Toronto 2019-20 cz.1

Dzień dobry! Znów tu jestem. Po raz szósty w Szóstce. * Ciekawe, czy będzie to miało jakieś symboliczne znaczenie. Nie mam rankingu, który z wyjazdów był najlepszy, bo każdy był inny, każdy przyniósł nowe doświadczenia, nowe historie. Za każdym razem poznawałem nowych ludzi, robiłem nowe rzeczy, kolejne zdjęcia, kolejne wywiady. Każda z wypraw, na swój sposób była najlepsza. Ostatnie trzy, łącznie z tą obecną, są wyjątkowe, bo wszystkie odbyły się w tym roku, zatem dzieli je stosunkowo krótki odstęp czasu. Po zimie 2019 roku, byłem tu na Finałach. Pięć miesięcy później, czyli teraz, znów jestem. Coraz lepiej poznaję miasto, coraz lepiej poznaję halę Scotiabank Arena, coraz lepiej, albo raczej, coraz sprawniej poruszam się w świecie zakazów i nakazów, w obrębie których funkcjonują media w ramach meczów NBA. Znam się z ludźmi. I to jest bardzo miłe. Szef ochrony, ludzie pracujący w klubie, lokalni dziennikarze, fotografowie, ludzie z obsługi. W każdej z grup mam osoby, z którymi jestem „na część”, na chwilę rozmowy typu „o, znów tu jesteś. Co słychać?” Poza tym, że jest to miłe, jest to też bardzo pomocne. Mam dużo swobody w działaniu. Mam też wrażenie, że mogę trochę więcej, niż za pierwszym, czy drugim razem. Mam już swoje miejsca w hali Scotiabank Arena. Miejsca, w których mogę obserwować graczy. Miejsca, w których oglądam mecze, bo przecież nie lecę przez Atlantyk, żeby siedzieć w gondoli dla mediów, która znajduje się pod dachem obiektu. Wchodzę tam tylko po to, żeby przekonać się, że to nie miejsce dla mnie. Można stamtąd zrobić ładne zdjęcie i, być może, oglądać hokej, ale nie NBA.

Fajnie jest być znów w szatni drużyn NBA. Fajnie jest znów iść za królikiem i wejść do jego nory. Jestem Alicją, a to tutaj, NBA na żywo, jest krainą czarów. I żebyśmy się nie zrozumieli źle. Ja mam już swoje lata. Mam rodzinę, dziecko i oni są moim życiem, nie spoceni goście na parkiecie, biegający za piłką. Chodzi mi o to, że dla fana NBA, możliwości oglądania tego biznesu na żywo, od kuchni, to jest niepowtarzalna okazja, by zmienić perspektywę, zrozumieć pewne mechanizmy, które sprawiają, że ta maszyna tak dobrze działa. I to tyczy się wszystkiego, co wiąże się z ligą. Zaczynając od tempa gry, intensywności treningów. Tego, jak wysportowani, jak dobrzy w tym, co robią są ci ludzie. Poprzez to, jak gracze i sędziowie koegzystują w czasie meczów. Przez wszystkie możliwe kontakty z przedstawicielami mediów poszczególnych drużyn. Oni mają insiderskie informacje i historie, którymi czasem się dzielą. Kończąc na tych wszystkich rzeczach, które dzieją się w szatni i jej okolicach. I tu nie chodzi już tylko o możliwość zadawania pytań. Chodzi o możliwość zobaczenia emocji, jak zawodnicy rozmawiają ze sobą, co lubią jeść, jak są ubrani, jakiej słuchają muzyki. Wreszcie, jak wyglądają, gdy stoi się obok nich. Niektórzy są więksi, niż wydaje się w telewizji. Inni przeciwnie. Wszystko to połączone razem, jest dla mnie jak swego rodzaju „kalibracja” mojego poglądu na temat NBA i jej graczy.
Nie przeczytasz tego na innych polskich stronach. Wiec wiesz…


