"Extraordinary times demand extraordinary actions."
Lakers zwolnili Rona Artesta bo musieli ale przede wszystkim bo mogli. Nowe, zaostrzone przepisy dotyczące podatku od luksusu sprawiają, że czasem naprawdę warto zastanowić się nad zasadnością posiadania na liście płac pewnych kontraktów. Jeśli mówisz o Miami Heat, mówisz o mistrzu NBA więc używanie słów "drogi", "przepłacony" może być nie na miejscu – sukces się broni bez słów. Ale jeśli mówisz o Lakers, drużynie z trzecim budżetem na nadchodzący sezon, możesz śmiało poddać w wątpliwość sens posiadania w składzie pewnych kontraktów – nie ludzi a ich kontraktów.
Lakers nie będą grać w tym sezonie o mistrzowski tytuł, ba nie jest pewne czy znajdą miejsce w najlepszej ósemce Zachodu. Po co więc płacić do ligowej kasy dodatkowe miliony?
Zdejmując z listy płac kontrakt Artesta ($7.7mln) klub zaoszczędził ok. $15mln. Nawet w L.A. jest to suma, która coś znaczy – tym bardziej w przejściowym sezonie. To więcej niż pewne, że Ron Ron zostałby w składzie, gdyby Howard podpisał kontrakt w L.A. a klub szykował się do walki o tytuł.
Na pewno nie była to łatwa decyzja bo Ron cały czas jest bardzo lubiany w Los Angeles. Miał ogromny
udział w zdobyciu mistrzostwa NBA przez Lakers w 2010 roku.
Zdobył
zwycięskie punkty w Finale Koferencji w piątym meczu z Suns. W meczu nr 7
z Celtics miał 20 punktów i 5 przechwytów oraz arcyważną trójkę na
minutę przed końcem meczu. Swój mistrzowski pierścień zlicytował a
pieniądze (ponad $600 tys) przekazał organizacjom zajmującym się
profilaktyką i leczeniem chorób i psychicznych.
W sferze sportowej, w wieku 33 lat już nie jest tym "plastrem" na trzy a czasem nawet i cztery pozycje jak kiedyś ale w dalszym ciągu to bardzo dobry zawodnik. W Lakers spędził cztery lata i co ciekawe ten ostatni sezon był statystycznie jego najlepszym (12.4 punktu, 5 zbiórek, 1.5 asysty, 1.6 przechwytu).
Co teraz?
Chce go wiele klubów, to zrozumiałe. On jednak widzi siebie tylko w Knicks lub Clippers (żeby zostać w L.A.). Ale urażona duma podpowiada mu, żeby ostatecznie porzucić NBA i pograć zawodowo w koszykówkę w Chinach… lub całkowicie zerwać z basketem i spróbować sił w futbol amerykańskim.
"Nie chcę grać dla nikogo (w NBA). Chcę wyjechać i grać w Chinach albo zająć się futbolem." – mówi rozgoryczony Ron.
Podobno rozmawiał już z Yao Mingiem, dawnym kolegą z Houston Rockets na temat możliwości gry w jego Shanghai Sharks. Podobno kontaktował się już z kilkoma innymi klubami z chińskiej CBA. Podobno zasięgnął też języka u Stephona Marbury’ego, Steve’a Francisa i Gilberta Arenasa – graczy, którzy już dawno przetarli chińskie szlaki.
"Nie żyje się dwa razy. Nie ma się 33 lat dwa razy. Drugi raz nie będę miał szansy grać w Chinach na jeszcze przyzwoitym poziomie. Teraz może byłbym w stanie zdobywać po 40 punktów w meczu. To byłoby coś." – mówi Artest.
Ron zaklina się, że prędzej skończy karierę w NBA niż zagra dla słabej drużyny w nudnym mieście (teraz mogą zgłaszać się po niego ekipy z miejscem w salary) ale prawda jest taka, że może nie mieć wyjścia – no chyba, że nie szkoda mu blisko $8mln.
Procedury są takie, że Lakers mimo iż zwolnili go, będą mu wypłacać należne pieniądze. Jeśli zgłosi się po niego nowy klub, wtedy drużyna z L.A. będzie płacić różnicę (amnestia). Jeszcze nigdy w krótkiej historii amnestii w wydaniu NBA, nie zdarzyło się żeby dany zawodnik odmówił gry w klubie, który się po niego zgłosił. Ogłoszenie końca kariery lub odmowa gry może postawić pod znakiem zapytania wypłatę należnych mu pieniędzy.
48 godzin czekania w niepewności aż jego nazwisko ostatecznie zniknie z listy. Jeśli nie zgłosi się po niego żadne Milwaukee czy inne Charlotte, Ron już jako całkowicie wolny gracz wróci na rynek wolnych agentów. Będzie mógł grać dla kogo chce – oczywiście z wyłączeniem Lakers.
Mówimy o człowieku, którego sposób bycia jest najogólniej mówiąc nietuzinkowy. Fajnie byłoby zobaczyć go walczącego o swój drugi tytuł w jakieś silnej ekipie NBA. Z drugiej strony też ciekawie by było sprawdzać jego statystyki z CBA. Czy faktycznie dałby radę rzucać po 40 w każdym meczu? Jak radziłby sobie z różnicami kulturowymi? Z trzech scenariuszy, nakreślonych przez niego samego, chyba najmniej intrygująco brzmi ten z futbolem ale przecież i tego nie można wykluczać.
P.S. Od momentu oficjalnego zwolnienia minęło już 48 godzin. Żaden mały klub z małego miasta nie zgłosił się po Artesta. Oznacza to, że jest on panem swojego losu. Może grać dla kogo chce…