Śliwki vs Robaczywki ostatnich dwóch tygodni

Za nami już jedna czwarta sezonu. Czemu ten czas tak pędzi, powiedz Ty mi? Atakujemy ostatnie dwa tygodnie. W teorii, żeby to jakoś wyglądało. W rzeczywistości atakujemy dwa tygodnie z kawałkiem. Dziś same Śliwki. Robaczywki jutro, ale wiesz, że Ci tego nie obiecam. Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń. Kanały dostępu bez zmian (maile, wiadomości na FB, komentarze tu i na fanpage’u). Jak wiecie, kontakt z Wami, wiele dla mnie znaczy, więc nie wahajcie się pisać. Tylko nie zaczynajcie wiadomości od „witam” i nie piszcie mi głupot. Nie mam czasu na głupoty. Na mądre i ciekawe rzeczy mam czas, więc śmiało.

Kolejność, jak zawsze, dość przypadkowa.

Śliwki:

- James Harden. Mój wczesny kandydat numer jeden do nagrody MVP w tym sezonie. Lider Rakiet, już czwarty rok gra na poziomie MVP. W wygraniu przynajmniej jednego tego typu wyróżnienia, przeszkadzały mu do tej pory dwie rzeczy. Pierwsza to tak zwane narracje. W latach 2015-16 narracją był rewolucjonista Steph Curry. Uważam, że Harden powinien był wygrać z nim przynajmniej raz. W minionym sezonie był to zraniony Westbrook i jego osobista vendetta na karuzeli triple-double. Dla mnie tamten wybór, to było zakwestionowanie wartości zespołowości w koszykówce i nagradzanie egoizmu. Modelowy przykład na to, jak narracje kształtują opnie. Odmienialiśmy triple-double przez wszystkie przypadki. Amerykańskie media (i nie tylko one) rozpływały się nad tym, jak to Russ ciągnie OKC, jak to nie ma z kim grać. Oladipo, Sabonis i Kanter pokazują w tym sezonie, jak to Russ nie miał z kim grać. To jego wyrywanie piłek po ósmą, dziewiątą i dziesiątą zbiórkę, to jego polowanie na ósmą, dziewiątą i dziesiątą asystę było ohydne. Ale to jest temat na osobną myśl. Wracając do Hardena. Druga rzecz, która przeszkadza mu w dostawaniu dobrej prasy, to opinia o tym, że zbyt lekko podchodzi do życia, do swoich obowiązków, że nie jest prawdziwym liderem. A tego nie wiemy. Swoje opinie opieramy oceniając jego introwertyczny, hipsterski sposób bycia, wypowiadania się w mediach. Nie siedzimy w szatni Rockets. Nie wiemy jak motywuje swoich kolegów, jaki daje im przykład na treningach. Liderem można być na wiele sposobów. Harden przewodzi obecnie w NBA w punktach (31.4) i asystach (9.8). Do tego dorzuca po 4.8 zbiórki oraz 1.7 przechwytu. Dodaj do tego, że Rakiety są drugą siłą ligi (15:4), że przez 14 meczów nie było z nimi Chrisa Paula. Obrona? Tak, J.H. nadal nie jest tytanem po tej stronie parkietu, ale cóż, takie wybrał życie w NBA. Zamiast być tylko dobry na obu końcach parkietu, wolała być wyjątkowy w ataku i przeciętny w obronie. LeBron też od paru sezonów „kryje się” w defensywie. To samo Westbrook i wiele innych gwiazd. Przy dzisiejszej intensywności gry raczej musisz wybrać swoją specjalizację.

Klay Thompson. Czy będzie w tym sezonie coś lepszego, niż Klay wypowiadający się na temat…rusztowań w Nowym Jorku? Powtarzam – rusztowań w Nowym Jorku! Rusztowań! Mniej więcej w tym samym czasie Steph dobrze bawił się u Jimmy’ego Falonona. Uwielbiam Klay’a jako koszykarza, a być może jeszcze bardziej jako jedną z najbardziej interesujących postaci w NBA. Klay przed meczami ma zwyczaj czytać gazety – takie zwykłe, papierowe, nie ich elektroniczne wydania. Mało się o tym mówi, ale Klay ostatnio włączył się w akcję pomocy ofiarom pożarów, które dotknęły Kalifornię. Za każdy zdobyty punkt wypłacał $1000. Na boisku oraz poza nim, zebrał ponad $350 tys. W akcję włączyła się też marka Anta, która dostarcza Thompsonowi meczowe obuwie. 

 A skoro już jesteśmy przy umowach sponsorskich Klay’a…

Nie możemy też nie wspomnieć o tym, co na boisku. A tam – 49.7% z gry, 46.6% zza łuku. Oba wskaźniki są najwyższe w jego karierze. 20.2 punktu na mecz przy zaledwie jednym, niecałym, rzucie wolnym w każdym starciu. Do tego 4.4 zbiórki (też najlepiej w karierze) i 2.5 asysty. Jeśli chcesz się do czegoś przyczepić, to może jedynie tego, że Klay nie atakuje za często obręczy, przez co nie staje na linii. Ale coś za coś. Klay z piłką na obwodzie, to jak asasyn z mieczem na misji. Elitarny obrońca na trzy pozycje. Świetny gracz.  