Pogadałem przed meczem z Super Fanem. On, tak jak ja, lubi przyjść wcześniej do hali. Pozwolił dotknąć i sfotografować mistrzowski pierścień, który i on dostał w dowód uznania od klubu, z którym jest od samego początku. Przywitałem się też z jego, pożal się Boże, agentem/asystentem. Piszę „pożal się Boże” nie dlatego, że cały czas mam żal do niego, że mój wywiad z Nav’em prawie nie doszedł do skutku przez jego opieszałość. Cieszę się, że w ogóle się udało, a okoliczności nie mają znaczenia. Piszę tak, bo jego rolą w pracy z Super Fanem jest szeroko rozumiana promocja jego postaci. Pracę zaczął nie więcej, niż dwa lata temu, czyli w czasach, kiedy Nav od wielu lat był znaną i rozpoznawalną postacią. Z takiej pozycji można prężyć mięśnie jakim to się nie jest wpływowym i kreatywnym agentem. Coś jak agent LeBrona Jamesa. Szanowałbym go, gdyby był z Nav’em od początku, albo od czasów, kiedy nikt go nie znał i faktycznie stał za jego wzrostem. A tak, uważam go za gościa, który świeci światłem odbitym. I uśmiecham się, jak widzę go siedzącego przy parkiecie obok Nav’a.

Mecz, który rozpoczął moją ostatnią w tym kalendarzowym roku wyprawę do Toronto, był mecz z Utah Jazz. Na długo przed jego rozpoczęciem, Mike Conley i Marc Gasol spotkali się na parkiecie, uściskali i długo rozmawiali. Dołączył do nich Jeff Green, który w latach 2014-15 zagrał 98 meczów w barwach Memphis Grizzlies. Miałem okazję zapytać Conley’a o tę więź byłych zawodników Grizz. Ale o tym później. Obok rozmawiających i żartujących Gasola i Conley’a, rozgrzewał się Rudy Gobert. Jakaś zagubiona piłka wpadła w ręce Marca. Ten zauważył, że Gobert szykuje się do rzutu za trzy punkty i właśnie czeka na podanie. Hiszpan posłał idealny pass w jego dłonie. Rudy spudłował, co spotkało się z dezaprobatą Gasola. Oczywiście wszystko odbywało się w zabawnej atmosferze. I tu kolejny raz przypomnę, że rywalizujący na parkiecie, i czasem w mediach, gracze bardzo się szanują. Mijający się w korytarzach, zawsze podają sobie dłonie. Jeśli znają się lepiej, to wymieniają uściski, czasem też przystają na rozmowę. Tak samo trenerzy, ich sztaby i członkowie drużyn.

Oto moich kilka spostrzeżeń i obserwacji z tego meczu:

– Raps wygrali pierwszą połowę aż 77:37. Trzecią kwartę wygrali Jazz 49:30. Przez moment mogło się wydawać, że zrobi nam się z tego prawdziwy mecz, ale raczej w żadnym momencie nie dało się odczuć, że gości z Salt Lake City wracają na poważnie. 130:110 to najniższy wymiar kary i w żaden sposób nie oddaje tego, jaz Jazz byli zdominowani w tym starciu.

– Po trzech tygodniach przerwy spowodowanej urazem kostki, do gry wrócił Serge Ibaka, którego pojawienie się na parkiet zostało odnotowane owacją na stojąco. Fani w Toronto bardzo lubią Ibakę. Jest to uczucie odwzajemnione.

– Bardzo podobał mi się debiutant Terrence Davis. Jeśli prawdą jest, że Fred Van Vleet, który latem będzie wolnym agentem, myśli o kontrakcie niebezpiecznie zbliżonym do maxa, to myślę, że Masai Ujiri już rysuje sobie w głowie różne scenariusze z wymianą z jego udziałem. Jeśli Fred ma odejść, bo tak działa ta liga, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zapłacić więcej, to być może Davis będzie jego godnym zastępcą na mocy debiutanckiej umowy, która pozwala na dalsze ruchy. Ale to na razie moje spekulacje. Na ten moment wygląda nieźle. „Jeśli się nie rozpije, nie osiądzie na debiutanckich stawkach, to będą z niego ludzie.”tak napisałem, jak pierwszy raz widziałem na żywo Siakama w jego debiutanckim sezonie. Miałem rację. Delikatnie mówiąc. Może i tym razem będzie podobnie.

– Świetni w tym meczu byli właśnie Siakam (35/5/5) i Van Vleet (21/11). Cały czas fascynuje mnie droga, jaką obaj przeszli. Siakam z 27 wyboru w drafcie do poziomu All-Star. Van Vleet z gracza niewybranego w drafcie, do poziomu, w którym gra ważną rolę w mistrzowskiej rotacji, potrafi kreować dla siebie rzuty, a w perspektywie paru miesięcy znajdzie się w miejscu, z którego jego agent zażąda wielkich milionów i zapewne je dostanie. Świetne historie o tym, żeby się nie poddawać i walczyć o swoje marzenia. Przypominam, że Van Vleet, gdy pierwszy raz zobaczyłem go na własne oczy, zrobił na mnie fatalne wrażenie.

