All-Star Weekend 2024 czas zacząć

Bankers Life Fieldhouse w Indianapolis, na co dzień hala należąca do klubu Indiana Pacers, będzie miejscem zmagań podczas tegorocznego Weekendu Gwiazd, który odbędzie się w dniach 16-18 lutego. Będzie to siedemdziesiąty trzeci (!) All-Star Weekend w historii NBA. Po sześciu latach przerwy, liga wraca do formatu Wschód-Zachód.

Głosami kibiców do pierwszych piątek wybrani zostali na wschodzie Tyrese Haliburton, Damian Lillard, Giannis Antetokounmpo, Jayson Tatum oraz Joel Embiid. Skład uzupełniają, wybrani tradycyjnie przez trenerów, rezerwowi. Są nimi Jalen Brunson, Tyrese Maxey, Donovan Mitchell, Jaylen Brown, Paolo Banchero, Julius Randle, Bam Adebayo. W miejsce kontuzjowanych Embiida i Randle’a, Adam Silver powołał Trae Younga oraz Scottie’ego Barnesa.

Na zachodzie wygląda to następująco: pierwsza piątka to Luka Dončić, Shai Gilgeous-Alexander, Kevin Durant, LeBron James i Nikola Jokić. Rezerwowymi zostali Devin Booker, Stephen Curry, Anthony Edwards, Paul George, Kawhi Leonard, Karl-Anthony Towns oraz Anthony Davis. Trenerami obu ekip zostali Doc Rivers (wschód) i Chris Finch (zachód).

Dla miasta Indianapolis będzie to druga w swojej historii impreza tej rangi. Pierwszy raz miał miejsce w 1985 roku.

W nocy z piątku na sobotę, pomijając mecz celebrytów, który pozwolę sobie przemilczeć, zagrają ze sobą debiutanci oraz drugoroczniacy.

Panini Rising Stars:
W 2022 roku zmienił się format rozgrywania meczu debiutantów i drugoroczniaków. Mecze te towarzyszą Weekendowi Gwiazd od 1994 roku. Ich formuła zmieniała się na przestrzeni lat. Zwykle były to starcia po prostu debiutantów oraz graczy z rocznym stażem w lidze. W ostatnich siedmiu latach, wraz z napływem do NBA coraz większej liczby, coraz lepszych graczy spoza Stanów Zjednoczonych, format przybrał postać meczów USA- Reszta Świata. Dwa lata temu byliśmy świadkami małej rewolucji. Obejrzeliśmy turnieju, który wyglądał tak:

– 28 zawodników (12 debiutantów, 12 drugoroczniaków oraz 4 graczy z G League) podzielonych było na cztery drużyny. Graczy z NBA wybrali asystenci głównych trenerów NBA. Przedstawicieli G League wybrali główni trenerzy z tejże ligi. W każdej z czterech drużyn było po jednym graczu z G League.
– Każdą z ekip poprowadził jeden 75 najlepszych koszykarzy w historii NBA, oraz jeden z asystentów trenerów, którzy poprowadzili później Mecz Gwiazd. Oni też dokonali draftu z puli dostępnych zawodników.
– Mecze były rozgrywane do pewnej liczby punktów, nie na czas. Pierwsze dwa mecze w fazie grupowej, grane były do 50, a mecz finałowy do 25. Była to jednocześnie forma świętowania 75 lat istnienia NBA.
– Drużyna A zagrała z drużyną B. Drużyna C zagrała z drużyną D. Wygrani spotkali się w starciu finałowym.
Po dwóch meczach fazy grupowej, przed finałowym spotkaniem, przeprowadzony był konkurs rzutowy. Ośmiu graczy (po czterech z NBA i G League) stworzyło cztery dwuosobowe drużyny. Ich zadaniem było trafić z pięciu różnych miejsc na parkiecie. Ich rozmieszczenie nie było przypadkowe. Każde z nich było nawiązaniem do jakiegoś legendarnego rzutu (w fazie play-off) z bogatej historii NBA.
Liga postanowiła utrzymać ten format, przy czym dokonano drobnych usprawnień. W tamtym roku jedna z drużyn, była w całości złożona z graczy G League. W tym roku ten pomysł będzie kontynuowany.

