Goran Dragic: Miami Heat nie są dla każdego

Zapraszam do mojej rozmowy z Goranem Dragicem, którą przeprowadziliśmy wczoraj, w szatni Heat, przed meczem z Toronto Raptors. Z powodu lekkiego urazu pachwiny, 33-letni Słoweniec w tym meczu nie wystąpił. Może właśnie dzięki temu, miał dla mnie tyle czasu.
Goran, w swoim dwunastym sezonie w NBA notuje średnie na poziomie 15.9 punktu, 3.2 zbiórki oraz pięciu asyst.

Zacznijmy od tego, że Słowenia i Polska znalazły się w tej samej grupie turnieju kwalifikacyjnego, do przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Jak oceniasz szanse Słowenii na awans?

Nie będzie łatwo. Moim zdaniem faworytem tego turnieju będą Litwini. Grają u siebie, w Kownie. System eliminacji jest tak skonstruowany, że jeśli chcesz jechać do Tokio, musisz wygrać cały turniej. Nie ma żadnego marginesu błędu. Jeśli chodzi o nasze potyczki z Wami, to w ostatnich latach parę razy mieliśmy okazję się sprawdzić. Ostatnio w Finlandii podczas EuroBasketu 2017. Ja niestety nie pojadę, bo już zakończyłem swoją reprezentacyjną karierę.

Pogadajmy o Twojej zmieniającej się roli na przestrzeni lat w NBA. Od gracza formatu All-Star, do roli zmiennika o ograniczonej roli. W Twoim przypadku wszystko odbywało się płynnie, bez żadnych zgrzytów. A przecież historia pokazuje, że nie każdy gracz jest w stanie pogodzić się upływającym czasem. Fizyczność uchodzi, a ego nadal pozostaje wielkie. W swoich własnych oczach nadal są All-Starami i tak chcą być traktowani. Jak łatwo, lub jak trudno w Twoim przypadku ten proces się odbywał?

Muszę przyznać, że to było trudne. Przez wiele lat swojej kariery grałem jako starter. Doszedłem do poziomu All-Star. Więc kiedy nagle dowiedziałem się, że trener ma dla mnie nową rolę, że jest to rola zmiennika, przeżyłem na początku mały szok. Ale jednocześnie myślałem pozytywnie i szukałem pozytywów. Przecież nadal umiem grać, wnoszę na parkiet określoną wartość. Jeśli mam wchodzić z ławki, to oznacza że będę grał przeciwko zmiennikom. Więc teoretycznie, będzie trochę łatwiej. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest to, że kończę mecze, że mam swoją role, gdy decydują się losy meczu. Poza tym, wiesz, aż tak dużo się nie zmieniło. Gram podobne minuty. Zmienia się trochę perspektywa, ale to też ma swoje plusy. Przez tych kilka pierwszych minut meczu, mam okazję obserwować i analizować, co dzieje się na boisku danego wieczoru. Jak atakować słabe punkty rywali, jak ustawić się w obronie. Powiedziałbym, że już teraz, z perspektywy czasu, jest mi nawet trochę łatwiej wchodzić w mecze.

Minionego lata było bardzo blisko Twojego transferu do Dallas. W zasadzie, to deal już był ogłoszony. Czekaliśmy tylko na szczegóły wymiany. Potem okazało się jednak, że Mavs się wycofali. Jak to jest iść następnego dnia do pracy? Masz takie uczucie, że klub chciał Cię wymienić, że Cię już nie chciał? Łatwo jest przejść do porządku dziennego po czymś takim?

Nie miałem z tym żadnych problemów. Na koniec dnia, to była biznesowa decyzja klubu. Po wszystkim rozmawiałem z Patem Riley’em. Powiedział, co wiedziałem. Heat mieli wielu zawodników pod kontraktami. Żeby pozyskać Jimmy’ego, ktoś musiał zwolnić miejsce. Ale oczywiście ucieszyłem się, że wymiana nie doszła do skutku. A teraz klub jest zadowolony, że cały czas mnie ma. W tym biznesie, w tej lidze, nie można do takich rzeczy podchodzić personalnie. W ciągu jednej doby Twoja sytuacja może się drastycznie zmienić. Trzeba zachowywać się profesjonalnie, wykonywać swoją pracę i spokojnie być przygotowanym na dobre, ale i na gorsze rzeczy.

