Kilka przemyśleń i spostrzeżeń z drugiego i trzeciego tygodnia w NBA. Tak jak przewidywałem i uprzedzałem na początku – tygodniowa częstotliwość może być dla mnie trudna do osiągnięcia. Kolejność śliwek jak i robaczywek jest jak zawsze przypadkowa.
Śliwki:
– Andre Drummond. 19.1 punktu, 18.9 zbiórki, 1.4 bloku i prawie 2 przechwyty. Dre niszczy pod koszem swoich rywali. Zbiera w ataku prawie 7 piłek w każdym meczu i w tym elemencie jest klasą samą dla siebie bo wiele (całych) drużyn nie zalicza tyle ofensywnych zbiórek co środkowy Pistons. Każdy z 11 meczów tego sezonu zakończył z double-double, trzy z nich były na poziomie 20/20. Max deal po sezonie będzie czystą formalnością. Dre jest cały czas dość surowy w ataku, fatalny na linii rzutów wolnych (32%) i nadal popełnia błędy w obronie… ale czy Ty w wieku 22 lat dominowałeś pod koszem w NBA? Co w ogóle robiłeś w tym wieku? Chłopak ma całą dekadę by się rozwijać. A ciała bestii nie wytrenujesz.
– Steph Curry i Warriors. To było zaskakujące a zarazem ciekawe w jak wielu notesach Warriors nie pojawili się w ogóle lub pojawili się dość nisko w kontekście rozmowy o potencjalnym mistrzu NBA 2016 roku. Tymczasem podopieczni, póki co, Luke’a Waltona wyglądają jeszcze lepiej niż rok temu. Możesz powiedzieć dość łatwy kalendarz ale 12:0 to jest 12:0. Tylko dwie mistrzowskie drużyny były w stanie w kolejnym roku równie imponująco zacząć rozgrywki. Byli to Celtics z sezonu 1957-58 (14) oraz Bulls z sezonu 1996-97 (12).
Steph wygląda jak kosmita albo jak człowiek, który wie coś, czego inni nie wiedzą. Lideruje lidze w punktach (33.7) i wygląda na dużo lepszego, niż był w tamtym MVP-sezonie. Po 12 meczach sezonu ma już na koncie jeden mecz z +50 punktów, dwa z +40 oraz aż osiem z +30. Tylko 4 razy nie rzucił trzech dych. Jego najsłabszy mecz to do tej pory 22 punkty. To jest niedorzeczne drodzy państwo.
– Bardzo mnie cieszy wszystko to, co dzieje się od początku sezonu w Orlando (5:6), w Detroit (6:5) i w Nowym Jorku (6:6). Magic mieli pecha lub wychodził ich brak doświadczenia w pierwszych meczach sezonu, które przegrywali w końcówkach. Ostatnio jednak zaczęli wygrywać. Wygląda to nieźle. Widać dobrą rękę Scotta Skilesa. Magic mają bardzo ciekawy skład.
W Detroit zaczyna dobrze się dziać. I dobrze. To miasto i ci kibice potrzebują tego i zasługują na dobrą drużynę profesjonalnej koszykówki. SVG już nie jest nauczycielem szkoły średniej. Już nie prowadzi meczów jak lekcji w-fu. Teraz jest partnerem dla swoich graczy. Ci go za to szanują i w 100% oddają się jego coachingowi. Nazwijmy to Orlando Magic 2.0, Detroit Pistons a.d. 2015 albo jak tylko chcemy ale powiedzmy jasno – to jest w końcu zdrowo i logicznie zbudowana drużyna koszykówki, która ma duże szanse na play-offy.
Knicks nie przyniosą wstydu Nowemu Yorkowi w tym sezonie a to już jest duże usprawnienie w porównaniu z latami poprzednimi. Knicks w końcu kupili trójkąty, Melo jest prawdziwym liderem tej grupy. Prawdziwym bo już nie tylko na świeczniku ale przede wszystkim w ogniu walki. Jakby pokorniejszy po kontuzji z tamtego sezonu.
– Bradley Beal. Obrońca Wizards stracił ostatni tydzień ze względu na uraz barku ale do feralnego meczu z Hawks, w którym do kontuzji doszło, jego zdobycze punktowe nie schodziły poniżej 24 punktów. Wali trójki, penetruje, jest szybki z piłką, jeszcze szybszy bez niej. Brak porozumienia w sprawie kontraktu sprawia, że będzie w tym sezonie podwójnie głodny. Oby tylko nie zjadły go kontuzje. 22-latek gra swój czwarty sezon w NBA – jeszcze nigdy nie udało mu się wystąpić we wszystkich 82 meczach pojedynczej kampanii.
– Podobają mi się tegoroczni debiutanci oczywiście na czele z Okaforem, Townsem, Mudiay’em i tak – Porzingisem.
