem byłoby jedynie dotrwać w zdrowiu do play-offów i ewentualnie dorzucać od siebie co parę meczów po kilkanaście punktów.