Niespodzianka w Phoenix. Blazers górą

Stare koszykarskie porzekadło głosi, że seria w play-offs na dobre rozpoczyna się dopiero wtedy, kiedy któraś z drużyn wygra mecz na wyjeździe. Skoro tak to seria Suns – Blazers już od pierwszego meczu jest tym na co czekają kibice. Borykający się niemal przez cały sezon z kłopotami kadrowymi koszykarze z Oregonu niespodziewanie pokonali wyżej notowanych rywali przed ich własną publicznością przejmując tym samym przewagę własnego parkietu.

Bohaterem meczu był rozgrywający Andre Miller, który po nienajlepszym początku sezonu w barwach nowego zespołu w II części sezonu w końcu znalazł wspólny język z trenerem i resztą zawodników. Miller zdobył aż 15 ze swoich 31 punktów (wyrównał swój rekord play-offs) w ostatniej kwarcie meczu.
Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że goście muszą grać bez swojego lidera Brandona Roya oraz, że Suns wygrali 14 z ostatnich 16 meczów, w tym osiem z rzędu przed własną widownią możemy mówić o nie lada niespodziance. Choć przy okazji omawiania ekipy Nate’a McMillana w tym sezonie słowo "niespodzianka" przewijało się już tyle razy, że w odniesieniu do tej drużyny niespodzianki są jak najbardziej spodziewane.
Suns tym samym zostali jedyną ekipą play-offs 2010, która przegrała swój pierwszy mecz z niżej notowaną drużyną.
Wśród gości obok Millera dobre zawody rozegrali: Marcus Camby (17 zbiórek i 3 bloki), Nicolas Batum (18 punktów w tym 3×3), LaMarcus Aldridge (22 punkty). Dobrą zmianę z ławki dał pochodzący z Phoenix Jerryd Bayless (18 punktów i 4 zbiórki w 22 minuty gry).
Dla Słońc najlepiej zagrał Steve Nash (25 punktów i 9 asyst). Będący ostatnio w wyśmienitej formie Amar’e Stoudemire zagrał słaby jak na siebie mecz. Wprawdzie rzucił 18 punktów ale potrzebował do tego aż 19 rzutów, tylko 2 razy stawał na linii rzutów osobistych, zaliczył też 4 straty, 3 razy był zablokowany a po 35 minutach na parkiecie musiał zejść po szóstym faulu.
Do tego meczu koszykarze z Portland legitymowali się niechlubną historią pięciu z rzędu porażek w meczach otwarcia play-offs oraz aż 18 z rzędu kiedy zaczynali serię na obcym parkiecie.




Po meczu powiedzieli:
Steve Nash:"Byliśmy cieniem samych siebie. Mamy bardzo dużo rzeczy do poprawy w naszej grze jeśli marzymy o awansie do następnej rundy."

Marcus Camby:"W II części sezonu byli najgorętszą drużyną ale my jesteśmy całkiem dobrzy na wyjazdach. Przyjechaliśmy tu bez najlepszego zawodnika ale inni potrafili go zastąpić. Oglądałem w TV jak dziennikarze pytają ich (graczy Suns) z kim chcieliby zagrać w II rundzie. Ale przecież my tu jeszcze jesteśmy!"

Andre Millers:" "Uznaliśmy przed meczem, że nie możemy polegać na rzutach z dystansu bo to mogłoby dać im szansę do kontr. Staraliśmy się trzymać ich z dala od naszego kosza i zmusić do rzucania za 3."

Alvin Gentry:"Nie nakręcaliśmy tempa, nie narzuciliśmy swojego stylu gry. Zdobyliśmy tylko 4 punkty z kontry. To są rzeczy, które musimy poprawić."

Phoenix Suns – Portland Trail Blazers
stan rywalizacji 0:1

Mecz nr 2 we wtorek w Phoenix.



Play-offs to czas weteranów, doświadczenia i twardej obrony. Młodzi z Oklahomy nie dysponują żadną z tych rzeczy wiec swoją grę opierają na talencie atletyzmie i sile. W tym roku nie wystarczy to na pokonanie Lakers ale z pewnością zaprocentuje w przyszłości. K.D. w debiucie w postseason zdobył 24 punkty ale potrzebował do tego aż 24 rzutów. Lakers póki co na pół gwizdka. Na Thunder to wystarczy ale jeśli myślą o obronie tytuł (a przecież tak jest) muszą wejść na poziom wyżej. Kobe na razie przyczajony ale blok na Durancie klasa!

Los Angeles Lakers – Oklahoma Thunder
stan rywalizacji 1:0

Mecz nr 2
we wtorek w Los Angeles.

Epicki pojedynek rywali, którzy spotykają się ze sobą drugi rok z rzędu i trzeci w ostatnich pięciu latach. Nie jest to typowa seria "dwójki" z "siódemką" bo ciężko jest być klasyczną "siódemką" jeśli wygrywa się 50 meczów a w swoich szeregach ma się nie gorszych zawodników niż rywal z "dwójki". W pierwszym starciu tytanów niemal bezbłędny był Dirk (12/14 z gry 12/12 z osobistych, tylko 1 strata) zdobywca 36 punktów. Wśród Spurs wielka trójka na swoim poziomie ale zabrakło wsparcia ze strony pozostałych w szczególności Jeffersona.
 

Dallas Mavericks – San Antonio Spurs
stan rywalizacji 1:0

Mecz nr 2
w środę w Dallas.

W pierwszej połowie koszykarze z Orlando chcieli udowodnić debiutantom w play-offs, że ich przygoda z postseason nie potrwa długo. W II połowie z kolei goście z Charlotte dali do zrozumienia bardziej doświadczonym rywalom, że tak łatwo nie będzie i skoro już tu są, skoro M.J. patrzy to oni pokażą co potrafią – a potrafią sporo. Gdyby zapytać kibica Magic "jak sądzisz jak skończył się mecz, w którym Howard zdobył 5 punktów a Carter 12 przy słabej skuteczności
a po 30 minutach gry spadł za faule.?"
Z pewnością w wielu przypadkach oznaczałoby to porażkę ale akurat w tym meczu gospodarzy uratował Nelson (32 punkty, 24 w I połowie) oraz bezradność/debiutancka nieśmiałość gości w pierwszych 24 minutach gry. Po zmianie stron Dzikie Koty zaczęły grać to czym wywalczyli sobie play-offs czyli twarda obrona i okazje do łatwych punktów. G. Wallace 25 punktów, 17 zbiórek, Felton (bezradny w ataku i niszczony w obronie przez Nelsona w I połowie) w końcu przypomniał sobie, że jednak w koszykówkę grać potrafi i zakończył mecz z 19 punktami. Kapitan Jack 18 punktów i 9 zbiórek. Jeśli goście wyjdą na mecz 2 tak nastawieni jak na II połowę meczu nr 1, jeśli do trójki Wallace-Felton-Jackson włączy się z punktami ktoś jeszcze (Diaw, Hughes, Augustin, Thomas?) to możemy być świadkami ciekawego, wyrównanego meczu, w którym goście nie będą bez szans. Z 2 jednak strony ciężko przypuszczać, że Howard zostanie zatrzymany na 5 punktach a Carter będzie miał więcej fauli niż celnych rzutów (:/).
 

Orlando Magic – Charlotte Bobcats
stan rywalizacji 1:0

Mecz nr
2
w środę w Orlando.


Pięć najlepszych akcji pierwszego
dnia play-offs TUTAJ.
Moja ulubiona to blok Kobena.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.