O dwóch pierwszych mogliśmy być dość spokojni. O ile nigdy nie ma reguły, że przejście z uczelnianego basketu na zawodowy, odbędzie się w płynny sposób, o tyle w przypadku Okafora i Townsa mogliśmy z dużą dozą pewności uważać, że sobie poradzą. Póki co wyglądają bardzo, bardzo dobrze. Co raz mają przebłyski drzemiących w nich ogromnych talentów. To samo z Mundiay’em, który w wieku ledwie 19-lat gra na newralgicznej pozycji rozgrywającego i na przeładowanym talentem Zachodzie, co jakiś czas ćwiczony jest przez Paulów, Curry’ch, Lillardów, Parkerów i innych Westbrooków. Na razie ma trochę problemów ze stratami ale też już trzy razy przekraczał próg 10 asyst. Jest świetnym atletą, który nie boi się zaatakować obręczy oraz zaryzykować w obronie. Najbardziej jednak z tego grona cieszy mnie postawa Kristapsa Porzingisa. Masz niecałe 20 lata, wybiera cię w drafcie Nowy Jork a fani Knicks na dzień dobry witają cię buczeniem. Można się załamać. Można ulec presji. Można nie odnaleźć się w obcym kraju, w wielkim mieście. Już nie tacy przepadali w czeluściach Wielkiego Jabłka. Kristaps to real-deal. Teraz niech będzie przykro tym, co buczeli. Nie jestem ani Łotyszem, ani Nowojorczykiem ani fanem Knicks a było mi z jakiegoś powodu wstyd w draftowy wieczór. Za wcześnie mówić, że jest drugim tym czy tamtym ale w swoich ruchach wiele czerpie z wczesnego Drika, Tima czy K.G. I to nie są opinie na wyrost. Ma najwięcej w lidze putback dunków a to świadczy o tym, że przy wzroście 221cm ma dobry timing, koordynację i niemało siły. Pamiętacie jego buzzera sprzed tygodnia z meczy z Hornets? Dziesiąte części sekundy decydowały o być albo nie być tego rzutu. Gdy piłka przechodziła przez siatkę wszyscy sądzili, że rzut jest dobry. Ten chłopak ma jaja i dużo talentu. Już 5 double-doubles na koncie w tym 29 punktów i 11 zbiórek przeciwko Charlotte.
– Jeszcze w temacie debiutantów. Justice Winslow może być małym przechwytem tego naboru. Lubię jego spokój w grze, który nie jest powszechną cechą pierwszoroczniaków. Najbardziej jednak imponuje mi jego obrona zarówno na piłce jak i tyłem do kosza.
– Paul George. P.G. is back i to bardzo dobra wiadomość dla NBA i całej koszykówki. W ostatnich 7 meczach nie zszedł poniżej 26 punktów. 4 razy kończył mecze z double-double. Biega, skacze, dunkuje, trafia trudne rzuty. Miło widzieć z powrotem 100% koszykarza, którym był przed tak poważną kontuzją.
– Kontrakt dla Ricka Carlisle’a (5 lat, $35mln). W Dallas jest ciągłość i długofalowy plan. Coach C jest w Dallas od 2008 roku. Nie ma powodu by szukać kogoś innego. C z niczego potrafi zrobić coś a z czegoś potrafi zrobić wiele.
– Kontrakt dla Jeremy’ego Lamba (3 lata, $21mln). W nowym rozdaniu to będą groszowe sprawy a przecież wszystko, co najlepsze, jeszcze przed nim. 13.2 punktu, 4.6 zbiórki, 1.4 asysty. Pewny punkt z ławki Szerszeni z poważnymi papierami na grę w wyjściowym składzie. Myślę, że mogliśmy widzieć dopiero jakieś 50-60% jego możliwości. Bardzo dobry podpis M.J.
– Rajon Rondo. Dla mnie, jako wielkiego fana C’s w składzie z 2008, mistrzowskiego roku, widzieć R.R. grającego dobrą koszykówkę jest czymś, co zagrzewa moje serce. Po zerwaniu prawego ACLa w styczniu 2013 roku Rondo nigdy później nie był starym dobrym sobą. W Dallas doszedł do momentu, kiedy uznano go za raka drużyny i odsunięto od składu. Nie wyglądało to dobrze. Aż do tego sezonu. 29-latek w ostatnich 6 meczach aż 4 razy schodził z parkietu z triple-double. Jak w bostońskich czasach wypełnia statystyki, jak mało który rozgrywający w historii. Owszem, jak każdy ma swoje minusy. Nadal nie jest i zapewne już nie będzie dobrym strzelcem, często lubi zaryzykować i przez to traci za dużo piłek. Ale na boisku jest wielkim inteligentem jakich lubię.
– Rzut Jae Crowdera. Najprawdopodobniej najlepszy, nieuznany rzut, jaki widziałem.
