Noworoczne życzenia dla drużyn NBA

Koniec roku, to czas refleksji, podsumowań oraz planów na przyszłość. To także czas życzeń na kolejnych 12 miesięcy, a nawet dalej. Poniżej moje życzenia dla wszystkich 30 drużyn NBA. Jedne na poważnie, inne z przymrużeniem oka. Zapraszam!

Atlanta Hawks. Interesują kogoś losy Atlanty Hawks? A tak poważnie, to życzę im dobrego transferu Trae Younga. Przepraszam fanów jego niewątpliwych talentów. Jak dla mnie, nie jest to zawodnik, z którym da się regularnie wygrywać. Dejounte Murray będzie w najbliższych latach zarabiał o połowę mniej, więc jego bym (na razie) zostawił. Ta drużyna zmierza donikąd z nimi dwoma, jako liderami.

Boston Celtics. Zdrowia! I niczego więcej, bo do walki o tytuł nie brakuje im niczego. Jeśli by mieli nie wygrać w tym roku, to niech to będzie przez to, że ktoś był w serii koszykarsko lepszy, a nie przez kontuzje.

Brooklyn Nets. Odwagi w handlowaniu Mikalem Bridgesem. Przed sezonem napisałem „na miejscu Nets handlowałbym nim, póki jego wartość rynkowa jest wysoka, póki dobrze się o nim mówi. Włóż między bajki tezy, że końcówka tamtego sezonu pokazała, że drzemią w nim pokłady rzeczy, których nie mógł pokazać w Suns. On już ma 27 lat. Może być jeszcze delikatnie lepszy, bardziej doszlifowany tu i tam, ale w skali ogólnej mamy do czynienia z już gotowym produktem.” Te rozgrywki to pokazują.

Charlotte Hornets. Zdrowia do LaMelo Balla. Nowy sezon, stara śpiewka. Ich młody lider nie zagrał już w 15 z 30 meczów tych rozgrywek. A na razie nie zanosi się na szybki powrót. Ciężko jest ocenić z jakiego kalibru liderem ma się do czynienia, gdy lider ten nie jest w stanie pozostać zdrowy.

Chicago Bulls. Wszelkiej pomyślności w transferowaniu Zacha LaVine’a. Trochę szczęścia też tu nie zaszkodzi. Czy zarazem powrotu do budowania się przez draft? Nie koniecznie. Nadal uważam, że tak duży rynek powinien być w stanie ściągać do siebie wielkich graczy.

Cleveland Cavliers. Życzę im, żeby Evan Mobley szedł ścieżką rozwoju Kevina Garnetta. Tak to wyglądało w jego debiutanckim sezonie. W jego trzecim roku w NBA już nie postawiłbym na to pieniędzy.

Dallas Mavericks. Żeby nie zajechali Luki przez play-offami, żeby Kyrie wrócił do zdrowia i wytrwał w nim do końca rozgrywek. Fajnie byłoby zobaczyć ich dwóch w postseason.

Denver Nuggets. Jak Bostonowi, tylko zdrowia. Obrońcom tytułu raczej niczego nie brakuje w sferze talentu, atletyzmu i doświadczenia. I tak jak przy Celtics, jeśli Nuggets mieliby nie obronić tytułu, bo i tak może się zdarzyć, to niech to się stanie w związku z tym, że ktoś był od nich lepszy, a nie przez kontuzje.

Detroit Pistons. Szczęścia podczas draftu. Cóż więcej mogę dodać? Nie zatrudniania na stanowisku trenera faceta, który ewidentnie w Detroit nie chce być?

Golden State Warriors. By Klay był starym, dobrym Klayem. Z podkreśleniem słowa „dobry”, nie „stary”. I żeby Draymond Green poukładał sobie wszystko na strychu i wrócił do grania w koszykówkę. No i Boziu, miej zdrowie Stepha w opiece.

