Zapraszam do lektury trzeciej w tym sezonie edycji działu „Śliwki vs Robaczywki”. Dziś tylko pozytywnie. Zapraszam!
– Kristaps Porzingis. Dobrze jest widzieć go zdrowego. Pierwsze od lat wakacje, w których mógł normalnie pracować nad formą, a nie rehabilitować którejś części jego ciała, procentują. W ostatnich siedmiu meczach nie schodzi poniżej 21 punktów, dwa razy przekraczał 30. Jego średnie z tego okresu to 26 punktów, 9.3 zbiórki, 2.3 asysty oraz 1.4 bloku. Skuteczności z kolei kształtują się na poziomie 52.8% z gry, 40.5% zza łuku oraz 94.3% z linii. Z takim partnerem Luka i Mavs mogą marzyć o wygraniu Zachodu. Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale jak Kristaps czuje się dobrze, to ma taki swój sposób patrzenia „spod byka” z delikatnym, prawie niezauważalnym uśmieszkiem. Teraz ewidentnie czuje się dobrze, zresztą sam to przyznaje dookoła, więc tych spojrzeń jest sporo. Zauważyłem to już w Nowym Jorku. Podejrzewam, że w nocnych klubach w Rydze, ten look, też często pojawia się na jego bałtyckim licu.
– Steph Curry. Mógłbym w tym miejscu nie napisać niczego więcej. Steph Cury i tyle i koniec wpisu. Czujmy się uprzywilejowani, jako kibice, że żyjemy w czasach jego świetności. Steph w odstępie 10 dni zaliczył cztery mecze, w których zdobywał 50, 40, 37 i 40 punktów. W każdym z nich trafił po dziewięć trójek. A propos meczów z przynajmniej dziewięcioma trójkami, to Steph ma ich 38 w karierze, 10 gdyby liczyć tylko od kwietnia tego roku. Dalej na tej liście są James Harden i Damian Lillard, którzy mają takich występów… po dziewięć. Nieźle, co? Patrzymy na najwybitniejszego strzelca w historii tej gry. Nie spierd..my tego teraz tematem zastępczym typu „gdzie jest Steph wśród najlepszych jedynek w historii NBA.” lub „co brak MVP Finałów oznacza dla jego legacy w kontekście jego kariery i jego miejsca w historii.” Zostawmy to gadającym głowom z ESPN, które mają płacone za to, żeby dzielić nas kibiców tego typu tematami. To nie jest nam do niczego potrzebne, żeby móc w pełni napawać się grą Stepha. Patrzmy, oglądajmy, podziwiajmy. Miejmy świadomość, że na naszych oczach dzieją się rzeczy, które nie działy się wcześniej i raczej nie będą dziać się później. Ale oczywiście, jak zwykle, zrozumiemy to w szerszej skali dopiero jak Steph skończy karierę. Za ostatnie dwa tygodnie (sześć meczów) prawie 30 punktów, 6.7 asysty, 4.7 zbiórki, 1.7 przechwytu, 34(!) celne trójki (45.3%), 50% z gry, 93% z linii.
Oprócz 50 punktów, Steph dorzucił 10 asyst. Tym samym, w wieku 33 lat, stał się najstarszym graczem w historii ligi z występem na poziomie 50/10.
– A jak Curry, to i cały zespół Warriors. Nie spodziewałem się, że będą tak dobrzy, tak szybko w sezonie regularnym. 15 wygranych na 17 meczów, są liderami całej ligi. Coach Kerr gra 11-osobową rotacją, a za rogiem już czekają na większe role Kuminga, wracający do zdrowia Wiseman, no i oczywiście Klay. Właśnie dopłynęła do nas wiadomość z Oakland, że ten drugi z Braci Splash, właśnie dostał zielone światło na treningi 5×5 z pełnym obciążeniem. To znakomita wiadomość dla Warrios przede wszystkim, ale także dla nas, kibiców. Po raz pierwszy od ponad dwóch lat, Klay może tak po prostu grać w koszykówkę, a nie rehabilitować którejś z jego nóg. Mocno kibicuję, żeby 77 najlepszy koszykarz w historii NBA wrócił do dawnej formy.
