Robaczywki pierwszej rundy (z kawałkiem) play-offs

Zaginęły. Ale się odnalazły. Długo oczekiwane Robaczywki. Jest mi nieopisanie miło, że czekacie na nie i dopytujecie. Nie jest mi miło, że tyle to trwało. W ostatnich miesiącach, przy różnych okazjach, czytam komentarze i wiadomości, w których znajduję całe spektrum uczuć – od sympatycznych i prostych zapytań 'co tam słychać’, do stwierdzeń, że ten blog się wyczerpał. Dziesięć lat (z kawałkiem) to szmat czasu. Co Wy robiliście dziesięć lat temu, i co z tych rzeczy robicie do dziś? Założyłem blog, gdy byłem studentem bez żadnych obowiązków nie licząc, rzecz jasna, nauki i trenowania. Dziś krajobraz wygląda zgoła inaczej. I o ile nadal bardzo lubię prowadzić blog (nawet rzekłbym, że bardziej niż kiedyś bo teraz mam większą interakcję z ludźmi, co jest nieustannie bardzo ciekawym zjawiskiem), o tyle czas na tę działalność przez lata zaczął mi się kurczyć. A doba, mimo politycznych zawirowań, nadal ma tylko 24 godziny. Obecny sezon, pod tym względem jest wyjątkowo słaby. To fakt. Cóż zrobić? Chciałbym, żeby to miejsce było moją pracą 24/7, ale póki co nie jest i nie wiem czy kiedyś będzie. Łatwiej jest mi wrzucić na Facebook jakiś krótki komentarz, zdjęcie czy zapytanie zachęcające do dyskusji, niż logować się na stronę, pisać, edytować i publikować. Szczególnie z komórki. Rozumiem rozczarowanie brakiem regularności. Uwierz, mnie też to dotyka.  Staram się, żeby jakoś to szło. Tyle, że ja nie chcę, żeby było „jakoś”, tylko dobrze. Jak się nie uda, to być może będzie trzeba zredefiniować formułę, albo w drastycznym scenariuszu powiedzieć sobie 'żegnaj’. Wolałbym odejść jak David Robinson, nie jak Garnett czy Pierce.


Tradycyjnie Dziękuję za podsyłanie własnych przemyśleń. Wszystkie kanały dostępu do mnie są cały czas szeroko otwarte. Jeśli Ci nie odpisałem, to się przypomnij. Chyba, że to było coś bardzo głupiego. Wtedy Ci nie odpiszę, nawet jak się przypomnisz. Kolejność, jak zawsze, dość przypadkowa.
Zapraszam.

– Paul George. Nie za grę, nie za liderowanie, bo za to dostał Śliwkę. Nie podobało mi się jak po pierwszym meczu, po tym jak C.J. Miles spudłował potencjalny rzut na zwycięstwo Pacers, George skrytykował całą sytuację. Nie wprost Milesa, tylko tak ogólnie, że to on jako lider powinien oddawać tego typu rzuty. Może i tak, ale tam poszło podwojenie, C.J. miał dobrą pozycję. Spudłował, ale to była dobra i uzasadniona decyzja. Po podaniu powrotnym do George’a mogłoby nie być czasu na dobry rzut. Później P.G. krytykował Lance’a Stephensona, później zaangażowanie drużyny. To nie było potrzebne i to nie było dobre. Wyobraźcie sobie, jakby o podobną tyradę pokusił się LeBron, Russ czy Harden. Internet przejechałby się z nimi.  

