Rzutem na taśmę tuż przed "trade deadline" trzy kluby wymienily się zawodnikami. I tak Bulls oddali do Charlotte Tyrusa Thomasa a do Milwaukee Johna Salmonsa. Charlotte pozwolili odejść do Chicago Flipowi Murray’owi a Milwaukee w tym samym kierunku wysłało Hakima Warricka. Po 14-15 meczach w nowych okolicznościach i mniej więcej takiej samej liczbie spotkań przed końcem sezonu regularnego powoli rysuje się obraz wartości poszczególnych zmian. Nie trzeba być wielkim znawcą ligi ani matematykiem, żeby dojść do prostego wniosku, że najgorzej na transferze wyszło Chicago.
Zawodnicy których lekką ręką oddano (Thomas, Salmons) spisują się wyśmienicie w nowych klubach prowadząc je do zwycięstw a w ostatecznym rozrachunku do play-offs. Chicago natomiast po 14 meczach w nowym rozdaniu legitymują się bilansem za ten okres wyrażonym liczbami 4:10. Murray zdobywa dla Byków średnio 11 punktów a Warrick 10.4. Bulls przegrali właśnie swój dziewiąty z rzędu meczu. Z ogólnym bilansem 31:36 zajmują dziewiąte miejsce na Wschodzie, do ósmych Raptors tracą trzy wygrane.
Bobcats z kolei po pozyskaniu Tyrusa Thomasa wygrali 9 z 15 meczów. Były "highflyer" Byków idealnie wpasował się do systemu Larry Browna i komplementuje go na każdym kroku. Stłamszony w Chicago cieszy się każdą minutą na parkiecie w Charlotte i odpłaca się produktywną grą wyrażoną statystykami na poziomie 11.4 punktu, 7 zbiórek, 1,4 asysty oraz 1.8 bloku.
Bobcats zajmują obecnie szóste miejsce na Wschodzie (35:32), wygrali 7 z ostatnich 10 spotkań.
I na deser najlepsze…
Krytykowany w Chicago za przeciętną grę, za brak serca, poświęcenia i różnych innych ważnych u zawodowca przymiotników po przenosinach do sąsiedniego Milwaukee pokazał idealnie, że w NBA nie ma słabych zawodników są tylko źle dobrane systemy gry i zapatrzeni w siebie trenerzy, którzy dla zasady są gotowi poświęcić gracza.
Salmons z miejsca stał się liderem punktowym Bucks ze średnią 18.8. Już w swoim pierwszym meczu dla "Kozłów" jego ważne rzuty dały cenne wyjazdowe zwycięstwo z Pistons. Z czternastu meczów z Salmonsem w składzie Bucks wygrali aż 12. Z bilansem 36:30 zajmują piąte miejsce w tabeli Wschodu.
Przykład Byków pokazuje, że jest pewien moment dla danego składu kiedy staje się przed wyborem drogi na przyszłość. Przy odpowiednich okolicznościach i może odrobinie szczęścia z ligowego średniaka można stać się klubem z górnej półki jednak taka sama droga dzieli tenże skład od ligowego dna. Bulls zaryzykowali i przegrali kosztem klubów, z którymi robili interesy. Z kolei Bucks (moje czarne konie) pokazują, że nie pieniądze biegają po boisku a wola walki, skrajne poświęcenie mocno podparte trenerskim geniuszem.
W Bobcats widzę natomiast następną Atlantę Hawks, która po latach zamykania stawki dość płynnie i bezboleśnie wywalczyła sobie miejsce wśród najlepszych ekip Wschodu. Myślę podobny los mogą w stosunkowo krótkim czasie mogą powtórzyć i Dzikie Koty. Naprawdę już niewiele brakuje im by z drużyny raz po raz sprawiającej niespodzianki stać się regularnym bywalcem play-offs.