LeBron James. Nie traktujemy go, jak coś pewnego. Nie bierzmy jego występów jako standard. Za bardzo nas rozpieścił przez lata. To jest mój drugi kandydat do MVP w tym sezonie. Może nawet pierwszy prim. Patrz teraz – 28.5 punktu na mecz, najlepiej od ośmiu lat. 58% z gry, najlepiej w karierze. 1.2 bloku, najlepiej w karierze. Do tego 8.6 asysty (tylko raz w karierze podawał więcej. Było to rok temu – o jedną dziesiątą więcej), 7.8 zbiórki oraz 1.2 przechwytu. Cavs wygrali siedem meczów z rzędu (a nawet osiem – gdy to pisałem w nocy, Cavs wygrywali z 76ers), zatamowali wczesne krwawienie i już są na trzecim miejscu Wschodu. Bez LeBrona, obecni Cavs, mieliby problem wejść do play-offów w PLK.

Cavs dostają Śliwkę za zabawę z koszykarskim światem w mediach społecznościowych. Dziwne, tylko im znane przekazy na Twitterze i Instagramie. Przekazy, które nawiasem mówiąc, nawzajem sobie lajkują i komentują. Tam nie ma przypadku. Opowiem Ci o czymś. Siedziałem w szatni Cavs. LeBron, w samych gaciach, na wyciągnięcie dłoni ode mnie. To było coś. Od razu uprzedzę pewien tok rozumowania –  Akurat fakt, że był w samych gaciach nie stawiam jako główny czynnik sprawiający, że to było coś. Siedziałem obok jednego z najlepszych koszykarzy w historii. To było to coś. Nie wyciągałem aparatu, bo grałem z żółtą kartką. Jeden Austriak spróbował. Żałował.  

LeBron, po kilku drobnych zabiegach masażystów, wyjął telefon i zaczął mały przegląd internetu dla swoich kolegów. „Słuchajcie tego…” – zaczynał, po czym cytował wpisy na Twitterze graczy NBA i dziennikarzy. Po kilku zdaniach komentarza od siebie, lub od kogoś z drużyny, przechodził dalej. Czasem za komentarz starczał szyderczy śmiech. LeBron jest medioznawcą i jestem pewien, że wszystko, co wychodzi do sieci spod dłoni zawodników Cavs, musi dostać wcześniej pieczątkę Jamesa. Tak to działa. 

Tak akcja w nowojorskim metrze, to też kontrolowany spontan. LeBron mówi, że drugi raz w życiu jedzie metrem.   

 

J.R. Smith ma trochę więcej doświadczenie w tej materii

 – Boston Celtics. Po raz kolejny. 18 wygranych na 21 meczów musi robić wrażenie. I w zasadzie każdemu z osobna należy się Śliwka. Irving – 23 punkty, 3 zbiórki, 5 asyst, 1.7 przechwytu. Tylko dwie straty na mecz (najmniej w karierze). Wyśmienity mecz w Dallas, w którym C’s potrzebowali każdego z jego 47 punktów. Al Horford, który po cichu puka do pierwszej piątki obrońców sezonu. Inteligent na parkiecie. Jaylen Brown – Kawhi 2.0? Nie w sensie, że to druga i lepsza wersja Leonarda, tylko że rośnie nam unikatowy na dzisiejsze standardy gracz, który może rozstrzeliwać defensywę Twojej ulubionej drużyny, ale może też w obronie wyłączyć Twojego ulubionego zawodnika z pozycji 1-3. Poza boiskiem, podoba mi się to, jak się wypowiada w mediach. Bardzo inteligenty chłopak. Będzie z niego czarny J.J. Redick. Jayson Tatum – pomeczowe piwko, legalnie w USA, będzie mógł sobie kupić dopiero za półtora roku! Nad wyraz dojrzały jak na tak młodego człowieka. Świetna praca nóg. Tylko trzy razy nie zdobył dwucyfrowej liczby punktów. Marcus Smart trafia 29% swoich rzutów, a i tak jest plusowym graczem. Brad Stevens – póki co kandydat numer jeden do nagrody dla najlepszego coacha sezonu. 

Tyreke Evens. Tak to miało wyglądać od początku. Potem przyszły kontuzje i inne rzeczy. W 2010 roku, wówczas 21-letni Evans zgarnął nagrodę dla Najlepszego Debiutanta. Już w pierwszym sezonie w NBA, notował 20 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst. Przed nim tylko trzech debiutantów potrafiło za całe rozgrywki osiągnąć 20/5/5. Byli to Oscar Robertson, Michael Jordan i LeBron James. Pewnie o nich słyszeliście. Evans jeszcze nigdy nie zagrał pełnego sezonu. Ostatnie dwa lata stały u niego pod znakiem kontuzji. Świetnie widzieć go w końcu zdrowego, produktywnego i zadowolonego z gry. 17.7 punktu (49% z gry – najlepiej w karierze), 5.1 zbiórki, 3.4 asysty, 1.1 przechwytu. 

