Blazers oddali Geralda Wallace’a, Marcusa Camby, zwolnili coacha McMillana i na dokładkę stracili cierpliwość do Grega Odena. Nowi ludzie jeszcze nie dojechali a ci, którzy zostali zagrać musieli wczoraj mecz w Chicago. Bulls, w tym momencie najlepsza ekipa NBA (36:10) przegrali ze zdawać by się mogło rozbitymi psychicznie i kadrowo Blazers 100:89. Kaleb Canales, nowy trener Portland zagrał 10-osobowym składem z którego aż 9 graczy punktowało. Z tej dziewiątki aż pięciu rzuciło 12 lub więcej punktów. Bulls wprawdzie zagrali bez Derricka Rose’a ale i tak byli zdecydowanym faworytem w starciu z czwartą od końca drużyną Zachodu.
Dlaczego o tym piszę? Piszę to dla tych, którzy mówią "2+2=4. Bulls muszą wygrać z Blazers. Pewna 'jedyna’!" Każdy kto miał kiedyś styczność z zakladami bukmacherskimi, ten wie o co chodzi. Ja też miałem – ale to nie temat na ten blog. Nauczyłem się, że w sporcie nie ma pojęcia "ktoś musi z kimś wygrać". Jedyne co musi, to "zagrać" a to ogromna różnica. Pamiętajcie o tym kiedy 'grubo’ będziecie chcieli zagrać na jakiegoś "pewniaka"…