– Phoenix Suns. Mają drugi najlepszy bilans w NBA (14:3), wygrali właśnie swój 13 kolejny mecz. Oni też grają 11-osobową rotacją. Moim zdaniem są lepsi, głębsi, niż rok temu. Przede wszystkim wiedzą o co grają, znają swoją tożsamość. Mentalnie są zupełnie gdzie indziej, niż rok temu o tej porze. Ciekawe, że jeszcze nie dostali ani jednego wybitnego występu od Bookera. Ma dwa mecze na 30+, ale też aż siedem (z 17) poniżej 20 punktów. Może ten wpis nie jest wystarczająco długi, żeby oddać należyty szacunek tej drużynie, ale cóż – rozmawiajmy o Suns, oglądajmy ich. Są przyczajeni i głodni. Byli tak blisko tytułu. Zastanawiam się czy to może pójść scenariuszem Spurs 2013-14. Po przegranych, prawie wygranych Finałach, wrócili za rak i zmietli z ziemi Heat i LeBrona. Ci Suns, z Bookerem na czele, przychodzą do meczów sezonu regularnego, jak do pracy, którą muszą wykonać, ale która jest tylko przystankiem przed podróżą do czegoś wielkiego. Będzie ciekawie.
– Ricky Rubio. Trochę poza radarem, Hiszpan gra całkiem niezły sezon. Zdobywa po 15.1 punktu, trafia po 2.2 trójki na mecz, ze skutecznością 37.1%, jego odsetek z linii to 89.7%. Każdy z tych wskaźników jest najwyższy w jego karierze. Ale jest jeszcze coś. Rubio zaliczył 37 punktów i 10 asyst w MSG. Trafił osiem z rzędu trójek! Szkoda, że ten pewny rzut pojawił się dopiero w ostatnich 3-4 latach. Gdyby z czymś takim przychodził do NBA, to trochę inaczej mogłaby potoczyć się jego kariera.
– Gary Payton II. Gołe statystyki niczego Ci nie powiedzą. Musisz go zobaczyć. Musisz. Znakomicie broni graczy obwodowych, jest niesamowitym atletą. Nie jest już młodzieniaszkiem (28 lat). Tułał się po NBA od dobrych pięciu lat. Dobrze, że w końcu (chyba) znalazł swoją niszę.
– Grayson Allen. Idealnie wpasował się w system Bucks, czym szybko rozwiał delikatne pytania o to, czy dawanie mu $20 mln w ciągu dwóch lat, było najlepszym pomysłem, zanim jeszcze oficjalnie wszedł na parkiet jako gracz Milwaukee. Jeśli ma grać tak, jak do tej pory, to odpowiedź na to pytanie brzmi owszem, był to dobry pomysł. 15 punktów na mecz, 4.1 zbiórki, zaledwie 0.7 straty, 45.3% z gry, 42.8% zza łuku (3.4 celnej trójki), 89.7% z linii. Każda z tych wartości jest najwyższa w czwartym roku jego kariery. Nadal myślę sobie czasem, że tym wszystkim, a może nawet czymś więcej, mógł być dla Bucks Bogdan Bogdanovic, ale potem przypominam sobie, że przecież Bucks zdobyli mistrzowski tytuł, więc wszystko co wydarzyło się, lub właśnie nie wydarzyło się wcześniej, nie ma już teraz żadnego znaczenia.
Kevin Durant. Tak, jak w przypadku Stepha, mógłbym w tym miejscu nie napisać niczego więcej. KD i koniec wpisu. I wiesz co, tak właśnie zrobię. KD!
