Nie porównujcie Curry’ego do Jordana

Miałem dzisiaj ciekawą konwersację z chłopakami po treningu. O Warriors.
„OK, ale kto nie lubi Curry’ego i Warriors?” – zapytał retorycznie jeden z kolegów.
„No na przykład ja.” – odpowiedziałem.
„Ty, strzelec dystansowy? Myślałem, że go lubisz i nawet wzorujesz się na nim.”

Nie zrozummy się źle. Bardzo doceniam to, co Warriors robią od dwóch lat. Wymienność pozycji, ten extra, extra pass. To jest basket przyszłości. Na fundamentach popovichowskiej filozofii, rośnie coś zupełnie nowego. Najbardziej niesamowity w tym jest fakt, że Warrios też staną się podwaliną jakiegoś nowego nurtu w koszykówce, którego jeszcze nie potrafimy zdefiniować. Bardzo doceniam to, co robi Curry, który być może swoją grą wyprzedza koszykówkę o przynajmniej jedno pokolenie. Bardzo doceniam to, że przeciera szlaki i otwiera drzwi do zawodowej koszykówki graczom z jego pozycji, o jego fizyczności. Dziś rzut z dystansu staje się wartością i niezwykle ważnym elementem strategii. Twoja drużyna jest zacofana, jeśli nie masz w składzie strzelców. Curry jest jednym z tych, którzy z rzucania czynią sztukę.
Powiedziawszy to wszystko, muszę niestety stwierdzić, że mam już dosyć tej całej gorączki związanej z Warriors i ich liderem. Ludziom brakuje dystansu i umiejętności chłodnej oceny. Pisałem o tym ostatnio w „ŚvsR„. Za dużo mówi się o Curry’m w skrajny sposób. Dla jednych, to już prawie poziom ocierający się o poziom Michaela Jordana. Dla innych, to klasa ledwie Mahmouda Abdul-Raufa.
Obie oceny są błędne. Ta o
Abdul-Raufie jest wręcz absurdalna i obrażająca Curry’ego. Przy czym ta o Jordanie doskwiera mi bardziej. Curry trafił ostatnio swoją trójkę nr 300 w tym sezonie. Nikt, nigdy tego nie zrobił. Curry jest pierwszy, drugi (286) i trzeci (272), jeśli chodzi o sezony z największą liczbą celnych trójek. Czwarty jest Ray Allen (269). Z pewnością jest graczem wyjątkowym…ale próba zestawiania go z Michaelem Jordanem, jest nadużyciem dużego kalibru.
Nie chcę w żaden sposób deprecjonować tego, co robi na boisku Curry. Nie powiem jak Oscar Robertson, bo się z tym bardzo nie zgadzam, że Steph robi to, co robi, bo obrona w NBA jest gorsza, niż kiedyś. Steph jest fenomenem, to nie ulega wątpliwości. Ale w dalszym ciągu – Steph? Jordan? Jordan? Steph? Nie brzmi to dziwnie?
Za co zapamiętaliśmy Jordana? Myślisz M.J., zamykasz oczy i widzisz…wszystko! Potężne wsady, minięcia ośmieszające obrońców, sugestywne zwody, firmowy fadeaway, nadludzki atletyzm, podniebne akrobacje, rzuty na wygraną, świetną obronę, mistrzowskie tytuły. Można tak wymieniać i wymieniać.

Za co zapamiętamy Curry’ego? W jakichś 80% będzie to rzut różnego sortu z rzutem zza łuku na czele. W pozostałych 20% będzie to świetne panowanie nad piłką i związane z tym crossovery, kozłowanie za plecami i tego typu rzeczy. Czy gracza o takiej charakterystyce można zestawiać z najlepszym koszykarzem wszech czasów? Nie sądzę. Jordan potrafił zdominować mecz na wielu płaszczyznach, na wiele sposobów. Gdy nie szło mu rzucanie, dostawał się na linię. Potrafił wyłączyć z gry zawodników, których krył. On po prostu dusił swoich rywali. Niszczył ich i upokarzał. Nie było rzeczy, której Jordan nie umiał zrobić na parkiecie. Był przedstawicielem bardzo wąskiego grona zawodników bez słabych punktów.
Curry? Nie jest zawodnikiem tak wielowymiarowym. Nie jest w stanie zdominować meczu, gdy nie idzie mu rzucanie. Nie jest w stanie dominować bez rzucania, tak jak kiedyś robił to Magic Johnson. Nie jest w stanie dostawać się na linię rzutów wolnych na zawołanie, gdy czuje, że rzut z gry mu nie siedzi.
Steph oddaje ponad 11 rzutów za trzy punkty na mecz w tym sezonie, podczas gdy 20 lat temu ta średnia wynosiła około 10…dla jednej drużyny w skali całej ligi. Steph bez dwóch zdań zmienia koszykówkę ale…Ray Allen w swoim najlepszym sezonie oddawał średnio 8.4 rzutu za trzy punkty. Było to dokładnie 10 lat temu, kiedy rzucanie za trzy punkty nie było jeszcze takie sexy. Allen trafił w karierze 2973 trójki i w tej klasyfikacji lideruje NBA. Steph ma w tej chwili 1492 trafienia zza łuku. Musi zatem trafić niemal dokładnie drugie tyle by wyprzedzić Allena. Ray grał w NBA 18 lat, Curry gra swój siódmy sezon. Curry za tydzień zdmuchnie 28 świeczek z tortu. Co usiłuję przekazać? Tylko to, że starając się porównywać Curry’ego do samego Jordana, niektórzy mają tendencje zapominać, że lider Warriors nie jest jeszcze lepszy od Allena, w pewnym sensie swojego pierwowzoru. Zdrowie i długowieczność nigdy dla nikogo nie mogą być pewnikami w tej lidze. Curry ma za sobą już dwie operacje prawej kostki.
Powtórzę zatem jeszcze raz – Curry, swoją grą wyprzedza koszykówkę o przynajmniej jedno pokolenie. Gra zmienia się w dużej mierze dzięki niemu. Ale ten fakt to za mało by nawet zastanawiać się czy to już jednoosobowy poziom Jordana. Nie, w tym momencie gdy jego kariera trwa w najlepsze oraz nie, gdy będziemy podsumowywać ją za ileś lat.
Możemy pokusić się o tezę, że Curry, jeśli ominą go kontuzje i zaliczy jeszcze przynajmniej kilka tak dobrych sezonów jak ten lub poprzedni, skończy jako zawodnik w TOP… no właśnie ile? Nie wiem, ale już dziś mogę powiedzieć Wam, że nie będzie to dyskusja typu Jordan czy Curry. Not even close moi mili. Zachwycajcie się Warriors i Curry’m bo jest czym i kim, ale nie porównujcie Curry’ego do Jordana.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.