W szczegółach będzie wyglądać to tak:
Team Pau:
Victor Wembanyama (Spurs).
Brandon Miller (Hornets).
Brandin Podziemski (Warriors).
Jaime Jaquez. Jr. (Heat).
Jabari Smith Jr. (Rockets).
Cason Wallace (Thunder).
Bilal Coulibaly (Wizards).

Team Tamika:
Paolo Banchero (Magic).
Jaden Ivey (Pistons).
Jalen Duren (Pistons).
Keegan Murray (Kings).
Scoot Henderson (Blazers).
Keyonte George (Jazz).
Dyson Daniels (Pelicans). *
* Gracz Pelikanów doznał kontuzji. Zastąpi go Vince Williams Jr. (Grizzlies)

Team Jalen:
Chet Holmgren (Thunder).
Jalen Williams (Thunder).
Bennedict Mathurin (Pacers).
Shaedon Sharpe (Blazers). *
Dereck Lively II (Mavericks).
Jordan Hawkins (Pelicans).
Walker Kessler (Jazz).
Jeremy Sochan (Spurs).
* Zawodnik Blazers doznał kontuzji. Dla nas była to akurat dość dobra wiadomość, gdyż na jego miejsce wskoczył nasz Jeremy Sochan.

Team Detlef (ekipa z G League):
Izan Almansa (G League Ignite).
Emoni Bates (Cleveland Charge).
Matas Buzelis (G League Ignite).
Ron Holland (G League Ignite).*
Mac McClung (Osceola Magic).
Tyler Smith (G League Ignite).
Oscar Tshiebwe (Indiana Mad Ants).
Alondes Williams (Sioux Falls Skyforce).
* Kontuzjowanego Hollanda zastąpi Bates.

W pierwszym meczu Team Jalen zetrze się z Team Tamika. W drugim Team Detlef sprawdzi się z Team Pau. W finale zagrają rzecz jasna wygrani obu meczów. Finał rozgrywany będzie do 25 punktów. Dwa poprzednie mecze do 40.

Uczestnicy sobotnich konkursów:
Konkurs rzutów za trzy punkty:
Malik Beasley (Bucks).
Jalen Brunson (Knicks).
Tyrese Haliburton (Pacers).
Damian Lillard (Bucks). Obrońca tytułu sprzed roku.
Lauri Markkanen (Jazz).
Donovan Mitchell (Cavaliers).
Karl-Anthony Towns (Timberwolves).
Trae Young (Hawks).

Nowością oraz swego rodzaju odświeżeniem formatu będzie tutaj pojedynek Stepha Curry’ego z Warriors oraz Sabriny Ionescu z WNBA z drużyny New York Liberty. Steph będzie rzucał z odległości NBA, a Sabrina WNBA, która jest nieco bliżej. Zawodniczka Liberty będzie rzucać też piłką rozmiaru „6”, a Steph „siódemką”. Reszta zasad będzie wspólna. Cztery stacje, po pięć piłek. Cztery z nich warte po jednym punkcie, a jedna „money ball” warta dwa punktu. Piąta stacja złożona będzie wyłącznie z „money balls” wartych po dwa punkty. Każdy z uczestników będzie mógł wybrać sobie którą z pięciu stacji chce oznaczyć jaką tę z piłkami wartymi dwa punkty. Dodatkowo, oboje będą mieć po dwa rzuty ze „starry range”, które warte będą po trzy punkty.

Konkurs wsadów:
Jaylen Brown (Celtics).
Jaime Jaquez Jr. (Heat).
Mac McClung (G League, Osceola Magic). Obrońca tytułu sprzed roku.
Jacob Toppin (Knicks).

Skills Challenge:
Team Pacers:
Tyrese Haliburton,, Bennedict Mathurin oraz Myles Turner.

Team Top Picks:
Paolo Banchero (Magic), Anthony Edwards (Timberwolves) i Victor Wembanyama (Spurs).

