Teorie spiskowe

Czy jestem zwolennikiem teorii spiskowych? Odbieram to jako podchwytliwe pytanie. A jeśli nie podchwytliwe, to na pewno takie, które wymaga doprecyzowania. Jeżeli pod pojęciem "teorii spiskowej" rozumiesz wszystkie te tezy, stwierdzenia, opinie, stanowiska, które nie są popularne i zbyt często wygłaszane w mediach głównonurtowych, to chyba tak. Wierzę w niektóre z tych rzeczy. Oczywiście nie wszystkie. Nie zaklejam taśmą kamerki internetowej, nie zmieniam numeru telefonu co kilka miesięcy. Wierzę w niektóre i nie zawsze zgadzam się z powszechnie obowiązującą opinią na ich temat.
Co mam na myśli?
Na przykład upadek wież World Trade Center. Nie wierzę w teorię, że katastrofa samolotów, wyciek paliwa i pożar spowodowały zawalenie się wież. Nie wierzę w to, że potężna konstrukcja z betonu i stali kompletnie zawaliła się w niecałe 7 sekund. Jest to fizycznie niemożliwe. Stal pod wpływem temperatury wygina się a nie zawala. Mówią o tym inżynierowie i architekci. Z jakiegoś powodu mówią za cicho.
 
Nie wierzę, że Piramida Cheopsa była zbudowana w ok. 20 lat za życia tegoż faraona. Byłoby to trudne do powtórzenia przy wykorzystaniu obecnej technologii. Tym bardziej wtedy ponad 4.5 tys. lat temu przy użyciu dłuta i kija. Pytanie czy rzeczywiście używano do jej budowy dłuta i kija? Prawda jest taka, że wiele rzeczy na temat starożytnego Egiptu tłumaczą teorie
przyjęte jako oficjalne w egiptologii. Wyprzedzę Twoje pytanie i od razu dopiszę – nie wierzę też, że przy budowie pomagały pozaziemskie cywilizacje. Polecam film.
Historia pokazuje, że w wielu przypadkach uważani za wariatów zwolennicy niepopularnych teorii, ostatecznie mają rację (Roosevelt wiedział, że Japończycy szykują atak na
Pearl Harbor. Potrzebny był pretekst, żeby włączyć się do działań II Wojny Światowej). Może satysfakcja z tego żadna, gdy na daną sprawę po wielu latach rzuca się inne światło ale jest to potwierdzenie starego powiedzenia, że historię piszą zwycięzcy. Przekładając to na dzisiejsze czasy można powiedzieć, że rzeczywistość tworzą ci, którzy mają pieniądze i kontrolują media.
Aż sam się sobie dziwię, że na blogu o NBA pokusiłem się o tak dalekie wycieczki w nieznane. No ale trudno. Załóżmy, że ta sobota jest nudniejsza od innych. Może założę kiedyś blog "o wszystkim", gdzie sztywny gorset ligi nie będzie mnie ograniczał.
Do czego zmierzam w tym przydługim wprowadzeniu, które zahaczyło o starożytny Egipt i II Wojnę Światową?

Siedziałem sobie przedwczoraj w saunie z kumplem i gadaliśmy o NBA. O play-offach o zakończonych i trwających seriach. Zapytał mnie czy słyszałem o spiskowej teorii, mówiącej o tym, że sędziowie dostali od ligi dyrektywy, żeby to Nets zagrali w drugiej rundzie z Heat kosztem Raptors. Teoria łatwa do wytłumaczenia – Nets naszpikowani gwiazdami, Jason Kidd na ławce kontra mistrzowie NBA. LeBron James kontra jego odwieczni rywale Garnett i Pierce. Seria wagi ciężkiej z podtekstami – oglądalność gwarantowana.
Oczywiście, słyszałem o niej. Co o niej sądzę? Wygłosił ją Tim Donaghy, co już powinno rzucać na nią cień. Donaghy to były sędzia NBA, który siedział w więzieniu za obstawianie meczów, które prowadził. Od kiedy wyszedł, raz po raz atakuje ligę i środowisko sędziowskie. Napisał książkę o ciemnych stronach ligi.
Z jednej strony oszust i kryminalista, który odgryza się NBA za to, że ta go słusznie wyrzuciła.
A z drugiej, gdyby mu wierzyć, jest po prostu gościem, jakich wielu w NBA. On miał pecha, został przyłapany na swoich oszustwach. O to ma żal do NBA i dlatego co jakiś czas ją atakuje.

