J.J. Hickson w Portland

Gdyby to był styczeń/luty 2010 roku, moglibyśmy powiedzieć "prawdziwy steal Blazers". Aldridge, Oden, Roy i coach McMillan dodają do i tak mocnego składu, perspektywicznego skrzydłowego z papierami na gwiazdę i już niedługo powalczą o tytuł.
Mamy jednak marzec 2012 i transfer ten jest niczym więcej niż przejściem przeciętnego gracza do przeciętnej drużyny. W Portland poza Aldridgem całej wymienionej reszty już nie ma a
J.J. Hickson z gracza, za którego kiedyś Suns byli gotowi oddać Amare Stoudemire’a, a Cavs za nic nie chcieli go oddać,  stał się ligowym średniakiem – a może inaczej – nie stał się tym, kim w oczach wielu obserwatorów powinien był się stać.
Po odejściu LeBrona do Miami, Hickson miał przejąć Cavs. 13.8 punktu i 8.7 zbiórki to statystki niezłe ale nie dla gracza, który dostał niemal wolną rękę na grę. Wszyscy spodziewali się, że zrobi wielki przeskok, tymczasem on zrobił mały krok do przodu. Latem 2011 roku J.J. był już graczem Sacramento Kings. W zamian za niego do Ohio przyszedł Omri Casspi.
Przygoda Hicksona w stolicy Kalifornii trwała ledwie 35 meczów. W związku z natłokiem na jego pozycji, J.J. w zasadzie nigdy nie ani przez chwilę nie był pewnym punktem rotacji Kings dlatego klub postanowił go zwolnić. 4.7 punktu i 5.1 zbiórki w 18.4 minuty na parkiecie. J.J. who? Pytają już kibice Kings.
Zainteresowali się nim (z wzajemnością), cierpiący na brak wartościowych wysokich Golden State Warriors. I wtedy pojawili się Blazers i oficjalnie zgłosili się po zwolnionego gracza. Żeby zrobić miejsce dla Hicksona, Blazers zwolnili Memo Okura.
Nowy nabytek Portland 4 września skończy dopiero 24 lata więc teoretycznie ma jeszcze czas i możliwości wznosić swoją grę na wyższy poziom. Czy tak się stanie? Zobaczymy.
MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.