To jest zawsze ciekawe doświadczenie, gdy młodsi fani NBA pytają mnie „no to powiedz Karol, dlaczego Kevin Garnett? Czemu go tak lubisz i cenisz?”
Rozumiem doskonale, że ci którzy odkryli dla siebie NBA mniej, niż 10 lat temu, będą mieli spory kłopot by zrozumieć i docenić to kim dla tej ligi był K.G.
Po kontuzji (i operacji) prawego kolana w 2009 roku, jego sprawność już nigdy nie była taka sama. Świetne wyszkolenie techniczne, doświadczenie no i przede wszystkim ta chora pasja do gry, charakter wojownika, pozwoliły mu zostać na elitarnym poziomie jeszcze przez 3-4 sezony. Potem stało się to, co stać się niestety musiało. Nogi coraz częściej zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. W tym sezonie pary starczyło mu tylko na 38 meczów, rok temu na 47. Więc OK, masz prawo pytać i nie znać tego prawdziwego K.G. Masz prawo zapamiętać go jako klnącego jak szewc dziadka. Ja zapamiętam go zgoła inaczej.
Opowiem Ci dlaczego.
Tematu „lubienia” chyba nie ma większego sensu poruszać. Owszem, możemy podyskutować o uczuciach. Ale to cały czas będą tylko i aż uczucia czyli coś, czego często nie da się podeprzeć argumentami. Ale czy potrzeba to robić? Kevin Garnett jest moim drugim ulubionym zawodnikiem all-time, zaraz za Michaelem Jordanem.
Porozmawiajmy o tym, dlaczego i za co tak go cenię.
Nie ma zawodnika w historii tej ligi, który byłby tak wysoko we wszystkich statystykach razem wziętych (punkty 17 miejsce, zbiórki 9, asysty 47, przechwyty 16, bloki 17, minuty gry 3). miejsce).
A bycie wszechstronnym mając takie warunki fizyczne, jakie ma K.G. to rzadkość. Szybkość i koordynacja ruchowa nie zawsze, a raczej bardzo rzadko idą w parze ze wzrostem – takim wzrostem (211 cm).
Historia najprawdopodobniej zapamięta Tima Duncana jako najlepszą „czwórkę” w dziejach ligi. Ja twierdzę, że indywidualnie Garnett był lepszy, niż T.D. (może nieznacznie ale zawsze) i gdyby trafił do takiej organizacji, jaką byli i są Spurs, to jego kariera miałaby podobny przebieg, a wynagrodzeniem za ten trud też byłoby przynajmniej pięć tytułów.
Przeanalizuj sobie ten film. Jest kompilacja z mistrzowskiego marszu Celtów w play-offs 2008 roku. Jeśli masz czas, to obejrzyj ten film dwa razy. Raz normalnie, potem patrz tylko na nogi Garnetta. To jest taniec. To jest jedna z lepszych prac nóg w historii NBA – ogółem, nie tylko jeśli chodzi o podkoszowych.
I tutaj podkreślić trzeba jedną rzecz – to jest rok 2008. Kevin jest wtedy 32-latkiem, który już wyszedł ze swojego prime. To było nadal blisko tego poziomu, ale jednak to już nie było to. To wielkie to.
W Minnesocie przez dziewięć kolejnych lat nie schodził z poziomu 20 punktów, 10 zbiórek, 4 asyst, przechwytu i bloku. A często każdą z tych wartości grubo przekraczał. Pomyśl o tym – dziewięć lat na takim poziomie. Jak w zegarku. Tim Duncan potrafił utrzymać 20/10 przez osiem kolejnych lat, ale nigdy osiągnął pułapu 4 asyst i 1 przechwytu.
Teraz już wiesz. Choć nadal możesz pytać…
Pingback: Kevin Garnett i Wolves dogadali się w sprawie wykupienia kontratu. K.G. skończy karierę… – Karol Mówi