Basket to tu, to tam…planeta małp

Medan
(Sumatra).


Bukit
Lawang (też Sumatra). Bear Grylls byłby ze mnie dumny. Dwa dni w
dżungli, bez internetu. To drugie szczególnie doskwierało. Żart.
Gorąco,
wilgoć – gdzie indziej może to i pożądane przymioty w dżungli jednak w
połączeniu z kąsającymi owadami może być ciężko. Natura szybko
weryfikuje próby bycia twardym. Wejścia po stromych zboczach przy pomocy
lian. Zejścia w pełnym skupieniu, żeby nie stracić równowagi, nie
pośliznąć się i nie wylądować kilkadziesiąt metrów niżej. Swoją drogą
dobry trening dla nóg i wydolności. Z przyczyn oczywistych zdjęć z tych
fragmentów nie mam a szkoda bo byłoby co oglądać. Orangutany, gibony,
Thomas’s Leaf Monkey (nie wiem czy się nazywa po polsku).

Orangutan (z lewej) i ja (z prawej).



There you go…
No jedz tego banana
Jest piękna, she’s beautiful…
At least forfit…

Mój
przewodnik twierdził, że jak się wysmaruję tą rośliną to nie będą mnie
gryzły komary… albo pomylił rośliny albo one nie działają na białych
(tak samo jak Gatorade nie działa na słabych graczy).

Przy kolacji pan gekon zrobił na mnie kupę. Oby na szczęście…

Indonezyjski temat został podjęty, Celtics rozbili Emporio Armani Milano. K.G. wspomina, że latem 2007 roku z chłopakami z Bostonu też zrobili włoską robotę. Tak, to był ten sezon 2007-2008.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.