Warriors-Cavs 2:0. Przychodzi jak do siebie.

Carlos Santana w wieśniackich dresach wykonał swoją wersję amerykańskiego hymnu. To nie jest raczej miejsce, a już na pewno nie czas, żeby na drugą szalę wagi położyć n.p. Marka Torzewskiego i pogadać o różnych obliczach patriotyzmu w czasach pokoju. Jeśli interesujesz się NBA od przynajmniej kilku lat, to dobrze znasz ten przaśny styl Amerykanów. I na tym skończmy bo są ciekawsze tematy do omówienia. Są Finały NBA! Wiesz, że trwają Finały NBA?!

Od czego by tu zacząć? Może od tego, że jutro będziemy dokładnie rok od drugiego meczu Finałów 2016. Wtedy też Warriors prowadzili 2:0. Nie pamiętam już jak małe dawało się szanse Cavs na cokolwiek, ale jestem pewny, że dziś tych szans daje się im jeszcze mniej. Dlaczego? Dlatego, że LeBron James zostawiony wtedy na Harrisonie Barnesie, mógł chować się w defensywie, kumulować energię, by eksplodować nią w ataku (plus blokować z pomocy i zbierać). Po tamtym 2:0, nawet gdy Cavs byli łącznie -48 punktów w obu starciach, w których trafiali poniżej 40% swoich rzutów, istniał cień nadziei, swego rodzaju oczekiwanie, że coś się zmieni. Że po powrocie do domu talentem błyśnie Irving, że do dobrego grania wróci Love i wreszcie, że LeBron będzie LeBronem i odwróci losy serii. W tym roku tej gwarancji nie ma. Niepewność nazywa się Kevin Durant. LeBron może cały czas dominować w ataku, zresztą do pewnego stopnia robi to, ale niestety dla siebie i dla Cleveland, w obronie nie ma już wakacji w Hiszpanii. Coach Lue nie ma nikogo, kogo mógłby rzucić na K.D. i oczekiwać jako takich efektów, dlatego LBJ musi siadać na nim dłużej, niż by tego chciał. Inni idą jedynie na pożarcie. Był taki, wiele mówiący obrazek, bodaj z końcówki III kwarty, kiedy wyczerpany James siadał na ławkę. Dawno, a może nawet nigdy, nie widziałem go tak zmęczonego grą. To wiele mówi o tej serii. Ale jeszcze więcej mówi to – Steph Curry zaliczył 32 punkty, 10 zbiórek, 11 asyst i 1 przechwyt… a nie był nawet najlepszym zawodnikiem swojej drużyn. Wiesz, kto nim był. 33 punkty, 13 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty i 5 bloków. Durant gra najlepszą defensywę w swojej karierze. W połączeniu z od lat wybitnym atakiem, daje to zabójczą mieszankę. Durant jest póki co MVP tych Finałów. Był taki fragment tego meczu, kiedy Durant zagrał na środku. Niby nic. Po prostu najwyższy w small-ballu. A jednak. Love dostał piłkę w izolacji, tyłem do kosza, na Durancie. Kozioł, kozioł i blok od K.D. Ten i parę innych obrazków z tego meczu, to takie punkty zastanowienia nad całą tą serią. Co jak co, ale przewagę siły Love’a nad Durantem, do wczoraj brałbym w ciemno.  

Znakomitą wiadomością przed meczem było to, że Steve Kerr był w stanie być przy ławce. James, Lue i parę innych osób z obozu Cavs serdecznie przywitało go podczas rozgrzewki. Przy tej okazji zanotowałem sobie, żeby w relacji uwypuklić pewien fakt – zawodnicy i trenerzy w obrębie NBA lubią się i szanują bardziej, niż wielu się wydaje. Widziałem to po meczach w Toronto, w Londynie, przy okazji obserwowania kadry USA w Hiszpanii, we Francji na EuroBaskecie i przy parku innych okazjach. Walka na parkiecie. Poza nim szacunek i przyjaźń, w wielu przypadkach autentyczna przyjaźń. Miejcie to na uwadze, gdy kibicując jednym i niejako z automatu macie „kosę” z innymi.  

