Kobe Bryant ma wielu krytyków, którzy nie lubią go z jakiegoś lub z kilku powodów. Jednym z nich, często podawanym, jest to że za bardzo
naśladuje/przypomina Michaela Jordana.
Cóż dla mnie ten argument jest tak
chybiony, jak rzuty osobiste Dwighta Howarda i śmieję się ilekroć go
słyszę. Bo dla mnie jeśli ktoś w grze przypomina tego najlepszego, to
znak że sam też musi być dobry. Wyciąganie tego w dyskusyjnym hejcie
Bryanta jest klasycznym strzałem w kolano.
Michael Jordan jest największym koszykarzem wszech czasów a Kobe Bryant jest zaraz za nim, tak blisko jak tylko się da.
To nie jest matematyczny wzór dający się sprawdzić laboratoryjnie i wyliczyć. To jest moja opinią, z którą można się zgadzać lub nie.