– Montrezl Harrell. To jest miejsce, ale na pewno nie czas, żebyśmy zaczęli się zastawiać, ile obecność Harrella znaczy dla drużyn marzących o czymś więcej, niż tylko sam awans do play-offów. Pomówmy więc o jego tu i teraz. A to, wygląda całkiem dobrze. 17.5 punktu, 9 zbiórek, 2.3 asysty, 65.3% z gry, 82.4% z linii. Za wyjątkiem punktów, każdy inny wskaźnik jest najwyższy w jego karierze. Za trochę ponad pół roku, Harrell wejdzie na wolny rynek jako niezastrzeżony wolny agent. W wieku 27 lat znajdzie się idealnym miejscu, żeby spieniężyć owoce swojej pracy. Są zawodnicy, którzy Cię oszukują. Robią liczby w słabych drużynach, a jak wchodzą do play-offów, to zdarza im się znikać. Myślę, że Harrell jest, mimo wszystko, trochę innym typem gracza. Może zdarzyć się tak, że nigdy nie będzie w stanie powtórzyć swojej intensywności w serii do czterech wygranych, ale z drugiej strony, mając go w składzie, masz pewność, że na każdy mecz w sezonie regularnym, wyjdzie na parkiet na 100%. Nie będzie pytał podkoszowych rywali, czy ci przypadkiem nie wrócili z serii meczów wyjazdowych, czy nie grają czwartego meczu w sześć dni. Jeśli oni nie wyjdą na niego na 100%, to możesz mieć pewność, że on na nich tak właśnie wyjdzie. Coś takiego jest skarbem w rotacji każdej drużyny w NBA. Pytanie pojawia się przy rozmawianiu jak wysoko taki pakiet usług wyceniać, ale zostawmy to teraz.
– Jimmy Butler. Jimmy jest na drodze do zagrania najlepszego sezonu w swojej karierze. 24.5 punktu na mecz, 5.8 zbiórki, 5.3 asysty, 2 przechwyty. Mocno ciekawi mnie pewien trend w jego grze. Ale o tym w osobnym punkcie, do którego już teraz zapraszam tu zaraz poniżej.
– Nie wiem, czy jest to definicyjna Śliwka. W każdym razie jest to, coś co bardzo pragnąłem zauważyć i skomentować. A mianowicie całkowity odwrót od rzucania zza łuku z jednoczesnym, niemal całkowitym, przejściem na półdystans u Butlera. Coś podobne dzieje się też w grze KD. Mówiłem i pisałem na ten temat w przeszłości, przy okazji rozmawiania o szalonym tempie wzrostu rzucania za trzy punkty. Niektórzy twierdzili, że trend wznoszący się utrzyma. Ja byłem zdania, że prędzej czy później nastąpi wyhamowanie. Bo przecież skoro wszyscy dążą do idealnego spacingu, co w obecnych czasach oznacza de facto granie tylko pod kosz, lub tylko zza łuku, to czy przypadkiem półdystans nie staje się atrakcyjną opcją do zagospodarowania. Bo jeśli defensywy skupiają się na bronieniu obręczy oraz na strzelcach z dystansu, to mój Boże, jest tylko przestrzeni pomiędzy, w której gracze mogą operować. Jimmy oddaje tylko 1.5 trójki na mecz. Mniej rzucał tylko w pierwszych dwóch latach kariery, w których w pierwszym był poza rotacją Bulls, a w drugim miał mocno ograniczoną rolę z ławki. To wiele mówi. KD oddaje najmniej trójek od sezonu 2012-13. Mniej, niż 4.6 rzutu na mecz oddawał tylko w pierwszych trzech sezonach w NBA oraz w rozgrywkach 2012-13. Nadal trafia prawie 42%, więc to raczej nie skuteczności, a świadoma decyzja, skłoniły go do zmian w swojej grze. Z kolei, jeśli chodzi o skuteczności z gry, to Durant trafia 55.8% swoich rzutów, co jest najlepszym wynikiem w karierze. Jimmy trafia 52.5% co też jest najwyższym wskaźnikiem w jego karierze. Ciekawy trend, któremu będę się dalej przyglądał.