Robaczywki:
– New Orleans Pelicans. Żegnajcie play-offy. Bardzo wątpię w to, żeby na Zachodzie można było się wygrzebać z 1:10 i wejść do ósemki. W ekipie Alvina Gentry’ego brakuje zdrowia…ale czy tylko? Pelikany grają słabo. Anthony Davis ma ciężkie życie bo obrona rywali głównie ukierunkowuje się na niego. Ale on sam na bronionej połowie, póki co, nie był jeszcze chyba w żadnym meczu takim postrachem, jakim był regularnie w tamtym sezonie.
– James Harden i Houston Rockets. Po czterech wygranych z rzędu, miałem dla nich plus w notesie. Harden dwa razy z rzędu rzucił po ponad 40 punktów, zdawało się, że wszystko wraca do normy. Potem przyszły cztery kolejne porażki, które zmuszają do zastanowienia się co w zasadzie jest norma dla tego klubu. Mowa ciała graczy nie napawa optymizmem. Spuszczone głowy po nieudanych akcjach, po tym jak rywale skaczą im po nich. Zero walki, zaangażowania, koncentracji. Jeśli nowy trener nie tchnie w nich nowego życia, to być może z kilkoma nazwiskami będzie trzeba się pożegnać w trakcie rozgrywek.
– Centrum powtórek. Pozwólcie sędziom sędziować mecze. Analizujcie, jeśli już musicie, w ostatnich 2 minutach gry auty, zegar, rzuty za 3/2. Nie kastrujcie meczów z emocji. Nie podchodźcie do tych pieprzonych monitorów tyle razy w czasie meczu.
– Robaczywka dla tych, którzy jak
tylko zobaczą wielkie kroki w NBA, od razu dostają pier..lca na
temat tego, że w NBA nie gwiżdżą błędu kroków. Gwiżdżą je – ale o tym wiedzą tylko ci, co oglądają NBA a nie ci, co żyją z sensacyjnych filmików na YT.
– Lakers, coach Byron Scott. Niech mi trener z papierami wyjaśni jaki walor edukacyjno-wychowawczy ma sadzanie D’Angelo Russella w czwartych kwartach większości meczów. Jaki? Zdaje mi się, że coś się Scottowi pomieszało. Lakers najprawdopodobniej nie wejdą do play-offs. Dlaczego nie chcą ogrywać swojego młodego rozgrywającego?
– Robaczywka dla hejterów LeBrona.
Pamiętacie newsa o rękawkach zła? Krytyka, jaka spadła na Jamesa za to była tak silna i zmasowana, że aż śmieszna. Rękawków nie lubi większość ligowców. Jeśli mówią o tym inni, to jest OK. Jeśli James to jest afera. To takie słabe.
– Miami Heat. Nie grają źle ale spodziewałem się po nich trochę więcej. Jeśli już jesteśmy w tej części Florydy to zapraszam do tablicy Gorana Dragica. Dostał latem niezły kontrakt i miał grać jak gość, który w 5 lat zarobi $90mln. 11 punktów, niecałe 3 zbiórki oraz 4.5 asysty to nie jest coś, co Pat Riley rysował w swojej głowie dając Słoweńcowi nową umowę do podpisania.
– Brooklyn Nets. Mają piąty budżet w lidze na ten sezon a najprawdopodobniej nie będą grać o nic. O NIC. Nie mogą porządnie zatankować bo ich pick jedzie do Bostonu. Mogą powalczyć o play-offy i chyba to robią ale ten skład jest zbyt kruchy by mieć to w kieszeni.
– Ogórek na parkiecie w Brooklynie. Dla ścisłości piklowany. Ja pier..le ktoś siedzi na meczu NBA i postanawia rzucić na parkiet ogórka! Leczcie się ludzie. Na szczęście nasz człowiek, Gary Zielinski był na posterunku.
– Kontrakt Terrence’a Rossa. Wprawdzie ma dopiero 24 lata ale obawiam się, choć mogę się mylić, że dużo lepszy już nie będzie. Ot taki gracz na 10-12 punktów w meczu, który może mieć raz na jakiś czas niezłe mecze w ataku lub obronie. $33mln płatne w trzy lata to moim zdaniem przesada dla rezerwowego, który jest tylko średni w kilku elementach gry, w niczym bardzo dobry. No oczywiście z wyjątkiem dunkowania.
– Brak porozumienia Warriors z Harrisonem Barnesem. Tutaj raczej robaczywka w stronę obozu gracza a nie klubu. Na stole był czteroletni kontrakt warty $64mln czyli jak łatwo policzyć $16mln za sezon. Podobno pan agent wycenia usługi swojego klienta na przynajmniej $4mln więcej za rok. Przypominam, że Steph Curry gra w tym sezonie za $11.3mln. Tyle w tym temacie.