Team All-Stars:
Scottie Barnes (Raptors), Tyrese Maxey (76ers) a także Trae Young (Hawks).

W niedzielę, wczesnym popołudniem, rozegrany zostanie również mecz NBA G League Next Up Game. Formuła tego eventu również ewoluuje. Rok temu był to mecz złożony z reprezentantów G League. Niektórzy z nich mieli na koncie mecze w NBA. Składy, podczas specjalnego draftu, ustalili Luka Garza (Minnesota Timberwolves/Iowa Wolves) i Scoot Henderson (NBA G League Ignite). W tym roku będą to aż cztery drużyny, które zagrają ze sobą mały turniej. Ich GMam mają być tak zwani influencerzy różnej maści.

Korzystając z okazji przypomnę mój poradnik jak przetrwać All-Star Weekend, który napisałem parę lat temu:

„Benjamin Franklin powiedział kiedyś: „Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki.”. Ja bym do tego dorzucił jeszcze narzekanie na Weekend Gwiazd w NBA, z podkreśleniem konkursu wsadów oraz niedzielnego mecz głównego. Szczerze powiedziawszy, ten rokrocznie rozżalony, zawiedziony, naburmuszony, obrażony internet zaczyna mnie śmieszyć, żeby nie użyć gorszych słów. Pomogę Wam zmienić to niezdrowe nastawienie.

