Finały 2015: James i Dellavedova prowadzą Cavs do wygranej! Jak Ci to brzmi?

Cleveland Cavaliers wykorzystali atut własnego parkietu i pokonali Golden State Warriors 96:91 w trzecim meczu Finałów. W serii do czterech zwycięstw prowadzą 2:1. Ojcami sukcesu byli twarda obrona, LeBron James i…Matthew Dellavedova.

Potrzebowałem tych dwóch godzin, żeby nabrać dystansu i trochę przewietrzyć głowę. Zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic, przetarłem oczy. Miałem wczoraj plan, żeby wcześniej się położyć spać ale znów Geralt z Rivii miał mi coś pasjonującego do pokazania. Później pogadałem chwilę z kolegą o zaufaniu i wbijaniu komuś noża w plecy. Raczej nie wbijaniu a otrzymywaniu go samemu. Ale nie jest to koszykarski temat.
Ostatecznie spałem niecałe dwie godziny więc z moją trzeźwością umysłu może być dziś różnie.

Zacznę od tego, że podobają mi się te Finały. Są intensywne. Są póki co nieprzewidywalne, nielogiczne.
Są nielogiczne bo Cavs stracili dwóch graczy formatu All-Star, mają w składzie kilku wyrzutów, kilku schorowanych weteranów, kilku przypadkowych gości wziętych z przystanku autobusowego a mimo to są dwie wygrane od tytułu. To jest wprawdzie jeszcze daleka droga do tytułu. Dalsza niż może wydawać się fanom Cavs ale w tym momencie to, co dzieję się w tej drużynie i wokół niej jest po po prostu niesamowite.

Cavs nie grają z jakimiś tam „ogórkami”, którzy kuchennymi drzwiami weszli do Finałów. Grają z drużyną, która wygrała 67 meczów w sezonie regularnym i zrobiła to w historycznym stylu.

Cavs póki co duszą ich w obronie i zabierają im prawie wszystkie ich atuty.
To się nie nazywa princeton offense, trapping defense czy jeszcze jakoś inaczej całkiem mądrze brzmiąco. To się nazywa LeBron James. I tyle. Nie ma w tym magii – to znaczy jest – ale nie ma w tym jakiegoś głębszego drugiego dna.
LeBron ma w obronie wakacje w Hiszpanii kryjąc Barnesa (0/8 dziś) oraz Iguodalę, który może i coś tam rzuca ale nie atakuje LBJ’a. Cavs mogą żyć pozwalając mu rzucać.
James, swoją cenną energię może wykorzystać w ataku a tam dominuje. Zapomnijmy o skuteczności. LeBron na szczęście dla siebie o niej zapomniał – tak myślę. I myślę też, że gdyby żył w czasach bez internetu i mediów społecznościowych, to byłby jeszcze lepszym koszykarzem. Przez lata miałem wrażenie, że zbyt dużo czyta i myśli na swój temat w kontekście jego miejsca w historii. To poprawianie skuteczności z gry przez 7 kolejnych lat. Je..ć skuteczność z gry. James jest najlepszy w tym biznesie i dla mnie mógłby oddawać po 40 rzutów w meczu bo wiem, że nie są to westbrookowskie, jrsmithowskie czy jakieś inne wskie rzuty. To są rzuty lebronowskie, które zazwyczaj mają szansę wpaść do kosza a do decyzyjności Jamesa odnośnie okoliczności i miejsc ich oddawania naprawdę nie można się przyczepić.

LeBron James wersja trzecia, poprawiona.

Dla mnie LeBron z 2007, 2011 oraz 2015 roku to trzy różne osoby.
W 2007 ze Spurs miał tylko talent i fizyczność. W 2011 miał talent, fizyczność ale za bardzo nafajdane w głowie tymi wszystkimi debatami, porównaniami do Jordana i innych wielkich. Internet zrył mu głowę (nie jemu jednemu).
W 2015 roku James ma wszystko – talent, nadal fizyczność, doświadczenie przywiezione z 4 lat studiów w Miami oraz w końcu wolną głowę. James w końcu zrozumiał, że dla niego samego i dla dobra jego drużyn najważniejsze będzie to, co w koszu. Jak się to tam znalazło, w ilu próbach, to będzie temat na kilka godzin po meczu. Gołe wyniki przechodzą do historii. Procenty, jak to procenty – po jakimś czasie wyparowują z głów.
LeBron zawsze miał wszystkie narzędzia by przejmować mecze, serie, sezony. Robił to, owszem ale często też zawodził.
W tej serii uwolnił się całkowicie…
Linijka statystyczna Jamesa po trzech meczach tych Finałów to 41 punktów, 12 zbiórek, 8.3 asysty, 1.7 przechwytu oraz 1 blok.