– Rudy Gobert jest potężnym gościem. Ale o tym wiedziałem od dawna. Teraz tylko sobie przypomniałem.

– Przegląd parkietu, podania Gasola, jego defensywa, czytanie gry na obu końcach parkietu, jest czymś, do czego opisania brakuje mi odpowiednich słów. Ale to też wiedziałem. Tylko, że żywo jest jeszcze fajniejsze do oglądania.

– W oczach Quina Snydera jest jakiś rodzaj szaleństwa, ale jest znakomitym analitykiem gry. Świetnie się go słucha.

– Matt Thomas, 24-latek który od tego sezonu jest graczem Raps był bohaterem pewnej sceny, która mnie rozbawiła. Thomas na ten moment znajduje się poza rotacją Nurse’a. Po meczu przebrał się i wyszedł z szatni jako pierwszy. Pies z kulawą nogą nie zwrócił na niego uwagi. Nie wiem czy w ogóle brał prysznic. Jakiś czas po tym widziałem go w hali, jak rozmawia z ludźmi z ochrony i resztką kibiców. Tak sobie pomyślałem, że wszyscy jesteśmy takimi Thomasami. Szybko po meczu czy treningu ubieramy się i wychodzimy i nikogo to nie interesuje.

– To jak brakuje atencji mediów graczom spoza rotacji, albo tym, którzy mają ograniczoną rolę, pokazał Dewan Hernandez, który w trzech meczach zagrał łącznie dziewięć minut. Z Jazz dwie. Mikrofony i kamery czekały, aż Siakam będzie gotowy, żeby mówić. Hernandez, który właśnie wyszedł spod prysznica, stanął przed dziennikarzami i powiedział „jestem gotowy na Wasze pytania.” Spotkało się to oczywiście z gromkim śmiechem, ale takim serdecznym śmiechem. Sam Hernandez też był z siebie zadowolony, że żart mu wyszedł.

– Stanley Johnson zajął w szatni szafkę po Leonardzie.

– Wiesz, że Jeff Green jest oszustem? Gdyby na Ziemię przylecieli kosmici, albo gdyby od 2008 roku trzymał Cię w piwnicy jakiś Austriak psychopata, to tym kosmitom, zakładając że znają się na koszykówce, i Tobie można by powiedzieć, że Jeff Green jest jednym z najlepszych zawodników w NBA. Są mecze, po których bez żadnych problemów uwierzylibyście. Green, jego kariera już na zawsze pozostaną dla mnie zagadką. Niech fani Celtics modlą się, żeby kariera Jaylena Browna nie poszła taką samą drogą. Teraz, gdy Green ma już 33 lata i ponad dekadę grania za sobą, kiedy jest już bliżej końca, niż początku, nie myślimy już o nim w taki sposób. Były jednak czasy, kiedy Uncle Jeff rozbudzał wyobraźnię. Były mecze, okresy, kiedy nie było przesada porównywanie go do Jamesa Worthy’ego. Sam Kevin Garnett powiedział kiedyś, że Green może zostać jednym z najlepszych w tej grze. W meczu z Jazz Green rzucił 19 punktów i był jedną z jaśniejszych postaci swojej drużyny. Już wcześniej na rozgrzewce, stałem niemal na wyciągnięcie ręki i podziwiałem, jak się rusza. W meczu miał taki jeden dunk, kiedy w powietrzu, bez żadnego wysiłku zmienił w locie piłkę w dłoniach. Myślisz sobie, wow fizycznie to był, to nadal jest ktoś. I potem zaczynasz rozumieć, że mimo wszystko głowa, znaczy wiele w tym świecie atletów.

A tutaj masz moją krótką rozmowę z panem Conley’em, który znalazł dla mnie kilka chwil. Zrobił to, gdy już nie miał obowiązku z nikim rozmawiać, więc tym bardziej jestem mu wdzięczny.

Gdzie szukać głównych przyczyn, dla których mówiąc delikatnie, dość średnio wszedłeś w ten sezon? Póki co, trafiasz z najgorszą w karierze skutecznością, od ośmiu lat nie zdobywałeś tak niskiej liczby punktów.