– LaMarcus Aldridge. Przed startem sezonu cieszyliśmy się, że z jego sercem wszystko jest dobrze, że znów może grać. Pomijając uczucia, LA po prostu gra dobrze. Nie jak na rekonwalescenta, tylko tak normalnie, dobrze. 13.4 punktu z ławki, 5.8 zbiórki, 1.2 bloku przy najwyższej w karierze skuteczności (57.7%). Jego obecność w rotacji Nets łata sporo dziur, które tam są z przyczyn sportowych, jak i pozasportowych.
– JaVale McGee. To trochę dziwne, że nigdzie nie może zagrzać sobie miejsca. Po odejściu z Denver w sezonie 2014-15, Suns są jego siódmą (!) ekipą. W międzyczasie bronił barw 76ers, Mavs, Warriors, Lakers, Cavs oraz ponownie Nuggets. W ostatnich czterech latach był rotacyjnym graczem trzech mistrzowskich ekip. Kto by pomyślał w czasach, gdy był stałym bywalcem segmentu „Shaqtin 'a Fool”, w którym Shaq obśmiewał jego boiskowe IQ. 10 punktów, 7 zbiórek, 67% z gry rezerwowego centra, a wszystko to za $5 mln. Nie możesz prosić o więcej.
– Dejounte Murray. Gra tak, jakby chciał wziąć udział w wymianie za Bena Simmonsa. 18 punktów, 8.3 zbiórki, 8 asyst, 2.1 przechwytu. Wszystkie te liczby są najlepsze w jego karierze. Ma 25 lat, zarobi $15 mln w tym sezonie, $16 w przyszłym oraz $17 w kolejnym. Idealne parametry pod wymianę.
– Cole Anthony. Zastanawiałem się przed sezonem czy przyjście wybranego z piątym numerem draftu Jalena Suggsa, nie spowolni rozwoju Anthony’ego. Tymczasem jest odwrotnie. Widać, że decyzja klubu, żeby sięgnąć po zawodnika z jego pozycji, podziałała na niego motywacyjnie latem. Miałem okazję rozmawiać z osobą, która zna go od dziecka, która zna też jego nowojorskiego, osobistego trenera. Podobno Cole jest tytanem ciężkiej pracy. Można mu wiele odmówić, ale na pewno nie tego, że zawsze jest na 100% przygotowany fizycznie, że praca nad własnym rzemiosłem jest dla niego wręcz sprawą honorową. 19.6 punktu na mecz (z 12.9), 6.8 zbiórki (4.7), 5.9 asysty (4.1), 1.1 przechwytu (0.6).
– Houston Rockets. Znakomite tankowanie bez zostawiania złudzeń, że jest inaczej! 16 porażek na 17 rozegranych meczów! Oczywiście żartuję! Robaczywka już niebawem! Więcej wykrzykników!!1!
– Nikola Jokic. W ostatnich dziewięciu meczach nie zszedł poniżej 22 punktów, trzy razy przekraczał 30, pięć razy schodził z parkietu z double-doube, dwa razy z triple-double. Nuggets bez niego by nie istnieli, co zresztą widać w meczach, w których nie gra. Za ostatnich siedem meczów prawie 29 punktów, 13.4 zbiórki, 7 asyst i 1 przechwyt. 58% z gry oraz 41.4% zza łuku.
– Paul George. Gdybym był fanem Clippers, to trochę bym się obawiał, że to może się nie utrzymać przez cały sezon, tak zwyczajnie fizycznie, bo to jest cholernie ciężkie ciągnąć drużynę, w której nie przelewa się, jeśli chodzi o talent i łatwość w zdobywaniu punktów. Ale na teraz PG13 imponuje i cieszy oko. W ostatnich 14 meczach tylko tylko raz nie przekroczył 20 punktów. Raz przebił 40, a trzy raz 30 punktów. Pod nieobecność Leonarda robi, co może, żeby utrzymać Clipps na powierzchni. Na razie mu się udaje. Z bilansem 10:8 Clippers są piątą siła Zachodu. To jest spora rzecz, biorąc pod uwagę to, że rozgrywki zaczęli od czterech porażek w pięciu meczach. Zatem, jak podpowiadają podstawy matematyki, wygrali 9 z 13 kolejnych starć.
