T-Mac is back! W wielkim stylu w Wielkim Jabłku.

W wielkim stylu zadebiutował w barwach nowojorskich Knicks Tracy
McGrady. Nie można wyciągać po jednym meczu zbyt daleko idących
wniosków ale na podstawie tego co widziałem stwierdzam, że "T-Mac is
back!". I dobrze. Zawsze kibicowałem i będę kibicował zawodnikom,
którzy znajdują motywację do ciężkiej pracy nad sobą po poważnych
kontuzjach i potrafią wrócić do gry na zawodowym poziomie. Łatwo jest
wieszać na kimś psy, patrzeć przez pryzmat gigantycznych zarobków i na
siłę wieszać czyjeś buty na kołku. Ale kim my jesteśmy żeby wysyłać
sportowców na emerytury? Debiut Tracy’ego zbiegł się w czasie z wielkim
występem Adama Małysza i  z zachowaniem wszelkich proporcji bo przecież
jeden regularny mecz nie może się równać olimpijskiemu medalowi można
doszukać się pewnych analogii. Małyszowi też już nie raz w chwilach
gorszej formy kazano kończyć karierę, mówiono, że się nie podniesie, że
rozmienia się na drobne. Kiedy wygrywa cała sportowa Polska jest z nim.
Jest "Adaś z Wisły, nasz Mistrz, nasze Narodowe Dobro" ale niech tylko
podwinie mu się narta wtedy ci sami "znawcy" skoków, "znawcy" sportu
będą zwalniać trenera a Adamowi wróżyć rychły koniec kariery
niejednokrotnie mieszając go przy tym z błotem i wycierając sobie o
niego gęby.

Podobnie rzecz ma się z T-Mackiem i wieloma innymi gwiazdami NBA, które
z różnych przyczyn nie potrafiły, nie mogły bądź zwyczajnie nie były w
stanie pozostać na najwyższym poziomie, do którego przyzwyczaiły swoich
wymagających fanów. Dla wielu, którzy jeszcze parę lat temu na
podwórkowych play-offach zawsze byli T-Macami, nosili jego Adidasy i
sporo wiedzieli na jego temat transfer do Nowego Jorku był niczym
więcej niż tylko ruchem czysto finansowym na drodze do pozyskania za
parę miesięcy wielkich gwiazd do N.Y.


Okazuje się jednak, że plotki o przedwczesnej koszykarskiej śmierci
McGrady’ego są mocno przesadzone. Oczywiście bazując na jednym meczu
nie można stawiać konkretnych tez ale gołym okiem widać, że fizycznie
Tracy jest tam gdzie zdaniem wielu miał już nie być.

"Znów czułem eksplozywność w nogach gdy atakowałem kosz."- mówił uradowany Tracy, którego bardzo wzruszyło gorące przyjęcie surowej publiczności w MSG. "Przeszły mnie ciarki po plecach kiedy usłyszałem swoje imię skandowane przez kibiców. Dawno już tak się nie czułem."

 Kolejny raz
brakuje mi słów uznania dla Tima Grovera mistrza wyszkolenia
atletycznego, którego NBA powinna zatrudnić na pełen etat, zapłacić
wielkie pieniądze by regularnie dbał o kolana (i inne części ciała)
wszystkich ligowców.

Dotarło też do mnie, że w chwili obecnej Knicks dysponują naprawdę
ciekawym składem. Nawet jeśli nie są gwarantem sukcesów sami w sobie to
z pewnością nie są już koszykarskim bagnem bez perspektyw, do którego
wielkie gwiazdy za nic nie przyjdą. Zarząd klubu wykonał niesamowitą
robotę gromadząc wielkie pieniądze na potencjalne gwiazdy a przy tym
wkomponował do składu takich graczy jak Eddie House, z którymi można
walczyć o najwyższe cele.


Nie byłem fanem Knicks od 11 lat kiedy to zaimponowali mi wchodząc z
ósmego miejsca do wielkiego finału NBA po drodze bijąc Heat, Hawks i
Pacers. Były to finały gdzie Knicks grali o drugie miejsce bo jasnym
było, że Spurs 1999 są poza zasięgiem jak dziś Simon Amman w skokach.
Mimo, że wygrywali poszczególne kwarty, mimo że mieli świetny skład,
mimo że wygrali w dobrym stylu w MSG wiadomo było, że "Ostrogi"
prowadzone przez młodego wówczas Tima Duncana w końcu założą na palce
mistrzowskie pierścienie.


Jeden ciekawy mecz z Thunder nie sprawi, że na nowo stanę się fanem
Knicks ale sprawi, już sprawił, że będę bacznie przyglądał się tej
ekipie. Na miejscu LeBrona, Dwyane’a czy Bosha zrobiłbym to samo bo
okazuje się, że z mistrzem taktyki ofensywnej na ławce trenerskiej i z takimi
graczami jak Wilson Chandler, Danilo Gallinari, David Lee (o ile
zostanie), Eddie House czy Al Harrington napradę można zrobić coś
niesamowitego wcale nie tracąc dużo czasu na proces przebudowy. Dodanie
jednej wielkiej gwiazdy do tego młodego, szalonego składu z miejsca
czyni ich ekipą pierwszej ósemki na Wschodzie. Przy dodaniu drugiej…
może być jeszcze ciekawiej. I z taką myślą zakończę ten sezon patrząc
na poczynania Zoo York Knicks, odrodzonego T-Maca, szalonego strzelca
House’a i całej reszty do niedawna niedoceniancych graczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.