– Toronto Raptors. A tu całe spektrum osobliwych przypadków. Jonas Valanciunas. Rusza się jakby miał 39 lat, 18 sezonów w lidze i z pięć operacji kolan za sobą. To jest ogromny problem Toronto, bo Litwin pasuje do dzisiejszej koszykówki jak siodło do świni. Jest wysoki, ale unika walki pod koszem. Słabo broni, nie ma rzutu z dystansu. Ma problem z decyzyjnością. Zbyt rzadko miewa przebłyski przyzwoitej gry. O problemach z nich pisałem już w zimie prosto z Kanady. Serge Ibaka. Nie za całokształt. W obronie nadal jest bardzo przydatny, w ataku ciągle solidny. Robaczywkę dostaje za to, że w ogóle nie podaje. To już się stało irytujące. Możesz stawiać pieniądze na to, że jak piłka trafi w jego ręce, to już z nich nie wyjdzie. Ibaka ma dobry rzut i powinien rzucać, gdy ma pozycję, ale w ogólnym rozrachunku jest zbyt czytelny. Na dziewięć meczów w tych play-offach aż pięć razy schodził z parkietu z zerowym licznikiem asyst. Mało kto dziś tak gra w NBA. Czy Serge jest Hatterią NBA? Nie wiem, tak mi się skojarzyło. Kyle Lowry i DeRozan. Nie chce mi się wertować moich starych tekstów, ale przez lata pisałem, że obaj nie są materiałem na liderów. Lowry ma tendencje do tycia, a takim sportowcom nie ufam, a DeMar po prostu jest za dobrym człowiekiem. Tylko tyle. Brakuje mu takiego boiskowego skur..yństwa, jakie mają np. Westbrook  i Harden. Że jak nie idzie, to zrobisz co w Twojej mocy, żeby dostać się na linię, żeby zdeprymować rywala. I nie mam tu na myśli żadnych chorych gier. Lowry zniknął w meczu otwierającym serię z Bucks. Tylko raz oddał więcej niż 12 rzutów. DeRozan w meczu nr 3 był 0/8 z gry, zdobył tylko 8 punktów. Według kronik, sytuacja w której gracz z poziomi 27 punktów w rundzie zasadniczej, gra tak fatalnym mecz w play-offs, nigdy wcześniej się nie zdarzyła. I tu trzeba przywołać „Mamba Mentality” – Jeśli byłeś 0/8 w meczu, to znaczy, że w pewnym momencie straciłeś wiarę w samego siebie. Lepiej być 0/30, niż 0/8, bo 0/30 świadczy o tym, że cały czas chciałeś. Trochę to pokręcone, ale myślę, że rozumiem, co parę lat temu Kobe miał na myśli. Bucks odrobili ponad 20 punktów straty w meczu szóstym. Raps wyglądali jak 5-latek, który zobaczył pierwszy raz horror w telewizji. Moja optyka patrzenia na Lowry’ego i DeRozana trochę się ociepliła po wyjazdach do Toronto. Miałem okazje rozmawiać z nimi, patrzeć jak trenują, jak podchodzą do meczów. To trochę zmienia sposób może nie tyle ich oceniania, ale na pewno patrzenia na nich. Bo co by nie powiedzieć, to są świetni koszykarze. Tyle, że z jakiegoś powodu, nie potrafią przestawić się na tryb play-offowy. Przed postseason uważałem, że ta ekipa Raptors jest tworem, który na Wschodzie możne najbardziej zagrozić Cavs. Nie przejść ich, ale mocno zmęczyć, może nawet przestraszyć. W rzeczywistości wygląda to, jakby LeBron nudzi się w tej serii. Rzuca sobie lewą ręką, kręci piłkę w dłoni. To nie jest brak szacunku, to jest brak realnego zagrożenia.  

– Celtics po pierwszych dwóch meczach. Dziś, kiedy C’s nie tylko odrobili straty z Bulls, ale są jedną nogą od Finału Wschodu wygląda to jak historia starożytna, ale warto pamiętać, że w dwóch meczach u siebie Celtowie wyglądali jak zagubione w lesie dzieci, że Robin Lopez w starciu z podkoszowymi Bostonu wyglądał jak jeden z najlepszych środkowych ligi. Tak było.

– Czwarte kwarty Russella Westbrooka. W meczach nr 2, 4 i 5 serii z Rockets. Stanowczo za dużo hero ball. I teraz myślę sobie – Russ zrobił to. Został drugim w historii graczem, który zanotował triple-double za cały sezon. To był jego rok, rok złamanego serca. Liczę, że w kolejnych rozgrywkach zamiast łowić asysty, będzie zwyczajnie podawał. Zamiast wyłuskiwać ósmą, dziewiątą i dziesiątą zbiórkę, będzie zwyczajnie grał o zwycięstwa.   

– Zdrowie. A raczej jego brak. Mam tu na myśli Blake’a Griffina, który drugi rok z rzędu traci play-offy. A tak ogółem to chyba jego trzeci albo nawet czwarty postseason spod znaku urazów. Do tego dochodzi Tony Parker, Rajon Rondo.

– Doc Rivers i jego stosunek sędziów. To już naprawdę się przejadło. Daj spokój Doc. Już nie mogę patrzeć jak Rivers kwestionuje 80% decyzji sędziów i robi to w sposób jakby ktoś z premedytacją starał się go oszukać. Na takim czymś można jechać w rozgrywkach młodzieżowych, ale nie w NBA.

– Nie lubię mówienia, że zawodnicy OKC byli słabi, dlatego Westbrook musiał robić wszystko. Czy Clint Capela to taka wielka nadwyżka na Steven’em Adamsem? Wątpię. I możemy tak dalej sobie porównywać pozycja po pozycji analogicznych graczy z Rockets i Spurs czyli ekip z wyraźnie zarysowanymi liderami.