Houston Rockets. Żeby Ime Udoce nie spodobała się jakaś pracownica klubu, która ma już męża/chłopaka. A tak poważnie, to dobrego planu na pójście za ciosem. Zatrudnienie dobrego trenera i sprowadzenie weteranów przynosi efekty. Ciekawi mnie jaki jest ich dalszy plan.

Indiana Pacers. Zdrowia dla Haliburtona. Ściągnięcia gracza, który lubi i potrafi bronić. Udanego namawiania wolnych agentów do gry w Indianie podczas najbliższego lata.

Los Angeles Clippers. Tego samego, co Bostonowi i Denver, tym bardziej teraz, kiedy grają dobrze. Fajnie byłoby zobaczyć Leonarda, George’a, Hardena i Westbrooka zdrowych, w „zdrowej”serii play-off. Jeśli mają odpaść w pierwszej rundzie, to niech odpadają, ale niech zagrają w pełnym składzie, po walce.

Los Angeles Lakers. Jeśli marzą o mistrzowskim tytule, a przecież tak jest, to życzę im mądrego ruchu transferowego. Mądrego, czyli nie po Zacha LaVine’a. Mam wrażenie, że są o jednego regularnie punktującego gracza od bycia prawdziwym contenderem. Chyba, że Austin Reaves miałby być tym „nim”. No i oczywiście zdrowia dla 39-letniego (!) LeBrona i o blisko dekadę młodszego Davisa. Z nimi w składzie, Lakers nie są bez szans w serii przeciwko komukolwiek, ale oczekiwanie, że na plecach starego LeBrona i nie zawsze zdrowego A.D. da się przejść cztery rundy, a tyle trzeba do tytułu, może być oczekiwaniem naiwnym i mało realnym. Nie niemożliwym, ale mało realnym.

Memphis Grizzlies. Żeby pozaboiskowe problemy Ja Moranta były już historią. Jego powrót po zawieszeniu pokazał dobitnie, że jest wyjątkowej klasy talentem, którego obecność wynosi tę drużynę o kilka klas. Jasne, tam nadal trzeba wzmocnień, by marzyć o tytule. Ale z nim grającym na takim poziomie, skupionym na koszykówce, tej organizacji odpada jeden, ogromny problem, z którym borykają się wszyscy w tej lidze – poszukiwania twarzy drużyny, z którym idzie się wygrywać, są zakończone. Grizzlies trafili w drafcie i wokół tego mogą budować. To znaczy wszystko dla małych rynków, jakim jest Memphis.

Miami Heat. Wynalezienia czasowstrzymywacza dla Jimmy’ego Butlera. Jest o pięć lat młodszy od LeBrona. Czy Jimmy może tak dobrze, tak powoli i tak godnie starzeć się jak James? Życzę mu tego, ale wydaje mi się, że mimo wszystko, nie da rady. Fajnie byłoby gdyby swoją karierę ukoronował tytułem w Miami. Wiem, że sport bywa niesprawiedliwy, tak jak samo życie, ale tego typu graczy powinna spotykać ostateczna nagroda za to kim są, kim byli, gdy grali.

Milwaukee Bucks. Żeby Giannisowi nigdy nie znudziło się granie w Milwaukee. Nie chodzi mi ani o samego Giannisa, ani o samo Milwaukee. Fajnie, gdy ze sportu można czerpać wartości, które wykraczają poza sam sport. Lojalność jest jedną z takich wartości.

Minnesota Timberwolves. Jest taki mem, w którym kot siedzi przed monitorami, być może w jakiejś elektrowni, i mówi „Andrzej, to pierd…lnie”. Fajnie by było, jakby w Minnesocie jednak nie „pierd..lnęło”. Chodzi o finanse. Gdy rok temu grali słabo, wyglądało to na konieczność. Teraz, gdy są dobrzy, jest to dla nich jak wiszący nad ich głowami miecz Damoklesa. Za rok wejdą w życie nowe umowy Edwardsa i McDanielsa, do już obowiązujących umów Townsa i Goberta. Dla średniego rynku, jakim jest Minnesota, będzie to praktycznie niemożliwe do dźwignięcia. A szkoda, bo fajnie byłoby pooglądać ten projekt dłużej, niż rok-dwa.