Jesteś w ostatnim roku swojego kontraktu. Przed Tobą decyzje do podjęcia. Gdzieś tam z tyłu głowy pewnie już myślicie z agentem o nadchodzących wakacjach. Ile jeszcze koszykówki zostało w tych 33-letnich nogach? Opowiedz o tym.

Przede mną jeszcze wiele sezonów. Gram dobrze, czuję się dobrze. Mówię szczerze, nie myślę o wolnej agenturze, nie patrzę na ten sezon, że jest moim sezonem „kontraktowym”, że muszę się pokazać, żeby dostać nową, dobrą umowę. Przechodzę przez rozgrywki mecz po meczu. Dla mnie najważniejsze jest, żeby utrzymać swoje ciało w zdrowiu, w dobrej formie, żeby zagrać w tylu meczach, w ilu tylko się da. Na boisku robię swoje, wiem że umiem grać. Nie mam żadnych powodów do zmartwień, jeśli chodzi o moją przyszłość.

Co sprawia, że organizacja Miami Heat jest postrzegana, jako wyjątkowa. Mówi się o „kulturze Miami Heat”.

Bo tu jest inaczej. W lidze krąży powiedzenie, że Heat nie są organizacją dla każdego i ja to potwierdzam. Oni tutaj lubią ludzi ciężkiej pracy, bo sami są ludźmi ciężkiej pracy. Wszyscy. Zaczynając od Pata i coacha Spo, kończąc na ludziach od odnowy biologicznej. Nasi trenerzy od przygotowania kondycyjnego, od rozwoju koszykarskiego, będą wyciskać z Ciebie siódme poty, będziesz dotykać granic swoich możliwości. Ale odbywa się to tylko po to, żeby wydobyć z Ciebie najlepszą wersję koszykarza, jaka w Tobie drzemie. Dla mnie to świetnie środowisko. Mam 33 lata, ale cały czas mam w sobie ten drive, że mam o co grać. Wiesz, o co mi chodzi? To nie tylko koszykówka. To, jak podchodzisz do swoich zadań, do swojej pracy. Jak przygotowujesz swoje ciało i umysł do rzeczy, które masz zrobić. Mi to odpowiada. Ale wiem, że są gracze, dla których Heat to nie byłoby to.

Czy to prawda, że Pat jest szalony na punkcie poziomu tkanki tłuszczowej swoich zawodników?

Nie powiedziałbym, że jest szalony. On tylko chce, żebyś był gotowy do pracy na najwyższych obrotach, na najwyższym poziomie. Jeśli chcesz to zrobić, to musisz przygotować na to swoje ciało. Jeśli dobrze się odżywiasz, będziesz miał mniej tłuszczu. Jeśli odpowiednio dbasz o swoje ciało, to będzie Ci lepiej służyć, będziesz mieć mniej kontuzji. Poziom tkanki tłuszczowej jest przy tym niejako „skutkiem ubocznym” tego wszystkiego, co robisz, by być przygotowanym do walki przez cały sezon. Ludzie, których widzisz tutaj w szatni są na to gotowi. Chcą walczyć, chcą być gotowi.

Czy coś Cię zaskoczyło, zdziwiło, gdy pierwszy raz miałeś okazję dzielić szatnię z Jimmy’m Butlerem. Ma opinię ciężko pracującego zawodnika, który tego samego oczekuje od kolegów. Podobno obóz treningowy Heat zaczął od swojego własnego treningu o trzeciej w nocy?

Tak, to prawda, tak było. Jest tytanem ciężkiej pracy. Jest też świetnym kolegą z drużyny. Ale zacznijmy od tego, że Jimmy jest przezabawny. Mamy ze sobą dobrą chemię i na boisku i poza nim. Posiadanie w drużynie takich osobowości, takich koszykarzy jak on jest luksusem. Granie z nim sprawia, że koszykówka staje się łatwiejsza. On jest urodzonym zwycięzcą i liderem. Mamy w drużynie wielu młodych zawodników, dla których Jimmy może być drogowskazem, modelem jak prowadzić swoją karierę. Jest fantastycznym przykładem na to, jak podchodzić do meczów fizycznie i mentalnie, jak dbać i przygotowywać swoje ciało.