To był mecz, który przez trzy, albo raczej dwie i pół kwarty mógł się podobać. Cavs postanowili zadbać o piłkę. Stracili ją już tylko 9 razy (20 w meczu otwarcia). LeBron atakował obręcz. Do przerwy tylko jeden jego rzut został oddany spoza pola trzech sekund. Javale Mcgee mocno sfaulował Jamesa atakującego kosz. W koszykówce FIBA byłby to co najmniej faul niesportowy. W NBA to zwykły faul. James nie tylko nie upadł, ale zdołał dokończyć akcję, jak chyba nikt dziś w NBA. Aktywny był Love (27 punktów, 7 zbiórek w meczu). Cavs dobrze wyglądali w pierwszych minutach gry. Prowadzili 11:6, co w tych okolicznościach brzmiało jak duże prowadzenie. Ale potem Warriors zrobili 13:2 run. Atakujący Cavs mieli do przerwy 36 punktów z pola trzech sekund (w poprzednim całym meczu tylko 30). Ta serią, na ten moment, wygląda jak pojedynek Supermana z Batmanem. Cavs są Batmanem – niby groźnym, ale tylko człowiekiem. Warriors są z innej planety. I nikt nie wie gdzie jest kryptonit. 

Jak na razie analizy obu meczów kończą się w trzecich kwartach. W nich Durant i koledzy prowadzą łącznie 68:44. Warrios skaczą Cavs po głowach. Zdobywają punkty drugiej szansy. A jeśli połączyć to z zabójczym wczesnym atakiem, normalnym atakiem, kontrami i świetną obroną, to w skrócie, mamy obraz tego, co tam się dzieje.

Tristan Thompson jest na razie wyjęty z tej serii. Łącznie 8 punktów, 8 zbiórek (Curry ma dwa razy więcej) i 0 bloków. I kiedy używam słowa „wyjęty” mam chęć zażartować z faktu, że (jak donoszą amerykańskie serwisy plotkarskie) T.T. i Khloe Kardashian spodziewają się dziecka. To nie jest temat, który spędza mi sen z powiek, ale gdy już o tym pomyślę, to zaczynam się zastanawiać jak to możliwe, że z zawodników NBA, którzy mieli z nią do czynienia, można by było zmontować prawie całą drużynę? All-Kardashian Team.

Jeśli mówimy o Thompsonach, to znów świetny był Klay. Tym razem do tytanicznej, tak tytanicznej, obrony, dołożył po atakowanej stronie (22 punkty z ledwie 12 rzutów, do tego 7 zbiórek). Lubię jego spokój. Sprawia wrażenie gościa, który jest skupiony wyłącznie na grze a na wszystko inne w czasie meczu ma klasycznie wyj..ne.  

Ciekawy fragment miał Iman Shumpert (6 punktów, 4 zbiórki, 3 przechwyty). W kilku posiadaniach dobrze bronił K.D. W ataku starał się być agresywny. Raz w kontrze wszedł pod Duranta i wymusił faul. To jest coś, czego Cavs muszą poszukać od I.S., lub kogoś innego, przez całe mecze, nie tylko pojedyncze posiadania. O ile ktoś jest w stanie to robić tak długo. Shump był podobno na skraju odwodnienia po meczu i musiał przyjąć dużą ilość płynów.

Zmęczony LeBron i tak zdołał zagrać bardzo dobry mecz. 29 punktów (12/18 z gry), 11 zbiórek, 14 asyst, 3 przechwyty i 1 blok. Było to jego ósme triple-double w Finałach. Tylko Magic Johnson może pochwalić się podobnym rekordem. Poza nimi, nikt w historii nie ma na koncie w Finałach więcej, niż dwóch tego typu meczów.