Chciałbym mieć jedną, prostą odpowiedź na pytanie kumpla z sauny. Odpowiedź najlepiej brzmiącą – to są bzdury.
Wierzę w to, że liga jest czysta i nie pisze scenariuszy play-offów ale
nie byłbym zaskoczony, gdybym przeczytał doniesienie zza oceanu, że Donaghy ma swoich naśladowców wśród obecnych sędziów.

Sędziowie w NBA zarabiają dużo ale to też tylko ludzie, którzy święci nie są i mogą ulegać pokusom jak my wszyscy. Kilkanaście lat temu sędzia Ken Mauer z kilkoma innymi pomysłowymi
sędziami wpadli na pomysł, żeby bilety lotnicze I klasy fundowane przez
NBA zamieniać na bilety o niższym standardzie a różnicę w cenie
zatrzymywać sobie. Urząd Skarbowy i David Stern po jakimś czasie
zdemaskowali pomysłowy proceder. W 2001 roku Mauer został
skazany na 5 miesięcy pozbawienia wolności i 800 godzin prac
społecznych.
Jeśli jest grupka "nieczystych" to raczej nie próbuje ona ustawiać wyniki meczów i gwizdać pod wygraną którejś z ekip. To by było zbyt ryzykowne i widoczne. Ale już stawianie (i gwizdanie) na ilość punktów w meczu jest moim zdaniem jak najbardziej możliwe do zrobienia. Do tego właśnie przyznał się
Donaghy. Przysięgał i zeznawał przed FBI, że maczał palce tylko w zakładach na ilość punktów w meczach, że nigdy nie robił tego dla wygranej którejś z ekip.
 
Kto obstawia, ten wie – przed każdym meczem bukmacherzy ustalają punktowe progi powyżej/poniżej pewnego pułapu.
Większa ilość fauli (gwizdków) = więcej rzutów osobistych = więcej punktów w meczu.
Mniejsza ilość fauli (gwizdków) = mniej rzutów osobistych = mniej punktów w meczu.
Oczywiście, rzecz dotyczyłaby niewielkiej ilości meczów bo w tej globalnej i bardzo telewizyjnej lidze nieprawidłowości na dużą skale szybko zostałyby zdemaskowane.
Wszyscy oglądamy NBA i wszyscy czasem łapiemy się głowy po niektórych decyzjach sędziów. Część z nich jest wręcz kuriozalna. Myślimy wtedy – czy to możliwe, żeby sędzia NBA gwizdał (lub puszczał) takie rzeczy?

Sędziowie zawodowi mają zakaz obstawiania. Wiadomo jednak, że w dzisiejszych czasach jest to w zasadzie martwe prawo bo konto na bukmacherskim portalu możne założyć powiedzmy daleki znajomy sędziego.
Dlatego właśnie przypadki wykrycia obstawiającego sędziego są tak transparentnie karane. Ma to być ostrzeżenie dla potencjalnych naśladowców.
Dlatego właśnie nie ma w NBA drużyny w Las Vegas, dlatego właśnie nie ma w NBA sędziego spoza USA, dlatego właśnie płaci im się dużo.
Gdy jedna drużyna zasypuje drugą celnymi rzutami a kontaktów jest mało, to żaden sędzia nic nie zrobi.
Ale jest cała masa wyrównanych meczów a w nich sytuacji 50 na 50, gdzie decyzja w lewo czy w prawo może być tak samo mocno uzasadniona odpowiednim przepisem w obu przypadkach.

To właśnie starałem się wytłumaczyć koledze raz po raz polewając wodą gorące kamienie.
Nie zarzekam się, że tak jest. Wierzę, że tak nie jest. Ale wiem jednocześnie, że "majstrowanie" przy wyniku meczu jest możliwe. Raz, że możliwe a dwa, że nie takie trudne do zamaskowania. A po trzecie nie ma takiej pensji, do której ktoś nie chciałby dorobić. 

Powoływanie się na faceta, który siedział może nie jest dobrym pomysłem ale cóż…

Tim Donaghy ma dowody na poparcie swojej tezy.

  

Co tu dużo mówić. Tu ma rację. Faul D-Willa zapisany K.G. Dla Williamsa byłby to szósty faul. Nie jest to dowód na jego pierwotną tezę ale niezła pożywka.

A tu poniżej Timmy w latach świetności. Najlepsze w tym filmie jest to, że większość z tych akcji (nie licząc pierwszej) to właśnie sytuacje 50 na 50. Można zagwizdać i uzasadnić swoja decyzję odpowiednim przepisem ale można też nie zagwizdać i też uzasadnić swoją decyzję innym równie ważnym przepisem. Gdyby nie odpowiednie wprowadzenie do filmu, to w zasadzie zbyt wielu kontrowersji w nim nie ma…
 

    

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.