– Chicago Bulls. 12 wygranych z 18 rozegranych meczów. W tym zwycięstwa z Nuggets, Lakers, Clippers, Mavs, Nets i Jazz. Widzę, że fani Bulls zaczynają odkrywać dla siebie DeMare’a DeRozana. To takie urocze. Ja odkryłem go dla siebie bodaj w 2014 roku, jak razem zjedliśmy lody w hiszpańskim Bilbao. Jakkolwiekby to nie brzmiało, to tak historia nie ma żadnych podtekstów, ani drugie dnia. Poza tym śledziłem go z bliska podczas moich licznych wypraw do Toronto. Nie straciłem go z radaru, gdy został oddany do San Antonio. Trochę śmiesznie patrzeć na tych wszystkich zdziwionych, którym DeRozan niejako musi się na nowo przedstawić i pokazać, że umie grać w kosza, że umie atakować obręcz, że jest, jeśli nie królem, to baronem półdystansu. D.D. produkuje dla Byków 26.3 punktu (druga najwyższa średnia w karierze), 5.2 zbiórki oraz 4.1 asysty. Alex Caruso. Powiedziałbym „wreszcie”. W końcu internet zauważył, że Alex Caruso, to jest pan koszykarz przez duże P i duże K. Kiedyś napisałem: „Co raz wyskakuje mi gdzieś Alex Caruso. Internet dostał wścieku pupy na jego temat. Wygląda na to, że dla internautów stał się nowym Brian Scalabrine’m. Nieśmiało pytam dlaczego? Przecież Caruso, to jest normalny koszykarz. Naprawdę nie rozumiem zjawiska. On nie pojawił się w Lakers z jakiegoś reality show. Nie jest małpą z zoo, nie jest tresowanym pudlem, żeby za każdym razem, gdy zrobi coś na parkiecie, szaleć na ten temat. I oczywiście, sami wiecie, że za każdym razem ma to drwiące zabarwienie. Tak, ku..a zmieńmy logo NBA na dunkującego Caruso. Idź do domu pijany internecie!” Ciesze się więc, że w końcu ludzie otworzyli oczy na to, że Caruso jest plusowym graczem, który znalazłby sobie rolę i minuty w każdej, powtarzam dla rozkojarzonych – w każdej rotacji wszystkich 30 drużyn NBA. Broni, podaje, rzuca, czyta grę.
Lonzo Ball. Co tam, fani Pels, jak tam Devonte’Graham? Żartuję, nie było pytania. To jest pan robiący grę przez duże P i duże G. Celowo nie użyłem słowa rozgrywający, bo mam wrażenie, że Lozo za mocno wychodzi z tej szufladki, a włożony do niej, za bardzo traci w zestawieniu z klasycznymi jedynkami. Jego 42.1% zza łuku (2.8 trójki na mecz), to jest coś wielkiego dla Bulls.
– Jayson Tatum. Takiego chcemy go oglądać! No prawie, bo nadal czasem dziw bierze, dlaczego Tatum podnosi sobie stopień trudności przy oddawaniu pewnych rzutów. Takie z ręką obrońcy na twarzy, po step backu i całych sekwencjach trudnych do wykonania rzeczy i ruchów. Jak wpada, to murowany highlight. Jak nie, to włos się na głowie jeży. Ale mówmy dobrze. W ostatnich dwóch tygodniach, Tatum jest trzecim najlepszym strzelcem ligi (tylko za Stephem i Jokicem). Zdobywa 28.4 punktu, 8.5 zbiórki oraz 3.8 asysty. Jeśli chodzi o skuteczności z gry, to nadal jest średnio, jak na ten kaliber talentu, ale Celtics muszą to brać w ciemno. Wygrali 7 z ostatnich 10 meczów i powoli zaczynają wygrzebywać się z przeciętności. Tatum w ostatnich czterech meczach nie schodzi poniżej 30 punktów.
– Brawa dla Imana Shumperta za wygranie amerykańskiej edycji programu „Taniec z Gwiazdami”.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.