Kolejny dzień mistrzostw, kolejna porządna porcja emocji. Rodzina i znajomi pytają mnie czy jeszcze mi się ten turniej nie znudził. Dojazdy, oczekiwanie na mecze, średnia pogoda na pewno tak. Sam basket? Never! Żyję jak ćma, która przyleciała do światła. Nie myślę o zmęczeniu, nie czuje go bo nie mam na to czasu.
Do drużyn Hiszpanii i Francji, które we wtorek zapewniły sobie awans do półfinałów (oraz wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Rio), dołączyły wczoraj ekipy Serbii i Litwy.
Serbowie pokonali Czechów 89:75 po meczu, w którym nic nie przychodziło im łatwo. Końcowy wynik nie oddaje tego, jak Czesi byli blisko w tym meczu. Nie tak blisko, żeby wygrać ale tak blisko, żeby przyprawić wielu kibiców Serbii o lekki ból głowy a zawodników zmusić do ostatecznego wysiłku. Nasi południowi sąsiedzi naprawdę rozkręcili się w tym turnieju. Trochę sobie z nich żartowałem we wcześniejszych relacjach bo…no weź…czeski basket…ale prawda jest taka, że do ich gry nie ma jak się przyczepić. Twardo, dobrze na nogach, mądrze w pomocy w obronie. W ataku dyscyplina, drużyna, ofiarność. Mecze z ich udziałem to zazwyczaj ciekawy spektakl, gdzie na czoło wysuwa się czysta koszykówka.
Game plan podopiecznych Ronena Ginzburga na mecz był w teorii prosty – uprzykrzyć życie Milosowi Teodosicowi tak bardzo, jak tylko się da. Ale takie założenia tylko na papierze wyglądają na wykonalne.
Teo wprawdzie były tylko 3/11 z gry i tu trzeba oddać defensywie Czechów, że zrobiła co do niej należało. Rozgrywający Serbii rzadko kiedy widział przed sobą centymetr wolnej przestrzeni.
Ale jak przystało na koszykarski geniusz, Teodosic dość szybko znalazł sposób na rozbijanie rywali.
Mam nadzieję zobaczyć go kiedyś w NBA. Jego talent (z nawiązką) należy do tej ligi. Choć obawiam się, że on sam z różnych przyczyn nie marzy o sprawdzeniu się za oceanem. Wczoraj Teo przypominał mi Jasona Kidda z najlepszych lat. Potrafił zdominować mecz, pokierować jego tempem bez zdobywania punktów. Tylko nieliczni mają takie zdolności. 14 asyst w meczach FIBA, gdzie w przeciwieństwie do NBA statystycy surowiej oceniają prawdziwość kończących podać, robi wrażenie. 14 z 26 asyst całej drużyny przy zaledwie trzech stratach. Teo rozdawał wczoraj piłki jak doświadczony krupier rozdaje karty w ekskluzywnych kasynach.
"Teodosic jest niesamowitym graczem. Na
treningach wyprawia rzeczy, których ja nigdy wcześniej nie widziałem w
swoim życiu. Jego widzenie na parkiecie jest nieprawdopodobne." Sasha Djordjevic, coach Serbii.
Aż 50 z 89 punktów Serbii zdobyli zmiennicy. 36 z nich padło łupem Raduljicy (16) i Ercega (20). Czesi dostali tylko 14 punktów od 6 różnych graczy swojej ławki.
Obie drużyny nie trafiały zza łuku. Serbowie 7/25, Czesi 6/20.
Kolejny solidny mecz (14/10) zaliczył Nemanja Bjelica. Już nie mogę doczekać się jego gry dla Wolves. Jestem bardzo ciekaw jak na plus zmieni się pod skrzydłami Kevina Garnetta. Ma 27 lat, tony talentu, lubi ciężko pracować więc może być jeszcze lepszy.
Dla Serbii to pierwszy półfinał EuroBasketu od 2009 roku (w Polsce). Wtedy przegrali mecz o złoto z Hiszpanami. Teraz mierzą tylko i wyłącznie w tytuł.
Wczorajszy deser okazał się być prawdziwą koszykarską ucztą złożoną z wielu przepysznych dań. Litwa potrzebowała dogrywki by pokonać naszpikowaną talentem drużynę Włoch. Obiecałem sobie nie komentować pracy sędziów w dalszej części tego EuroBasketu. Moje zdanie w tej materii już znacie. Poświęcę temu osobny tekst już po mistrzostwach. Teraz nie będę brudził przekazu. Zajmę się czystym basketem. Tego było wczoraj bardzo dużo.
Trener Litwy, Jonas Kazlauskas powiedział podczas pomeczowej konferencji, że ich plan na starcie z Włochami polegał na tym, by nieco bardziej niż zwykle skupić się na ataku. Litwa buduje swoją tożsamość (nie tylko na tym turnieju) na silnej obronie ale w starciu przeciwko drugiej najlepszej ofensywie EuroBasketu, samo stopowanie nie mogło być gwarancją sukcesu.
Plan udał się częściowo. Włochów udało się zatrzymać na 79 punktach po czterech kwartach (ich średnia do tego meczu wynosiła 85). Litwini po 40 minutach mieli ich tyle samo. W dogrywce nasi wschodni sąsiedzi rzucili aż 16 punktów a stracili tylko 6. To była ciężka porażka dla Włochów. Było bardzo, bardzo blisko. Łzy w oczach Galo, Gentile i kolegów mówiły wszystko. Dziś, niecałe 24 godziny później, przyjdzie im zagrać z Czechami mecz, o ogromnym dla włoskiego basketu, ciężarze gatunkowym. Zmęczeni i rozbici psychicznie przystąpią do meczu w zapewne zgoła innych nastrojach niż Czesi. Jestem bardzo ciekaw tego starcia.
Swoją obecność na parkiecie mocno w tym meczu zaznaczył Jonas Valanciunas. Środkowy Toronto Raptors zaliczył 26 punktów i 15 zbiórek. Jeszcze dwóch innych graczy Litwy skończyło mecz z double-double na koncie. Maciulis – 19 punktów i 10 zbiórek oraz Kalnietis 14 punktów i 11 asyst.
Wielu fanów widzi w grze Litwy podobieństwa do gry San Antonio Spurs. Jest w tym sporo prawdy. Poza, pracującą jak szwajcarski zegarek obroną, Litwini dzielą się piłką w ataku w sposób, pod którym spokojnie mógłby podpisać się sam coach Pop.
Z 36 celnych rzutów z gry Litwinów aż 28 było asystowanych. U Włochów tylko 16 na 33.
To był świetny mecz koszykówki, w którym widzieliśmy wszystko, co basket ma dobrego do zaoferowania. Indywidualne akcje, drużynowe granie, dunki, penetracje, dobrze reagującą obronę. To było starcie godnych siebie rywali. To był mecz godny (przynajmniej) ćwierćfinału.
Plan na dziś wygląda tak:
16.00 Grecja-Łotwa. Bardzo ważny mecz dla obu ekip. Zwycięzca zagra w turnieju kwalifikacyjnym, którego stawką będzie Rio.
18.30 Czechy-Włochy. Jak wyżej.
21.00 Hiszpania-Francja. Półfinał.