LeBron pisze, LeBron dzwoni…

Co zrobi LeBron? Zostanie w Ohio czy wypłynie na większe marketingowo wody? Wśród amerykańskich znawców tematu pojawiła się dziwna (a z socjologicznego punktu widzenia ciekawa) tendencja do szukania wszystkich możliwych sensacji związanych z tym gdzie (jeśli w ogóle) przenie się LBJ.
Zaczęło się natychmiast po tym jak Boston wysłał LeBrona na ryby. Kilka amerykańskich gazet doniosło, że pierwszą osobą z jaką kontaktował się "Król" był… Derrick Rose. Czyli LeBron zagra w Chicago? Nie tak szybko. Kilka dni później te same gazety doniosły, że LBJ kontaktował się z Eddym Currym i zaproponował wspólne treningi w wakacje. Czyli LeBron jedzie do Nowego Jorku? Nie tak szybko. Inne źródła z powrotem przywołują wątek chicagowski. Podobno LeBron kontaktował się z samym Jordanem, pytał o radę przy wyborze mieszkania w Chi-Town. Czyli jednak Chicago?
A może Dallas? Kibice Mavs nie mają nic do stracenia i włączają się do walki o Króla. Za pośrednictwem tej strony chcą zwabić go do Teksasu. Podobno Mark Cuban póki co nie mówi nie.
A ja się tylko zastanawiam czy szukanie na siłę wielkiej gwiazdy i twarzy NBA w osobie Jamesa to zabieg, którego liga potrzebuje? Po odejściu Jordana w 98 roku miał miejsce pewien okres zniżki formy jeśli chodzi oglądalność i ogólne zainteresowanie NBA ale tamten chwilowy regres mamy już za sobą. Liga nie musi desperacko szukać ikon współczesnej koszykówki ponieważ już je ma i nie trzeba daleko szukać. Jak dla mnie naturalnym kontynuatorem tego kim był i jak grał Jordan jest Kobe. Jeśli chodzi o styl gry bliźniaczo podobny do Michaela. Jeśli chodzi i etos pracy, podejście do gry, do wygrywania jest tam gdzie był M.J. Gra z kontuzją, gra mimo bólu to wszytko jest tam gdzie być powinno, taki był Jordan taki jest Kobe.
A LeBron? LeBron to wybryk natury, niesamowity atleta i bez wątpienia koszykarski geniusz ale jak dla mnie swoją postawą zniechęca ludzi do siebie. Nie można budować swojej legendy samemu, nie można budować wokół siebie sztucznej atmosfery podniosłości w momencie gdy nic wielkiego się nie dzieje. Nie robili tego najwięksi – to historia sama ich rozliczyła a mam wrażenie, że od jakiegoś czasu LeBron z wyrachowaniem waży słowa, dokładnie analizuje co i kiedy ma zrobić (np. oświadczenie o rezygnacji z nr #23). W Cleveland naprawdę niewiele brakuje mu by sięgnął po tytuł. Zmiana trenera, dodanie kilku wartościowych zadaniowców, podziękowanie kilku innym. W Nowym Jorku czy Chicago musiałby budować wszystko od zera ale perspektywa podążania drogą Jordana czy przywrócenie wielkiego basketu do mekki koszykówki może być dla niego o niebo bardziej kuszącą perspektywą niż walczenie o tytuł z drużyną z nudnego i smutnego miasta.
Znając życie LBJ jeszcze kilka razy tego lata wyśle w eter fałszywy alarm. Może kupi dom w Miami, może spotka się na obiedzie z Markiem Cubanem, może z Jay-Z, może na golfie z Jordanem. Choć w zasadzie to nie on tu jest winny tylko ci, którzy szukają sensacji z nim związanych. Cóż, ja nie szukam i następnym razem kiedy napiszę o LeBronie będzie to moment kiedy podpisze on już swój kontrakt bez względu na to w jakim mieście…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.