Marcin Gortat parkuje na przejściu dla pieszych!

Wczoraj zdarzyło się coś, co od samego początku miałem gdzieś i w zasadzie mam nadal. Postanowiłem poruszyć temat tylko i wyłącznie dlatego, że wydźwięk tegoż zdarzenia przybrał kuriozalnych rozmiarów i zaczął żyć swoim życiem.
Temat jest w szeroki sposób związany z NBA, więc mogę się nim tu zająć.

Marcin Gortat źle zaparkował swoje Porsche na jednej z ulic w Warszawie. Czas się zatrzymał. Tajne służby wyłączyły sprzęt nagrywający, Neymar przestał grać w piłkę, włosy przestały rosnąć, woda nie zawrzała w stu stopniach, Ray Allen spudłował rzut za trzy punkty.

Tak się akurat złożyło, że w pobliżu miejsca 'gortatowej zbrodni’ pojawił się jakiś gamoń, od którego prawdopodobnie wszystko się zaczęło. Ten gamoń, jak wnioskuję, jest w pewnych kręgach dość rozpoznawalną postacią.

Albo nie…skasuję to co powyżej bo nie znam człowieka. Może na co dzień w porządku z niego gość. Być może tylko w tej konkretnej sytuacji zachował się jak gamoń szukający sensacji.

W każdym razie…

Zdjęcia źle zaparkowanego auta obiegły polski internet. I zaczęło się.
Pojawiły się ciężkie gatunkowo dyskusje i komentarze o zabarwieniu obyczajowo-prawno-socjologiczno-kulturowo-społecznym oraz takie bardzo lekkie i proste do zdefiniowania czyli idiotyzmy i anonimowy hejt internetowy.

Ci, którzy oburzyli się postawą centra Wizards wytoczyli ciężką artylerię i uderzyli w czuły punkt. Społeczna akceptacja przestępstw i wykroczeń prowadzi do degeneracji. Tak być nie może. Wszyscy powinni być równi wobec prawa. Osoby znane nie powinny być wyjątkiem (wyobraź sobie gościa na mównicy, który rytmicznie gestykulując, równie rytmicznie wygłasza te słowa) – to odpór na zarzut szukania taniej sensacji.

Jak dla mnie odpór nieobroniony. Kto z nas nigdy w życiu nie przejechał skrzyżowania na "późnym zielonym", nie zaparkował auta w niedozwolonym miejscu? Kto z nas nie sikał w mieście nad randem po imprezie? Kto przeżył całe życie zgodnie z literą prawa stanowionego i zgodnie z szeroko pojętymi obyczajami?

Jasne, że prawa trzeba przestrzegać i być wyczulonym na jego łamanie. Dobrze byłoby jednak zachować przy tym zdrowy rozsądek. 

Dalej pojawiają się motywy osoby znanej, jako wzorca do naśladowania. Motyw dobrze znany.

Żyjemy w czasach, gdzie brakuje wartościowych osobowości, na których młodzi ludzie mogliby się wzorować. Żyjemy w czasach, w których wystarczy pokazać cycki albo kawałek tyłka, żeby dostać do prowadzenia program w stacji telewizyjnej i uchodzić za "kogoś". Wystarczy wystąpić w Big Brotherze, żeby zostać posłem. Wystarczy pokazać się tu i tam w mediach, żeby zostać uznanym za celebrytę. To nie dotyczy tylko Polski. To jest zjawisko znane na całym świecie.

Zubożenie języka wypowiedzi, zubożenie wartości przekazywanych treści w mediach. Wypieranie treści tych naprawdę wartościowych zmuszających do kreatywnego myślenia. Rezygnacja z treści, których zrozumienie wymaga od odbiorcy posiadania odpowiedniej wiedzy.

Wszystko ma być łatwe, lekkie i przyjemne. Nie trzeba zadawać pytań. Wszyscy zatańczą, zaśpiewają i ugotują Ci na ekranie z uśmiechem na ustach.
Pegaz, miliard w rozumie, wielka gra, teatr telewizji? A w jakim rytmie się to tańczy?

Dlaczego wymagamy od sportowców, aktorów, muzyków i innych szeroko rozumianych celebrytów, żeby zachowywali się idealnie, żeby nasze dzieci mogły się na nich wzorować?

Ja dzieci jeszcze nie mam ale jeśli kiedyś będę miał to szczęście, żeby je mieć, to postaram się sam być dla nich wzorem do naśladowania. Ja sam spróbuję wpoić im wartości, które uważam za ważne w życiu.

Chcę się wzorować na koszykarzu NBA, gdy jest na parkiecie i w niedościgniony sposób uprawia ten sport, chcę słuchać muzyki, którą grają moi ulubieni wykonawcy, chcę oglądać filmy z moimi ulubionymi aktorami w rolach głównych. Tylko i aż tyle.

Nie zapytam ich jak żyć, nie poproszę o wychowanie mi dzieci, nie zdziwi mnie gdy zobaczę ich źle parkujących samochody, pijących alkohol, gadających głupoty. Oni są też tylko ludźmi – jak my. Moje zainteresowanie nimi kończy w momencie, gdy schodzą z parkietu, ze sceny, z desek teatru.

Marcin Gortat (i inni znani ludzie) robi wiele różnych rzeczy przez 365 dni w roku. Wchodzimy z aparatami i kamerami w jego życie, gdy tylko powinie mu się noga. O ile tak można nazwać złe parkowanie.

Niektórzy twierdzą, że ludziom znanym podświadomie pozwalamy na więcej bo są znani. Ja to widzę inaczej. Dokładnie odwrotnie.  Właśnie dlatego, że są znani oczekujemy od nich postaw, których sami nie bylibyśmy w stanie utrzymać. My ludzie, których wyobraźnię co do fizycznych działań, ograniczają małe i średnie budżety.

Staramy się umoralniać tych, którzy w sferze materialnej mogą prawie wszystko. Na jakiej podstawie dajemy sobie takie prawo?

Dlaczego tak mało mówi się o Campach Gortata? Dlaczego tak mało mówi się, że zaktywizował dzieci? Dlaczego nie podkreśla się tego, że Gortat jest prawdopodobnie jedyną znaną osobą, która postanowiła regularnie oddawać cześć Polskiemu Wojsku?

Gortat mógłby teraz być w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej i relaksować się po trudach sezonu. Miałby do tego pełne prawo. Jego życie, jego ciało, jego pieniądze do wydania.

Nie, to nie oznacza, że może więcej jeśli chodzi o przestrzeganie prawa i obyczajowości. Chodzi o to, żeby widzieć rzeczy ważne i ważniejsze. Chodzi o to, żeby nie dać się zalać tym medialnym fast foodem.

Czy chorobliwą zazdrość i własne niedoskonałości leczymy wytykaniem błędów u osób z pierwszych stron gazet? Błędów, które znamy aż za dobrze? Lepiej nam potem?  

* Tak, ten tytuł jest celowo tabloidowy, celowo z wykrzyknikiem!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.