Włączcie logiczne myślenie.
Prześledźcie sobie historię Weekendów Gwiazd z ostatnich dwóch dekad. Sprawdźcie które z nich zapisały się złotymi literami w kronikach ligi. Zrobię to za Was – Był to rok 2000 i Vince Carter, oraz rok 2016 i Zach LaVine oraz Aaron Gordon. Tylko tyle? Tak, tylko tyle. Na przestrzeni ostatnich 20 lat widzieliśmy tylko dwa konkursy wsadów, które w całości stały na historycznie wysokim poziomie. Między rokiem 2000 a 2016 było jednak dość sporo wsadów, które zapamiętaliśmy pojedynczo. Sporo z nich mogło gdzieś Wam umknąć w gąszczu narzekania i marudzenia na te, które faktycznie najlepsze nie były. Więc tak historycznie, logiczne, w oparciu o rachunek prawdopodobieństwa, Wasze nastawienie, oczekiwania, że co roku będą dziać się cuda, jest bardzo, bardzo naiwne.
Problemem są sami kibice.
Wiele lat temu kupowałem magazyny o grach komputerowych. Każdego roku, recenzja gry NBA Live dostawała minusy za “brak oryginalności.”
I wtedy ja wyobrażałem sobie piszącego te teksty nieogolonego, pryszczatego grubasa w samych gaciach, który siedzi na wyświechtanej kanapie, pełnej resztek jedzenia. Co roku dostajesz grę, w której… grasz w koszykówkę NBA. Sezon regularny, play-offy, kariera, trening i tak dalej. Co roku dostajesz minimalnie lepszą grafikę, inną ścieżkę dźwiękową, zaktualizowane ratingi graczy. Czego więc k…a chciałeś więcej? Lotu w kosmos ulubionym zawodnikiem? Motywu wędrówki? Nie wiem do dziś. Wybacz mój język.
Takie niestety mamy czasy, że ludziom bezpieczniej jest coś skrytykować lub obśmiać, niż powiedzieć o czymś z sympatią i uznaniem. Krytykowanie stało się formą betonowania własnej strefy komfortu. Kiedy ostatnio słyszeliście od znajomych, że widzieli dobry film, czytali dobrą książkę, słuchali dobrej płyty? Jeśli coś Ci się podoba i o tym mówisz, to jednocześnie pokazujesz swoją słabość. W to miejsce będzie można Cię zaatakować, a Ty się nie obronisz, bo już wcześniej opuściłeś gardę. Dlatego bezpieczniej jest powiedzieć o czymś, że jest słabe, kiczowate, nic nie warte. Co to w ogóle znaczy kicz? Powiesz, że coś jest dobre, to narazisz się na żarty, że niewiele trzeba, żeby trafić w Twój niewyszukany gust.
Profesjonalni dunkerzy zakrzywili Wasz obraz patrzenia na wsady.
Schowajcie to swoje zdegustowanie i przestańcie marudzić, że już wszystko widzieliście. Robienie wsadów piłki do kosza, od ładnych paru lat, stało się wyspecjalizowaną profesją, odrębną odnogą czegoś z pogranicza koszykówki, gimnastyki i lekkoatletyki. Ci ludzie żyją z robienia wsadów. Ci ludzie ćwiczą na co dzień siłę, skoczność oraz kreatywność. Ci ludzie regularnie biorą udział w konkursach i pokazach. Oni muszą być coraz lepsi we wkładaniu piłki do kosza, bo tego wymaga konkurencja. Sen z powiek spędza im wymyślanie nowych trików i ich udoskonalanie. Poprzeczkę trudności i atrakcyjności ewolucji wykonywanych w powietrzu, zawieszają, nomen omen, coraz wyżej. Doceniam ich, podglądam, nierzadko zachwycam się ich pomysłowością i fizycznością. Tylko, że ja, dzięki  profesjonalnym dunkerom, jeszcze bardziej potrafię docenić to, co robią zwykli koszykarze, którzy na co dzień muszą szkolić swoje rzemiosło, a niejako przy okazji, wysoko skaczą. Gerald Green mógłby być profesjonalnym dunkerem, gdyby chciał. Zach LaVine też. A czy Twój ulubiony dunker mógłby zagrać w NBA? Nie sądzę. U mnie tak to wygląda i tak to na mnie działa.
Kiedyś to było, a teraz to nie jest.
Żal mi fanów NBA wychowanych na lidze lat 90′ poprzedniego wieku (a przecież sam się do nich zaliczam), którzy nie mogą przestać żyć przeszłością. Kiedyś 24 gwiazdy w jedynym miejscu, to faktycznie było coś. Dziś w ligowym meczu topowych drużyn, możemy zobaczyć z dziesięciu obecnych, lub byłych All-Starów. Więc siłą rzeczy nieco inaczej patrzymy na skupiska gwiazd.
Weekend Gwiazd to niby impreza dla kibiców, ale jak tak na to patrzę z boku (w 2016 na własne oczy), to powiedziałbym raczej, że w ostatnich latach przeistacza się to w event dla zawodników. W czasach, kiedy możemy śledzić każdy ich ruch. W czasach, kiedy mamy całodobowy dostęp do ich platform społecznościowych, tracimy gdzieś tę mgiełkę tajemniczości, która towarzyszyła tamtym gwiazdom. Być może znakiem czasów jest też to, że obecne gwiazdy bardziej, niż skoczyć sobie do gardeł na pakiecie w niedzielnym meczu o nic, wolą wspólnie poimprezować przez te 2-3 dni, a widowisko kończące weekend, przejść przede wszystkim bez kontuzji, małym nakładem sił. Nie mam o to do nich żalu. Moje życie nie zyskałoby, gdyby Mecze Gwiazd stały pod znakiem obrony. Tak samo, jak niczego nie tracę w związku z tym, że w gruncie rzeczy sprowadziło się to rzucania z dystansu i luźnego dunkowania. I don’t care!
Dobra rada.
Obniżcie poprzeczkę swoich oczekiwań. Nie bądźcie jak ten wyświechtany grubas z kanapy, który skacze po telewizyjnych programach i szuka rozrywki, której nigdy wcześniej nie widział, która łechtałaby jego próżność. No dalej, zabawiaj mnie! Skupcie na tym co dobre, a nie na tym, co słabe. Podejdziecie do tego Weekendu Gwiazd mniej roszczeniowo. W oczekiwaniu na monumentalne wydarzenia i niezapomniane przeżycia, gubicie te wszystkie małe, fajne rzeczy, których w życiu pełno, jak dobrze się rozejrzeć. Zamiast żyć od 2000 do 2016, dobrze jest umieć zadowalać się tym, co pomiędzy. A było czym. Mimo wszystko.”


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.