– Statystyki. Jeśli śledzicie mój fanpage na Facebooku, to wiecie, że lubię tam wrzucać ciekawostki historyczno-statystyczne. Ktoś coś zrobił po raz piewszy od X lat, ktoś coś zrobił po raz pierwszy w historii i tak dalej. Doprawdy nie rozumiem oburzenia ludzi na tego typu rzeczy. Rozmawiałem o tym z jednym kolegą, który jak ja lubi tego typu statystyki. Wydaje nam się, że po części może to wynikać z faktu, że ludzie sądzą, że jeśli dzisiejsza gwiazda zrobiła coś, co nie zdarzyło się od dekad lub nawet nigdy, to jest to deprecjonowanie historii i niebezpośrednie forsowanie tezy, że dzisiejsza NBA jest taka wyjądkowa. Błąd. Po drugie ludzie zapętlają się w interpretacjach. Piszą, że to takie głupie i podają swoje alternatywne, zmyślone staty, o liczbie rzutów, o rozmiarze buta, o zagraniach w poniedziałek czy inny dzień tygodnia, by podrekślić małą wagę tego typu zestawień. Błąd. Statystyki, które wrzucam to w głównym założeniu ciekawostki. Jak większość statytyk. Nie statam się podświadomie niczego sugerować. To Wasza wybujała wyobraźnia działa przeciwko Wam. Przykład: „Kawhi Leonard zdobył 43 punkty (7/10 zza łuku), 8 zbiórek, 3 asysty i 6 przechwytów meczu nr 4 serii Spurs-Grizzlies. Ekipa z Memphis wygrała to starcie po dogrywce 110:108 (po rzucie Marca Gasola) i wyrównana stan rywalizacji na 2:2. Leonard jest pierwszym graczem w historii play-offs, który w jednym meczu zaliczył przynajmniej 40 punktów, 5 przechwytów i 5 celnych trójek.” Ktoś pisze – „Powiem szczerze ze denerwują mnie juz takie durne „rekordy”, niedługo usłyszymy ze ktoś będzie pierwszym graczem który rzuci ileś tam punktów, zrobił dwa piwoty w lewa stronę oraz nie wypil grama wody w trakcie przerwy.” Ani to mądre, ani to śmieszne. Wyjaśnię Ci jak to czytać. Tak dla opornych – 40 puntków. Dużo. Znaczy, że to raczej lider. Punktujący lider. 5 przechwytów. Sporo. Szczególnie w play-offach, gdzie szanuje się posiadania. Znakiem tego, tenże gracz harował w obronie. Miał do tego wszystkiego 5 trójek. Znakiem tego umie rzucać z dystansu. I nie jest jakimś Jamesem Jones’em bo rzucił ponad 40 punktów. Podsumowując – Dany zawodnik (Leonard) zagrał jak prawdziwy lider. Zdobył dużo punktów, zrobił to bardzo wszechstronnie (o czym świadczy 5 trójek) a na dodatek mocno pracował w obronie. Ot i cała intepretacja. Można coś z nią zrobić, można włożyć między bajki. Ale oburzać się i zestawiać ją z piciem wody? Trochę luzu drogie dzieci. Czasem to aż dziwię się, że ludziom tak zwyczajnie chce się strzępić klawiaturę.

– (Głównie) James Harden i Russell Westbrook wymuszają faule. Chciałbym krzyknąć teraz do monitora wielkie „Nie, k..a nie!!!” I żeby u Ciebie na głośnikach dało się usłyszeć jak ja to krzyczę. Brakuje mi słów by opisać jak irytuje mnie podchodzenie pod ręce obrońców przy penetracjach a szczególnie przy rzutach za trzy punkty. I to nie jest tak, że nagle gracze z piłką odkryli drogę do Indii na skróty. Liga ma swoje „punkty skupienia uwagi”, dyrektywy dla sędziów, żeby zwracali uwagę na pewne rzeczy. Na przestrzeni lat to były różne rzeczy – dyscyplina, dotykanie piłki po koszu, akcje rzutowe i tak dalej. Widocznie teraz skupienie przeniosło się na ten element gry. Liczę, bardzo wierzę w to, że latem zbierze się odpowiednie ciało NBA i zweryfikuje tę irytującą interpretację odnośnie zawodnika będącego w akcji rzutowej.