Podczas Eurobasketu 2017, kiedy podnieśliście puchar Mistrzów Europy, powiedziałeś słowa, które teraz są przypominane. Powiedziałeś, żeby zapamiętać, co mówisz, że Luka Doncic będzie jednym z najlepszych koszykarzy świata. I teraz to się dzieje.

Tak wiedziałem to i byłem pewien, co do talentu jaki w nim jest. Słuchaj, zwykli 18-latkowie nie zdobywają MVP Euroligi. Tutaj, za oceanem, ludzie tego nie rozumieją i nie doceniają. W europejskiej, fibowskiej koszykówce jest ciężko. Nie ma błędu trzech sekund w obronie. Wysocy mogą cały czas bronić obręczy. To zupełnie inna filozofia grania. Tobie nie muszę tego mówić, bo jesteś z Europy, ale tutaj ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Oczywiście było wokół niego kilka znaków zapytania. Na przykład, że nie jest najszybszy. Ale on jest na tyle mądry, że potrafi korzystać ze swojego silnego, sporego ciała i grać we własnym tempie. To była tylko kwestia czasu, kiedy nastąpi eksplozja jego talentu. Powiem szczerze, nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko, że już w jego drugim sezonie w NBA będzie notował takie statystyki, że będzie tak grał. Ale nie miałem żadnych wątpliwości, że będzie jednym z najlepszych w tej grze na świecie.

To powiedz, co Wy tam na Słowenii robicie tak wyjątkowo, że produkujecie świetnych sportowców, nie tylko w koszykówce. Jesteście ledwie dwumilionowym narodem.

Nie wiem, może jest coś w naszej wodzie albo jedzeniu (śmiech).

Zawsze jak Słowenia pokonuje Polskę, 38-milionowy kraj, w jakikolwiek sport, to ludzie mówią, że musimy tam jechać i skopiować ten „słoweński model.” Koszykówka, siatkówka, cokolwiek (śmiech).

(Śmiech) ale nie w nogę (śmiech). A nie, jakoś ostatnio pokonaliśmy Was u siebie (śmiech).

No w nogę może nie, ale też mieliście dobre lata w kopanej. Jak się nazywał taki Wasz dobry piłkarz? Zlatko Zahovic?

Tak, Zlatko. Był jednym z najlepszych piłkarzy w historii słoweńskiej piłki nożnej. Ale wiesz, wracając do pytania. Nie wiem. Nadal nakłady na sport na Słowenii nie są ogromne. Słoweńcy wkładają wiele serca w sporty, które uprawiają. Bez względu na to, czy są warunki do trenowania, czy ich nie ma. Mamy bardzo dobrych trenerów, którzy potrafią pracować z młodzieżą. I głównie chyba właśnie o to chodzi. Zainteresować młodych do uprawiania sportów, a potem dobrze ich prowadzić i rozwijać. Trzeba dać im to, czego potrzebują, czego chcą, żeby mogli iść za swoimi marzeniami. W moim przypadku właśnie tak było.

Coach Spo zapytany o to, co robicie inaczej w porównaniu z poprzednim sezonem, powiedział, że nic. Różnica jest taka, że teraz jesteście mocno na plusie i dlatego ludzie zwracają na Was uwagę. Ty jak to widzisz?

Zgadzam się. Dla mnie samego tamten sezon stał pod znakiem kontuzji. Zagrałem tylko w 36 meczach. Teraz jestem zdrowy. Dziś nie zagram, ale to jest nic wielkiego. Jeśli chodzi o drużynę, to jest prawda. System, nasza kultura gry, są bez zmian. Mamy w szatni świetną mieszankę młodego talentu i doświadczenia. Wszyscy mają wspólny cel, idziemy w tym samym kierunku. Nikt nie gra samolubnie, pod siebie. Dzielimy się piłką, chcemy wygrywać. To jest najprawdopodobniej to, co stoi za naszą dobrą grą.

