Shaq już po pierwszym sezonie gry w NBA stał się poważnym kandydatem do bycia legendą na swojej pozycji a co za tym idzie HOFem pewnego dnia. Dołączenie go do Galerii Sław było w jego przypadku tylko formalnością. Dominator, zgrywus, człowiek wielu zainteresowań, człowiek o wielu twarzach. Raper, policjant, gość z doktoratem. Biznesmen, gwiazda telewizji. Inteligentny, charyzmatyczny, nietuzinkowy. Ale przede wszystkim świetny koszykarz. Upływający czas nieco zaciera pamięć o jego grze. To prawda, że był niesamowicie silny (Kevin Garnett zapytany jak to jest kryć Shaq’a powiedział kiedyś – Idź do piwnicy, narusz fundamenty domu, podeprzyj plecami przewracającą się ścianę i tak stój. Tak to jest kryć Shaq’a) ale poza siłą, jak na takie gabaryty, Shaq świetnie się ruszał. Miał pełną kontrolę nad swoim ciałem. Tańczył. Nie tak, jak Olajuwon ale i tak świetnie. Był jak wstążka wprawiana w ruch przez tancerkę. Dwight Howard to taboret rzucany przez pijanego w barze. Niewielu było koszykarzy, których gra zmuszała ligę do zmian w przepisach. Shaq był w tym wąskim gronie. To głównie przez jego podkoszową dominację wprowadzono w NBA, nieznany do dziś w FIBA, przepis o błędzie trzech sekund w obronie (2001-2002). Twórcy przepisu zapewne nie zdawali sobie sprawy, że wydają (rozłożony w czasie) wyrok na podkoszowych ale zarazem wmurowują kamień węgielny pod nowy rozdział w dziejach koszykówki.
Z Iversonem był ten kłopot, że nie było pewne czy po zakończeniu kariery nie skończy na ulicy i czy w ogóle dożyje jakiejkolwiek ceremonii. I to naprawdę nie jest opowiadanie bajek. Gdyby nie dobrzy ludzie na różnych etapach jego życia, zapewne dziś mówilibyśmy o nim w czasie przeszłym lub w ogóle byśmy nie mówili. Do bólu naturalny, do bólu hip-hopowy. Workowate dresy, złote łańcuchy, litry atramentu pod skórą. To było on. W 100% on. Żadna tam chwilowa kreacja. Gdy liga wprowadziła dress code przez sezonem 2005-2006, Iverson był jednym z największych przeciwników tej zmiany.
Zanim jednak przepił i przegrał w kasynach swoje miliony,
zanim na zawsze zamknął sobie drogę powrotną do NBA, był taki okres
kiedy był jedną z najjaśniejszych gwiazd w tej lidze.
W latach
1999-2008
nigdy nie zdobywał mniej niż 24.8 punktu na mecz. Aż pięć sezonów w tym
czasie kończył ze średnią powyżej 30 punktów! Jedenaście razy wybierany był do
All-Star, został MVP sezonu w 2001 roku (najniższym i najlżejszym w historii), był czterokrotnym królem strzelców, trzykrotnym
najlepszym przechwytującym.
Jego średnia punktowa za całą karierę
wynosi 26.7 na mecz. Wyższą ma tylko pięciu graczy – Michael Jordan, Wilt
Chamberlain, LeBron James,
Elgin Baylor i Jerry West.
Tylko sześciu zawodników w historii ligi
szybciej niż on osiągnęło próg 20000 punktów. A.I. zrobił to w swoim
713. meczu. Szybsi byli tylko Wilt Chamberlain (499), Michael Jordan
(620), Oscar Robertson (671), Kareem Abdul-Jabbar (684), LeBron James
(703) oraz Elgin Baylor (711).
To on jako pierwsza tak niestandardowa dwójka otworzył furtkę z napisem "zawodowy basket" dla ludzi o jakże standardowych warunkach fizycznych.
Trzy świetne przemówienia. Każde niepowtarzalne, każde inne, tak jak inni są Shaq, Yao i A.I. Co je łączy to to, że były wielkie i już zapisały się w historii ceremonii w Springfield.