– Cały czas jest za dużo video review. Jak wyżej. To nie jest tak, że nagle sędziowie stracili odwagę. Po prostu lista sytuacji, w których obligatoryjnie muszą spojrzeć na monitor się wydłuża. I nie jest to dobre dla gry. Czasem cholera mnie bierze jak widzę, że ktoś ewidentnie przeciął atak i pozbawił drużyny z piłką pewnych dwóch punktów a ci muszą iść i to sprawdzić. Podkreślam – muszą. A na koniec, w wielu przypadkach, dają zwykły faul. To są bardzo czytelne rzeczy. A jeśli są tylko 50/50 a nie 100/0, to faworyzowałbym atak, jak to ma miejsce w wielu interpretacjach NBA. Video review idzie za daleko.  

– Kelly Olynyk. Za mało mówi się o tym jak nieczysto, niesportowo pogrywa Olynyk. Może fryzura łagodzi jego postrzeganie? Nie mówię, że jest „brudnym graczem”, ale chcę zwrócić Waszą uwagę na niezaprzeczalny (?) fakt, że Kelly pogrywa nieczysto. Uwielbiam twardą, agresywną grę, ale gardzę tanimi gierkami, które mogą skończyć się kontuzjami. 

– LaMarcus Aldridge. Statystycznie nie wygląda to źle, ale ten gość był jeszcze nie tak dawno temu zwany L-Trainem, który dostarcza bez względu na pogodę i okoliczności. Zbyt często przechodzi obok meczów. Spurs będą go potrzebować.

– Dla Westbrooka za komentarze odnośnie Patricka Beverley’a po serii z Rakietami. Pat słusznie zauważał, że Westbrook do swoich imponującyh zdbyczy potrzebował wielu rzutów. Russ zdawał się tego nie widzieć i deprecjonował pracę gracza Houston. Powiedzmy to głośno – Patrick Beverley jest świetnym obrońcą. Jeśli Russell Westbrook robił na mim 40 punktów (przy fatalnej skuteczności), to na większości obrońców ligi robiłby 60 punktów.

– Obrońcy Bulls z wyjątkiem Rondo. Gdy Rajon usiadł ze złamanym kcukiem, okazało się że Bulls nie mają rozgrywających do dyspozycji. Michael Carter-Williams i Jerian Grant byli parodią jednyki NBA. Był taki moment w dwóch kolejnych meczach, że wspólnie byli 6/28 z gry i mieli 9 strat.

– Brandon Jennings na Twitterze odniósł się do zakończenia kariery przed Paula Pierce’a. Jego zdaniem jeden tytuł nie daje mu prawa do „farewell tour”. Po pierwsze, to Pierce nie miał farewell tour w tym sezonie, a po drugie człowiek jedną nogą poza NBA nie powinien zabierać głosu w dyskusji na temat legendy ligi.

– Zostając na Twitterze. Marcin Gortat. Jakiś fan skrytykował grę Morrisa i Gortata w play-offs. Polak, w swoim stylu, odpowiedział w nieakademicki sposób. W sposób, który pojawia się u niego raz na jakiś czas. Gortat był łącznie 4/18 z gry w meczach 3-6 z Hawks. Trochę się ratował zbiórkami, ale ogółnie nie istniał po pierwszych dwóch meczach. Krytyka była więc jak najbardziej uzasadniona. Tym bardziej, że to nie były jakieś ostre hejty, tylko stwierdzenie „jesteście słabi”. Gortat odpisał coś w stylu „Twoja matka była słaba ostatniej nocy.” Dziwię się jak wielu poważnych ludzi zajmujących się NBA w Polsce, zbagatelizowało temat. Że wiesz, kawały o Twojej matce. Że wiesz, taka konwecja żartu. Nie wiem. Dla mnie to było bardzo słabe. I spokojnie. Ja się nie oburzam o byle co i nie szukam taniej sensacji. Pamiętasz jak Gortat źle zaparkował swój drogi wóz i jak media w Polsce go usmażyły? Ja go broniłem. Z tego co wiem, tamten tekst trafił do Gortata i mu się podobał. Ale nie o to chodzi. Na pewnym poziomie, a Gortat z pewnością jest na tym „pewnym” poziomie, takie rzeczy trzeba zwyczajnie ignorować. M.G. musi się teg nauczyć.  

– Kibice Celtics buczeli na Rondo w pierwszych dwóch meczach serii z Bulls. Ktoś mi wytłumaczy dlaczego? Rozstanie z Rondo odbyło się bardzo kulturalnie (przypominam, że do Bostonu trafił wtedy m.in. Jae Crowder). Rondo nie gwiazdorzył, nie wylewał żali w mediach. Poprostu klub uznał w pewnym momencie, że idzie do przodu i sprzedaje zawodnika, z którym świętował tytuł w 2008 roku i Finał dwa lata później. Rondo Bsotonowi już nic nie jest winny.

– Rzuty osobiste Andre Robersona. Bez komentarza.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.