Cały czas staram się dostosować do nowego systemu. Jest nadal sporo rzeczy na boisku, które robię podświadomie, do których byłem przyzwyczajony całą swoją karierę w Memphis. Zauważyłem też, że czasem mam tendencje do myślenia zbyt dużo nad jakimś rozwiązaniem, zamiast upraszczać grę dla siebie i moich kolegów. Może nie widać tego po wynikach, ale w ostatnim tygodniu czy dwóch, czuję się dużo lepiej na boisku w porównaniu do początków sezonu. Jestem przekonany, że ten proces wchodzenia w nowy system w nowej drużynie już się kończy. Myślę pozytywnie i wiem, że ja i Jazz będziemy grać w końcu dobrą koszykówkę. Ta grupa została zbudowana, żeby powalczyć o mistrzowski tytuł. Przede mną i przed Jazz jeszcze długa droga do pokonania.

Czy coś zaskoczyło Cię u Rudy’ego Goberta i Donovana Mitchella, kiedy wszedłeś do tej samej szatni z nimi?

Są bardzo utalentowanymi zawodnikami i bardzo w porządku ludźmi. Były czasy, że to ode mnie wszystko zależało w drużynach, w których grałem. To ja miałem piłkę i to ja dyktowałem tempo gry oraz to, co działo się na boisku w danym momencie. Tutaj w Jazz mogę grać więcej bez piłki. Czasem więc mam okazję patrzeć, jak Rudy i Donovan grają pick and roll, a jestem w rogu. Mogę poczuć się jak fan oglądający ich grę. Ich współpraca i chemia, jaką wytworzyli między sobą jest na imponującym poziomie.

 

Widziałem przed meczem, jak Ty i Marc Gasol serdecznie przywitaliście się i długo rozmawialiście. Dołączył do Was Jeff Green. Opowiedz o tej niezwykłej więzi między byłymi graczami Memphis Grizzlies.

To była jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne środowisko z niepowtarzalną grupą ludzi. Mało kto spodziewał się, że będziemy dobrzy. To pierwsze. To nas motywowało. Poza tym, tak się złożyło, że wszyscy nadawaliśmy na podobnych falach. Szybko zbudowaliśmy relacje, które porównałbym do relacji w rodzinie. Lubiliśmy się, spędzaliśmy czas razem i dobrze się przy tym bawiliśmy. Na boisku mieliśmy swój styl, w którym nie grał nikt w lidze. Graliśmy fizycznie. Drużyny nienawidziły atakować przeciwko nam, bo przeciwko naszej defensywie ciężko było o łatwe punkty. To był piękny okres w naszych karierach.

Czy nadal utrzymujecie ze sobą relacje?

O tak! Cały czas, nic się nie zmieniło. Nie tylko my, byli zawodnicy Grizzlies, ale także nasze rodziny,, nasze dzieci. Wszyscy trzymamy się razem. Zawsze tak będzie. To jest prawdziwa przyjaźń, prawdziwe relacje.

Zmieniając temat. Co sądzisz o tym pomyśle ligi, w którym ma zostać zorganizowany turniej w trakcie sezonu regularnego?

Powiem Ci szczerze, temat jest mi znany, ale nie wczytałem się jeszcze we wszystkie szczegóły tego projektu. W skali ogólnej nie wiem po co to robić oraz jak technicznie i fizycznie miałoby to wyglądać. Nie wiem czy decyzja już zapadła, czy to tylko jeden z pomysłów rzuconych w eter. Zobaczymy.

 

Jeśli chcesz, to możesz mnie śledzić na Instagramie, gdzie wrzucam zdjęcia i filmy z tego wyjazdu. TUTAJ znajduje się tak zwane story z meczu Raptors-Jazz.

* Już kiedyś o tym pisałem, ale jest okazja, żeby przypomnieć. W świadomości mieszkańców stolicy Ontario, figuruje potoczne określenie tego miasta – Szóstka. Dlaczego? Teorie są dwie. Numer kierunkowy do Toronto to 416. Stąd to sześć. Dlaczego nie cztery? Ludzie nie wiedzą. Więc może teorią bliższą prawdy będzie ta, według której, miasto zwane jest Szóstką, ponieważ do roku 1998, składało się z sześciu odrębnych jednostek samorządowych. Ze względu na cięcia kosztów administracyjnych, władze Ontario, postanowiły połączyć East York, Etobicoke, North York, Scarborough, York i (stare) Toronto w jedno megacity. Poza tym Szóstkę, w swojej muzycznej twórczości, do powszechnej świadomości przemycił Drake. To jest trochę tajemnicze, trochę sexy, dobrze się rymuje (tak myślę, choć słowo Toronto chyba rymuje się nie gorzej), daje pole do interpretacji.

1 comment on “Toronto 2019-20 cz.1

  1. Pingback: Jack Armstrong: Nie majstruję przy szczęściu – Karol Mówi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.