New Orleans Pelicans. Dotarcia do głowy Ziona Williamsona. Żal patrzeć, jak marnuje swoje talenty, zamknięte w źle utrzymywanym ciele.

New York Knicks. Życzę im, żeby pan Dolan nie stracił cierpliwości i nie zlecił wymiany „na już” za dziada nadal z nazwiskiem, ale już bez zdrowia. Historia tego klubu widziała już takie rzeczy. Pozdrawiają przy tej okazji Penny Hardaway, Tracy McGrady, Steve Francis, Jerome James i Antonio McDyess. Bardzo knicksowym ruchem byłoby pójście teraz po jakiegoś Zacha LaVine’a.

Oklahoma Thunder. Z jednej strony fajnie byłoby zobaczyć jak robią duży ruch „na teraz”. Z drugiej jednak, szkoda byłoby nieumiejętnie przyspieszać ten proces, który rośnie na naszych oczach. Życzę im zatem roztropności w podejmowaniu decyzji. Może za 2-3 lata uda im się zrobić coś, co nie udało im się dekadę temu.

Orlando Magic. Fajnie, że alfabet ułożył Magic obok Thunder. Ekipie z Florydy życzę tego samego. Młody skład Magic gra dużo lepiej, niż można było się spodziewać. Rzecz teraz w tym, żeby za bardzo nie szaleć, tylko dalej mądrze budować.

Philadelphia 76ers. Żeby Embiid w końcu przystąpił do play-offów zdrowy. A to twarz, a to kolano, a to cholera wie co. I zawsze znak zapytania po wszystkim – co by było, jakby Embiid był zdrowy? Dowiedzmy się w końcu, jak to jest, jak Embiid jest zdrowy w postseason.

Phoenix Suns. Też tylko zdrowia. Durant, Booker i Beal wolni od urazów, to będzie ofensywny potwór. Nie wiem czy starczy im to do wygrania wszystkiego, ale na pewno starczy im na wiele.

Portland Trail Blazers. Powodzenia w drafcie. I żeby Scoot Henderson okazał się być przynajmniej All-Starem. Bo jeśli nie, to proces odbudowy przeciągnie się o kolejne lata.

Sacramento Kings. Konsekwencji w podejmowaniu profesjonalnych decyzji. Domeną tej organizacji, przez grubo ponad dekadę, było gorączkowe, maniakalne wręcz, niejednokrotnie nielogiczne, działanie „na już”. Od dwóch lat Kings praktycznie nie popełniają błędów. Dla dobra tej organizacji i jej fanów byłoby, żeby był to ich nowy standard.

San Antonio Spurs. Żeby fani Spurs, po tamtej stronie oceanu, odczepili się od Sochana i przestali go winić za to, że Wembanyama nie jest z miejsca w NBA tym, czym wydawało im się, że od razu będzie. To nie jest naszego Jeremiego wina! No i dalszego rozwoju naszego rodaka!

Toronto Raptors. Wymienić Siakama i O.G. Anunoby’ego za coś ciekawego, zacząć budować drużynę wokół Scottie’ego Barnesa. Podejmować decyzje mając z tyłu głowy pytanie czy jest to dobry ruch dla rozwoju i dopasowania dla Barnesa. Ta drużyna, w tym składzie, od dwóch lat nigdzie nie idzie. Czas spojrzeć prawdzie w oczy.

Utah Jazz. Powiem trochę egoistycznie – transferu z udziałem Lauri’ego Markkanena, żeby było o czym mówić i pisać.

Washington Wizards. Powiem szczerze, nie wiem czego im życzyć. Korzystając więc z okazji życzę Wam, drodzy czytelnicy, szczęścia i zdrowia w 2024 roku!


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

1 comment on “Noworoczne życzenia dla drużyn NBA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.