Nasza wspólna porażka


Jeśli przewidywałeś/aś, że po dwóch meczach Mistrzostw Polacy będą 0:2 to gratuluję umiejętności chłodnej kalkulacji i analitycznego umysłu. Mówisz o pękającym baloniku, gdzieś tam może nawet uśmiechasz się do monitora. Twoja sprawa ale wiedz, że porażka naszych jest porażką nas wszystkich – nas kibiców koszykówki w Polsce. Tak to już mamy, że piłka nożna zawsze się u nas obroni. Przegrane eliminacje, słaby występ w dużej imprezie. Bez względu na okoliczności będzie transmisja, będzie kibic, będą pieniądze, będzie granie. Wszystko się ze sobą łączy. Mówienie co by było gdyby koszykówka w Polsce miała takie nakłady i tyle miejsca w mediach nie ma sensu. Co by było gdyby Leonad i Ginobili trafili jednego osobistego więcej w 6 meczu Finałów z Heat, co by było gdyby Lubos Barton nie trafił za trzy? Nieważne…
Potrzebowaliśmy, potrzebujemy tych Mistrzostw żeby dźwignąć koszykówkę w Polsce. Powinna ona być przecież tam, gdzie jej miejsce czyli zaraz obok piłki nożnej i siatkówki. A gdzie jest?
Proszę bardzo – Onet: z racji turnieju na Słowenii przesunięto dział "koszykówka" na dziesiąte miejsce za piłką nożną, siatkówką, tenisem, sportami motorowymi, Formułą 1, Żużlem, Boksem, MMA i kolarstwem. Nieźle co? Gdy sprawdzałem ten sam dział przed Mistrzostwami, basket był w zakładce "inne" między jeździectwem i snookerem. Czy tam jest jego miejsce? W innych serwisach nie jest z tym lepiej.
Bardzo liczyłem, że koszykówka odrodzi się u nas dzięki grze Polaków na Słowenii. My ludzie basketu zawsze znajdziemy sposób, żeby do niego dotrzeć. Pamiętacie dobrze te streamy z NBA z chińskim komentarzem. Pamiętacie te niewyraźnie twarze zawodników i zamazany wynik. Pamiętacie jak czasem niezłą rozrywką było "oglądanie" play-by-play. My z miłości do koszykówki jesteśmy w stanie zrobić wiele dla niej. Ale ci niezdecydowani ciągle czekają, żeby ich "zagospodarować".
Ubolewam nad tym bo tu nie chodzi już tylko o samo kibicowanie. To, o co tu chodzi wykracza też poza koszykówkę a nawet sport. U mnie w liceum koledzy dzielili się na takich, którzy dużo grają albo mało grają (w cokolwiek) gdzie słowo grają było kluczem. Dziś w wielu szkołach podział przebiega na linii ćwiczą/nie ćwiczą na w-fie. Grasz, masz obowiązki. Musisz dobrze rozplanować swój czas na treningi, szkołę, dodatkowe zajęcia. Uczysz się poczucia obowiązku, dyscypliny, odpowiedzialności. Nie mówiąc już o zdrowiu.
Uprawianie sportów w okresie szkolnym ma szalenie ważne znaczenie dla późniejszego życia. Nie widzę w tym żadnych minusów. Kostkę możesz skręcić idąc w zimie do kościoła.
Za prezydentury Billa Clintona w USA powstała tzw. "nocna liga koszykówki". W największych miastach Stanów Zjednoczonych wynajęto sędziów, boiska, obsługę. Rozgrywki ruszały po zmroku. Odsetek przestępczości w tych miastach poleciał na łeb – oczywiście w dół. Te kraje, które lata temu zrozumiały że sport powinien być jednym z integralnych elementów tego co nazywamy higieną życia, dziś zbierają tego żniwo. Profilaktyka zamiast leczenia, zdrowy tryb życia. I tak dalej.
Takie mamy czasy, że idole pop-kultury rosną jak grzyby po deszczu. Rosną na gruncie skandalu i sensacji. Czy nie lepiej, żeby Twój 10-letni brat/siostra/syn/córka/chrześniak/chrześnica miał/miała za idola Marcina Gortata, który pokazuje co znaczy ciężka praca, co znaczy spełniać marzenia, być prawdziwą gwiazdą która przy tym nie straciła kontaktu z rzeczywistością. Czy wolisz, żeby to samo dziecko widziało autorytet w tych, którzy może i potrafią śpiewać ale żeby odróżnić się od innych co też potrafią śpiewać, co raz prześcigają się w skandalach. Wolisz?
Jak mamy pozyskiwać czas antenowy, sponsorów, kibiców, młodych chętnych do trenowania, skoro nie dajemy sobie na to szansy?
Szkoda meczu z Czechami. Ukraina miała się już nie powtórzyć. A jednak…
Byliśmy być może przemotywowani w starciu z Gruzją. Dziś miało być już dobrze. I było. Do pewnego momentu.     

Dziś w koszykówkę gra się inaczej. Dziś granie w kosza definiuje najlepiej hasło "basket totalny" – ciągły ruch, wymienność pozycji, uniwersalność zawodników. Warunek. Trzeba mieć realizatorów takiej gry. Trzeba mieć graczy, którzy potrafią zagrać na obu pozycjach skrzydłowego a gdy trzeba też rozegrać piłkę. My gramy archaiczny basket z zawodnikami do bólu przywiązanymi do pozycji. Wydawało mi się, zresztą nadal mi się tak wydaje, że przewaga na dwóch pozycjach w połączeniu z "extra passem" będą naszą wizytówką. I były aż do wczoraj. Tu nie chodzi o klasę rywala bo z całym szacunkiem dla ekip Gruzji i Czech – wymienisz po 4 zawodników z obu ekip? Ja też nie.
Myślałem, że światowy poziom Gortata i Lampego zamaskuje przeciętność słabszych ogniw. Póki co wygląda na to, że się myliłem. Z jakiegoś powodu przestaliśmy grać to, co było naszym atutem – przewaga pod koszem i dobre pozycje do rzutów z tego wynikające.
Była taka akcja w końcówce meczu, kiedy jeszcze nie było dramatu, kiedy byliśmy jeszcze na fali. Koszarek miał klasyczny "mismatch" z Vesely’m. Zamiast zaatakować, minąć poszukać podania lub spenetrować, on dalej statycznie kozłował czekając na zasłonę, która w rezultacie pozwoliła Czechom wrócić do prawidłowego krycia. Tak się dziś nie gra w koszykówkę. Dziś rozgrywający po prostu musi zaatakować w takiej sytuacji. I to są te małe różnice, które budują szarą całość. Tu punkt, tam punkt, tu złe podanie, tam zła decyzja. Nawet jeden punkt ma czasem znaczenie dla meczu, dla turnieju…
Nie szukam winnych, chcę tylko powiedzieć że szkoda tego meczu. Barton trafił za trzy, Polacy zmuszeni w 4 sekundy przenieść piłkę bez time outu i oddać rzut. To miało małe szanse na powodzenie. Patrzyłem w monitor i nie wierzyłem własnym oczom. Nie, to się nie stało.
Mam za duży szacunek dla zawodowych sportowców, tym bardziej reprezentujących mój kraj, żeby pisać jest winny ten, ten i ten. Możesz to robić jeśli chcesz.
Ten teks nie ma zakończenia bo te Mistrzostwa się jeszcze nie skończyły.
Dobranoc… 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.