Więc mówisz, że nie lubię LeBrona?

Kolejny już raz słyszę głosy, zarzuca mi się że nie lubię LeBrona, że jestem wręcz jego "haterem" i przez co to, to co piszę mija się z rzetelnością, obiektywizmem i prawdą.
Nie, nie jestem "haterem" Jamesa. Byłbym głupi gdybym nie potrafił przyznać, że jest jednym z najlepszych koszykarzy w historii nie tylko NBA ale ogólnie koszykówki, że fizycznością wyprzedza swój czas o epokę. Jest na tyle szybki, żeby kryć obrońców i na tyle silny, żeby radzić sobie z silnymi skrzydłowymi a momentami nawet i centrami. Potrafi zdobywać punkty na wszystkie sposoby a pędzący w koźle jest jak pociąg – nie do zatrzymania. Widzę to, wiem. Dlaczego miałbym tego nie przyznać?
Jeśli ktoś ma chęć może prześledzić archiwa mojego bloga i przekonać się na własne oczy, że dobrych słów pod adresem Jamesa wyszło spod mojej klawiatury sporo.
To, że czasem go krytykuję nie ma nic wspólnego z tym, jak go postrzegam i co o nim myślę.
Od wielkich ludzi/graczy wymaga się wielkich rzeczy. To chyba naturalne. A kiedy nie stają na wysokości zadania o tym się mówi – to też chyba naturalne. Tak to już mają gwiazdy sportu wpisane w to co robią, że jak wygrywają to są uwielbiane a jak przegrywają to ich wskazuje się palcami jako winowajców. Przeważnie, nie zawsze.
Mi też nie chce się grzebać w zasobach mojego bloga zatem dwa z brzegu…

TUTAJ (jak Heat wygrali game 6 z Celtami) napisałem "LeBron James ma wszystko, czego trzeba żeby być największym w tej lidze, żeby być jednym z najlepszych jeśli nie najlepszym obok Michaela Jordana w historii koszykówki. Na razie nie jest. Gra swój dziewiąty sezon. Statystycznie już zapisał się i cały czas zapisuje na kartach historii NBA ale przy jego nazwisku cały czas jest gwiazdka* którą czytamy jako "bez mistrzowskiego tytułu." – chyba zgodnie z prawdą.

TUTAJ z kolei (kiedy Boston wyrównał na 2:2) pisałem: "Kto powie, że LeBron znów zawiódł w końcówce? Podawał do Haslema zamiast rzucać a potem w dogrywce się wyautował (po raz pierwszy jako gracz Heat opuścił parkiet z 6 faulami, po raz pierwszy w karierze w play-offach) . Jeśli tak ktoś myśli, to znaczy że za bardzo nie zna się na koszykówce. Gdyby nie arcyważna, trójka LeBrona w IV kwarcie ten mecz skończyłby się bez takich emocji po 48 minutach."

A TU, w tekście z 2007 roku bronię 23-letniego Jamesa, który przegrywa w porównaniach z Jordanem.

LeBron James ma 27 lat a na swoim koncie już 19045 punktów, 4943 zbiórki, 4751 asyst, 1194 przechwyty i 582 bloki.
Jego średnia z całej kariery na poziomie 27.6 jest trzecią najwyższą w historii NBA, tylko za Michaelem Jordanem (30.1) i Wiltem Chamberlainem (30.1 ale minimalnie mniej po przecinku niż M.J.). Ma trzy tytuły MVP sezonu, 8 razy grał w Meczu Gwiazd (2x MVP), był królem strzelców NBA (2006), ma Olimpijskie złoto z Pekinu i brąz z Aten oraz brąz z Mistrzostw Świata w Japonii. 

Powiem więcej – w tej serii jestem za Heat. James jest w swoim dziewiątym sezonie w NBA. Ten Finał jest jego trzecim finałem w karierze. Wierzę, że aby w pełni docenić smak mistrzostwa trzeba najpierw przegrać kilka serii, zasłużyć sobie na te laury. Uważam, że LBJ przegrał już wystarczająco dużo, usłyszał już dosyć krytyki i jestem przekonany, że dzięki temu w pełni doceni smak i wagę mistrzostwa. W 2007 roku byłoby za szybko, rok temu byłoby za łatwo. Teraz już może i trzymam za to kciuki. Wprawdzie delikatnie ale trzymam…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.