Steph zagrał świetny mecz, ale znów włączyło mu się wożonko. W meczu nr 1 dziwne fetowanie swoich celnych rzutów. Wczoraj jakieś niezrozumiałe miny, grymasy (n.p. po faulach). No i ten moment, kiedy leżał na parkiecie przy ławce z ręcznikiem na głowie, że niby śpi. Wiecie, o co chodzi? Przypomnę, bo już o tym pisałem.
Jak wiecie, Curry (Thompson też) jest synem zawodnika NBA. W domu nigdy nie brakowało mu ani na stole ani w kieszeni. To duża różnica w porównaniu z wieloma, jeśli nie większością, swoich kolegów z ligi, dla których koszykówka była w wielu przypadkach nie tylko przepustką do lepszego życia ale w ogóle do… życia.
Steph, tak jak Drake,
bardzo chce być ghetto, hip-hop, ale jak widać, to nie działa w ten sposób. Już trochę mnie to męczy. Przecież nikt nie oczekuje od niego, żeby był twardzielem. Ma rzucać i trafiać do kosza. A to przecież robi wyśmienicie. Cała ta cool otoczka jest, jak dla mnie, zbędną. Mały insider – Steph obniża głos, gdy rozmawia z dziennikarzami. W prywatnych rozmowach, gdy nikt nie nagrywa barwa jego głosu jest delikatnie inna.

 

Przed tą serią wyglądało na to, że mamy do czynienia z NBA dwóch prędkości. Cavs i Warriors, dalej gdzieś tam, Spurs, Celtics, Rockets, Jazz i inni. Teraz zdaje się jednak, że w obrębie obecnej NBA mamy trzy ligi – 3. Reszta, 2. Cavs i 1.Warriors, przy czym ta liga Warriors, to jest coś zupełnie innego. Cavs nagle nie zapomnieli jak się gra w koszykówkę.  Nadal są lepsi o kilka klas od Celtics, Raptors i Pacers. To Warriors sprawiają, że Cavs wyglądają jak swoi właśni rywale sprzed paru tygodni. Łącznie z ośmiu rozegranych do tej pory kwart, Kawalerzyści wygrali tylko jedną (!). Rok temu, na tym etapie, mieli wygrane dwie ćwiartki.

Jeśli Cavs, obrońcy tytułu, chcą odwrócić losy tej serii, coach Lue będzie musiał spowolnić grę i zaatakować Duranta. Pierwsze dwa mecze pokazały, że w otwartej wymianie ognia Cavs są w stanie ustać maksymalnie do połowy III kwarty. Ekipa z Ohio, w dwóch starciach u siebie musi przejąć rolę krupiera rozdającego karty. To, co Shumpert robił w meczu 2 fragmentami, ktoś (może on sam) będzie musiał robić regularnie. K.D. musi popracować w obronie. Miejsce w wyjściowej piątce oddać powinien J.R. Smith, wyjęty z tej serii jeszcze bardziej niż Tristan Thompson.

Ten wpis wyciągnął ode mnie tyle, co K.D. od Shumperta. W niedzielę sędziowałem w Sztokholmie, wróciłem po 23. Poszedłem spać, wstałem na mecz. Po nim wróciłem do łóżka. Po pracy położyłem się na dwie godziny. Taki był plan. Przyszedł on, a konkretnie ona. Ciri. Kot sąsiada. Przychodzi jak do siebie. Nie daję jej jeść. Przychodzi po uczucia, trochę ciepła. Przychodzi na 10-15 minut, a jak się już nacieszy, to wychodzi. I tak ze 2-3 razy w ciągu dnia. Brakuje jej człowieka. Sąsiad marynarz, więcej go nie ma, niż jest. Marynarzowa zapracowana. Kot z permanentnym deficytem uczuć. Dziwne jest to, że ma brata, który trzyma się od nas z daleka. Jego strata. Znawcą kotów nie jestem, ale wiem, że nie reagują na wołanie i nie dają się głaskać po brzuchu. No i drapią. Ten kot jest zaprzeczeniem tego wszystkiego. W tle niebieski koc. Jeden z trzech, które tworzą mój kokon podczas oglądania NBA.

Warriors 132, Cavs 113.
W rywalizacji 2:0
Mecz nr 3 w środę w Cleveland.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.