LeBron ma 123 punkty po trzech meczach Finałów. Nikt w historii tak ofensywnie nie zaczął mistrzowskiej serii. W 1967 Rick Barry miał 122 punkty a w 1969 Jerry West miał 119. Dwa punkty mniej zdobywał Michael Jordan w 1993 roku.
Jeśli już jesteśmy przy Mike’u to on potrzebował 107 rzutów z gry na tę zdobycz. LBJ ma dokładnie tyle samo oddanych rzutów po trzech meczach. Przypadek?

Cavs zdobywają średnio 105.6 punktu na 100 posiadań w Finałach. Bez Jamesa na parkiecie wskaźnik ten spada do…55.1 punktu.
Na szczęście dla nich i coacha Blatta, LeBron ma na tyle zdrowia, motywacji i determinacji, że póki co opuścił zaledwie 12 minut na przestrzeni tych trzech meczów. I ta tendencja nie powinna się zmienić.

Wynik trzeciego meczu nie oddaje jego temperatury. Cavs w zasadzie kontrolowali jego przebieg. W IV kwartę weszli z 17 punktami przewagi a ich prowadzenie w III ćwiartce sięgało nawet 20 punktów.
Ale Warriors mają powody by nie wpadać jeszcze w panikę. Z Grizz też byli 1:2 po trzech meczach i też czwarty mecz grali w obcej hali.
Steve Kerr odkurzył Davida Lee, który z miejsca okazał się być produktywny. Miał 11 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty i przechwyt i ogólnie wyglądał całkiem dobrze. Z nim na boisku Warriors byli +17, najwięcej w drużynie. Z nim w rotacji Thompson nie będzie mógł sobie tak bezkarnie wychodzić po zasłonach wyżej na Curry’ego a z kolei Mozgov nie będzie mógł murować strefy podkoszowej. Lee umie podać, rzuć i zagrać tyłem do kosza. Kerr może jeszcze mieć z niego pożytek w tej serii.
Steph Curry był poszukiwany przez pierwsze pół godziny tego meczu. Przesadzam – przez 29 minut. Miał 3 punkty i był 1/7 gry. W ostatnich 19 minutach miał 24 punkty (9/13 z gry). Jego elegancka mama mogła spokojnie zadzwonić na policję i odwołać zawiadomienie – zguba się odnalazła.
To dobry prognostyk dla gości z Oakland na dalszą część tej serii. Curry po meczu powiedział, że ten jego (i Warriors) run w ostatnich minutach (GS doszli na 1 punkt) dał mu odpowiedzi na kilka pytań, i że ma pomysły jak zaatakować od początku w meczu nr 4.

Matthew Dellavedova nie ma najszybszych nóg by bronić ale za to ma jedno z największych serc to tego. I nie boi się pobrudzić sobie rąk. Ludzie próbują tutaj być cwani/mądrzy i tych, którzy chwalą/zachwycają się Australijczykiem nieco studzić twierdząc, że jego D to trochę przereklamowana sprawa, że ludzie których broni po prostu nie trafiają swoich rzutów a udział Delly’ego jest w tym mniejszy, niż może się wydawać. Bzdura.
Matthew umie bronić i chce to robić. Nie boi się być ograny kozłem przez Curry’ego a to już duża część sukcesu. Wkłada głowę tam, gdzie wielu bałoby się włożyć nogę czy rękę.
Dziś do swojego „męczycielstwa” dorzucił 20 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty. Cavs byli +13 z nim na parkiecie.

LeBron zalecił po meczu fanom z Cleveland, którzy byli w hali, pić dużo herbaty, regenerować się i czekać na mecz nr 4.
Posłuchajmy króla i spokojnie czekajmy na kolejną odsłonę tego spektaklu.
Do tej pory Kerr i jego Warriors potrafili za każdym razem wychodzić z mini-opresji w tym sezonie. Mają na tyle szeroki skład i utalentowanego trenera, że możemy spodziewać się ciekawych usprawnień. Z drugiej strony James niedźwiedzio silny, gepardzio szybki, kocio zwinny, głody i zmotywowany jak (prawdopodobnie) nigdy wcześniej. Już odliczam godziny do kolejnego starcia…
  
   
http://assets1.sportsnet.ca/wp-content/uploads/2015/05/08714730-640x360.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.