Derrick Rose rozważa zakończenie kariery

Derrick Rose, który jest w trakcie rehabilitacji skręconej lewej kostki, opuścił Cavs. Według źródeł blisko z nim związanych, 29-latek poważnie zastanawia się nad zakończeniem kariery w NBA! Między zawodnikiem a drużyną od kilku dni nie ma żadnego kontaktu.

Przyczyną takiego stanu są podobno frustracje i rozczarowania związane z przeróżnymi kontuzjami i drobnymi urazami, które od pięciu już lat co raz nękają i spowalniają jego karierę. Rose, według źródeł, ma już dość bycia niezdolnym do gry, dość przechodzenia przez mozolne i czasochłonne rehabilitacje, dość życia w bólu. Wszystko to zbiera swoje żniwo i odbija się na jego psychice.

Kłopoty Rose’a ze zdrowiem zaczęły się w sezonie 2011-12. Rok wcześniej został wybrany MVP rozgrywek.  Wszyscy pamiętają jego słynną już kontuzję lewego kolana (ACL) w I rundzie play-offs przeciwko Filadelfii 76ers. Mało kto pamięta jednak, że cały tamten sezon stał u niego pod znakiem całej masy mniejszych lub większych urazów.

Wówczas młody lider Byków zagrał tylko w 39 meczach rundy zasadniczej (81 w sezonie MVP).  Rehabilitacja kolana kosztowała go całe rozgrywki 2012-13. Wrócił na kolejny sezon, ale zdołał wystąpić tylko w dziesięciu meczach. Tym razem operacji wymagała łąkotka w jego prawym kolanie. W rozgrywkach 2014-15, relatywnie dobre zdrowie udało mu się utrzymać tylko do lutego. Odezwała się znów łąkotka prawego kolana i znów niezbędne było użycie skalpela. Kolejne dwa lata, czyli ostatni w Bulls i ubiegły w Knicks, były dla niego wolne od dużych urazów, ale drobne rzeczy przytrafiały mu się raz na jakiś czas. Zagrał tylko w 64 oraz 66 meczach. Na samym finiszu poprzednich rozgrywek, dość nieoczekiwanie, Rose poddał się jednak operacji lewej łąkotki. Jako rekonwalescent wszedł na rynek wolnych agentów. Rękę wyciągnęli do niego Cleveland Cavaliers.

Od 2012 roku, na 412 możliwych do rozegrania meczów w ramach rundy zasadniczej, Rose wystąpił tylko w 237 meczach.

W tym sezonie, pierwszym w barwach Cavs, Rose w siedmiu rozegranych meczach, notował średnio 14.3 punktu, 2.6 zbiórki oraz 1.7 asysty. 

Szkoda mi go. I to bardzo. W czasie Mistrzostw Świata w Hiszpanii miałem okazje stykać się z kadrą USA codziennie. Jeśli śledzicie mój blog przynajmniej od tamtego turnieju, to może pamiętacie mój tekst „Kubuś Puchatek z NBA „, w którym zdradzam, że Rose nie należy do intelektualistów. Ale jednocześnie trzeba mu oddać to, że dał się wtedy poznać jako bardzo sympatyczny i spokojny człowiek. Czasem wręcz nieśmiały. Podkreślić też muszę to, że zazwyczaj miał czas dla dziennikarzy. Dało się odczuć, że szanuje swoich rozmówców. Na pytania odpowiadał chętnie. Nawet jeśli w danym momencie nie mógł, czy nie chciał rozmawiać, przynajmniej pozdrawiał dziennikarzy i znikał. Niby nic, mały gest, a jednak. Wiele gwiazd i gwiazdek różnych reprezentacji znikało bez słowa z głowami schowanymi w ręczniki. Szanowałem go za to. Na swój sposób polubiłem i mimo, że styl jego gry, to nigdy nie była moja bajka, to zawsze gdzieś tam, po cichu, kibicowałem mu i trzymałem kciuki za jego zdrowie.

Sytuacja jak ta, jest idealnym, tragicznym, ale idealnym przykładem na to, żeby nie brać tych wszystkich LeBronów, Hardenów, Currych, Durantów i innych za coś pewnego. Ich mózgi działają tak, jak nasze. Targają nimi takie same emocje, jak nas. Codzienny stres, wielopoziomowa presja ze strony kibiców, sponsorów, klubu, kolegów z drużyny, samych siebie. Miliony na koncie to nie jest przeważający argument za tym, żeby kazać im grać i nie marudzić. Sfera psychiczna zawodowych sportowców, to aspekt, o którym nadal za mało się mówi. 




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.