Po niezapomnianych chwilach w Kambodży, przyszedł czas na niezapomniane chwile w Bangkoku. Różnica czasu (+6h w porównaniu z Polska) pozwala na oglądanie NBA bez utraty godzin ze zdrowego snu. Ja oczywiście nie mam za wiele czasu ani możliwości na oglądanie ligi ale dziś tak się szczęśliwie złożyło, że wszystkie sprzyjające okoliczności zadziałały jednocześnie. Człowiek przy barze, który na tym zdjęciu oddaje się papierkowej pracy (pewnie dla odpowiednika ZUSu) jakiś czas wcześniej skakał po programach TV. Gdy mignęła mi twarz Kenny’ego Smitha podbiegłem do baru krzycząc "wróć". Nie wiedział o co mi chodzi a na słowo "basketball" reagował podobnie jak ja na jego mowę ojczystą. Odwołałem się do języka ciała udając, że rzucam. Chyba zrozumiał. Przekazał m władzę (pilota) a sam zabrał się za wycieranie szklanek. Znalazłem. Rozejrzałem się wokół – mało ludzi, nikt nie protestuje. Otarłem pot z czoła, siadłem i zacząłem oglądać. Ooo, amerykański komentarz z TNT – jest nieźle pomyślałem. Zacząłem coraz bardziej znikać w swoim plecionym foteliku. Całe szczęście Shooting Stars było już za mną, Skills jak to skills – trzeba zobaczyć i zapomnieć. Emocje zaczęły się od konkursu trójek. Zaimponował mi Kevin Love – pokonać takiego strzelca jak K.D. Klasa. Myślałem, że James Jones po mocnej pierwszej rudzie przeniesie 'momentum’ dalej ale nie udało się. Tym samym kolejny raz potwierdziło się to, to wiele lat temu mówił Steve Kerr – najlepiej rzucać jako pierwszy bo jesteś tylko ty, piłki, kosz i upływający czas. Jeśli natomiast rzucasz ostatni to w głowie masz jeszcze liczby a to często dekoncentruje.
Pisałem kiedyś, że moim kandydatem do Konkursu Wsadów będzie Jeremy Evans – no i wygrał. Świetny pomysł z włożeniem 2 piłek – nigdy wcześniej nie widziałem podobnej sztuczki. Fatalny pierwszy wsad. Czy wygrał zasłużenie to już inna sprawa. Ogólnie nie było źle, kilka wsadów można odnotować (360 Williamsa z podania Rubio, George z naklejką Birda, George ala V.C. z roku 2000 – pytanie po jaką cholerę zgasił światło? Wsad był mocny – obroniłby się bez zbędnych fajerwerków).
Ktoś pisał w komentarzach, że ma fotki pasujące do serii "Basket to tu, to tam…" Bardzo dobry pomysł. Zapraszam. Możemy pociągnąć ten temat. Wysyłajcie zdjęcia z podróży z basketem w tle a ja będę je wrzucał.
Ja póki co, nie licząc dzisiejszego dnia znalazłem mało koszykarskich wątków.
W świątyni Angkor Wat spotkałem rozkosznego brzdąca w koszulce Drogby z mała piłeczką do kosza…
z kolei w Bangkoku na bazarze wśród świnek skarbonek wypatrzyłem świnkę skarbonkę w takim kształcie…
To tyle na razie moi mili. Czas ruszać dalej…