Jak to jest dzielić parkiet z Bamem Adebayo? Wydaje się, że on tyle ułatwia Wam na obu końcach parkietu.

Och, Bam jest jest niesamowity! Jest graczem two-way. Jest świetnym obrońcą, którego można wystawić na graczy od pozycji jeden do pięć. A w ataku jak się pięknie rozwija. Potrafi rzucić, podać w tempo. I wiesz, on też umie skoczyć wysoko (śmiech) można mu posłać lob do wykończenia. To jest dopiero jego…drugi czy trzeci rok? Pomóż mi…

Trzeci…

Tak, trzeci. Wiemy, że będzie jeszcze lepszy, że jeszcze przez wiele lat będzie się rozwijał.

Zacząłeś karierę w Suns. Swego czasu opowiadałeś, jak Shaq zmuszał Was debiutantów do robienia dziwnych rzeczy. Czy tutaj w Heat macie taką „falę” dla pierwszoroczniaków? Jeśli tak, to co muszą robić?

Wiesz co? Nie, bo czasy są inne (śmiech). Już nie jesteśmy tacy ostrzy dla debiutantów, jak kiedyś. Nie wymyślamy dla nich trudnych zadań, nie robimy sobie z nich już tak wielu żartów, jak kiedyś. 10-12 lat temu było inaczej pod tym względem (śmiech).

Nie było mediów społecznościowych.

No właśnie. Była inna mentalność. Więcej starej szkoły (śmiech). Ale i tak jest fajnie. Dzięki temu mam historie do opowiadania, że w swoim pierwszym roku w NBA musiałem nosić za Shaq’em jakieś dziwne rzeczy.

Co sądzisz o tym pomyśle ligi, w którym ma zostać zorganizowany turniej w trakcie sezonu regularnego?

Sam nie wiem. Wiesz, w Europie to ma sens. Grasz jakiś super puchar, w który zaangażowane są drużyny z niższych lig. Dla nich to jest szansa, żeby o coś walczyć. Tu, w NBA nie ma czegoś takiego. Grasz w obrębie jednej ligi.

To po co to wszystko?

No właśnie, dobre pytanie. Tyle się mówi, że sezon nie jest ważny, że wszyscy zaczynają oglądać NBA na poważnie dopiero w play-offach. Może ten turniej by coś zmienił. Ciężko powiedzieć. Nie wiem. Ja jestem graczem starej szkoły. Jestem przyzwyczajony do obecnego sytemu.

Pewnie sam to widzisz w internecie, te opinie że teraz nie gracie w obronie, że tylko są rzuty i wszystko jest łatwiejsze. Jak to widzi zawodnik NBA?

To są opinie ludzi, którzy nie rozumieją koszykówki. Patrząc z perspektywy tylko przepisów, które zmieniały się przez lata. Gracze atakujący więcej mogą. Jest naprawdę ciężko ustać twarzą w twarz zawodnikowi z piłką. Twoja obrona musi być niemal bezbłędna, żeby nie popełnić faulu. No i rzecz, o której już rozmawialiśmy – trzy sekundy w obronie. Pod koszem nie stoi wielki gracz. Masz drogę do atakowania obręczy. Więcej przestrzeni oznacza więcej możliwości do wykreowania rzutu. Styl gry jest inny, ale nadal trzeba bronić. W Europie gra się trochę inaczej. Jest więcej okazji do pięknych akcji. To jest dobry do oglądania styl gry.

Luka powiedział w tamtym sezonie, że łatwiej zdobywa się punkty w NBA, niż w Eurolidze.

Tak, z jednej strony ma rację. Ale z drugiej gra w NBA jest szybsza, bardziej atletyczna. No i Luka jeszcze nie grał w play-offach (śmiech). To znaczy, nie zrozum mnie źle. On w play-offach też się odnajdzie, ale w sezonie czasem trafiasz na drużyny w back to backu, po długim wyjeździe. Czasem jest łatwiej notować w takich meczach dobre występy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.