New York Knicks, Kristaps Porzingis. Jak to śpiewał R. Kelly? The storm is over now. Nie wiem czy Knicks wejdą do play-offów w tym sezonie. Ale wiem, że od ładnych paru latach w ich szatni nie śmierdzi. Drużyna wygląda na zdrową (na wielu poziomach), całkiem nieźle poukładaną. Oglądanie Knicks nie jest już patologią. Porzingis wskoczył na poziom, który myślałem, że osiągnie dopiero za przynajmniej dwa lata. I teraz spójrz – Łotysze mają 22-letniego Kristapsa, który robi różnicę na obu końcach boiska. Finowie Markkanena, który jest o dwa lata młodszy od lidera Knicks, a już jest dobry. Niemcy mają Schrödera. A my? Ale to taka dygresja. Porzingis jest czwartym strzelcem ligi (27.3) i pierwszym blokującym (2.3). Phil Jackson chciał nim handlować. Pozdrowienia dla nowojorskich, zblazowanych dziennikarzy, którzy mieli żal do Kantera i Hardaway’a, że grają za dobrze i przeszkadzają w tankowaniu. Kurtyna.

Detroit Pistons. Tobias Harris przeszedł latem laserową korekcję wzroku i nagle okazało się, że umie rzucać, to znaczy trafiać. Andre Drummond bez operacji z 38% z linii wszedł na 60%. Do tego nauczył się podawać (3.4 asysty – najlepiej w karierze). Avery Bradley dał im kolejny wymiar, którego najwyraźniej im brakowało rok temu. I mamy z tego 12 wygranych z pierwszych 18 meczów. Jak już jesteśmy przy Drummondzie,to Śliwka dla niego za to, że polubił moje zdjęcie na Instagramie, na którym go oznaczyłem. Mała rzecz a cieszy.

Donovan Mitchell. Jazz wygrali na loterii. On będzie kimś w tej lidze.14/3/3 to dopiero początek. Kyle Kuzma to ta sama parafia. 16.8/6.3/1.5. na dobry początek.

LaMarcus Aldridge. To nie są fajerwerki na czwartego lipca, ale to jest to, czego Spurs od niego potrzebują. Pod nieobecność Leonarda i Parkera, zapewnił im tak miękkie lądowanie, jak tylko się da. Już 13 razy przekraczał próg 20 punktów. Silne 21/8/2/1. Ciężko chcieć więcej od 32-latka. Dobrze, że latem się dogadali z Popem.

–  Jeremy Lamb. Nie za często zdarza się, żeby zawodnik po pięciu latach w NBA, nagle zmienił optykę patrzenia na niego. Lamb z rezerwowego na 20 minut i 8 punktów, przeistoczył się w zawodnika, który bez problemu byłby starterem w kilkunastu klubach NBA. Prawie 16 punktów na mecz, do tego 5.3 zbiórki oraz 3.4 asysty. Ładnie. 

Khris Middleton. Po cichu, ale skutecznie. Wiesz, że gracz Bucks już dwa razy w tym sezonie osiągał pułap 40 punktów? Po poważnym zerwaniu mięśnia dwugłowego uda sprzed roku, nie ma już śladu. 26-latek robi 19/5.6/4.6/1.4 i jest to bezsprzecznie jego najlepszy sezon w karierze. 

Domantas Sabonis. Thunder chcieli zrobić z niego stretch four, a on chciał pod kosz. Wyszło, jak wyszło. W Indianie pozwolili mu podejść pod kosz i są efekty. Sześć meczów z double-double. Średnie na poziomie 12.9 punktu, 8.9 zbiórki (lider drużyny) oraz 2.3 asysty. Tata może być zadowolony ze swojego 21-letniego syna.  

– Cały czas podoba mi się, że koncepcja grania dwoma klasowymi wysokimi nie umiera. Pelikany są 11:9. Boogie i A.D. grają wyśmienicie, choć ta drużyna nadal jest źle zbudowana wokół nich. 

Hawks i Nets przegrywają swoje mecze, ale zachęcam do zajrzenia i sprawdzenia co u nich słychać. Wbrew pozorom, tam nie gra się złego basketu.

Trzecia kwarta meczu 76ers-Warriors. Podopieczni Steve’a Kerra wygrali ją 47:15! Od 1992 roku nikt nie miał tak ofensywnej ćwiartki.

– My tu sobie gadamy, a tymczasem wygląda jakby Bradley Beal chciał zagrać najlepszy sezon w karierze. 24.2 punktu, 4.6 zbiórki, 3.5 asysty i 1.3 przechwytu. Nie zapominajmy, że on ma dopiero 24 lata.

– Na koniec duża Śliwka dla Was. Dzięki za odwiedzanie. W ostatnim tygodniu na mój blog weszliście 574080 razy. Dzięki! 


https://karolsliwa.com/wp-content/uploads/2019/03/IMG_20171027_010350_003.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.