Parę słów o przejściu DMC do Warriors

Golden State Warriors byli wczoraj faworytami do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Potem pozyskali z wolnego rynku DeMarcusa Cousinsa i…. nadal nimi są. Faworytami. Czy mają teraz jeszcze bliżej, jeszcze łatwiej, by czwarty raz w ciągu pięciu lat sięgnąć po tytuł? Zdziwisz się, jak powiem Ci, że nie?

Pisząc, że nie mają bliżej, nie stawiam tezy, że mają dalej, ale po kolei…

 

Jak doszło do pozyskania kolejnego gracza formatu All-Star?

27-letni DeMarcus Cousins, czterokrotny All-Star, Mistrz Świata z 2014 roku i Mistrz Olimpijski z 2016, pod koniec stycznia tego roku zerwał ścięgno Achillesa lewej nogi. Dokładnie 31 stycznia przeszedł operację i zaczął trudny proces rehabilitacji. Trudny, bo historia, statystyki i biologia, są przeciwko niemu. Medycyna sportowa poczyniła kosmiczny krok do przodu w porównaniu z minionymi dekadami. Dziś wraca się do pełnej sprawności po urazach, które kiedyś były wyrokiem dla zawodowego sportowca. Zerwane ścięgno Achillesa, największe ścięgno w ludzkim ciele, to jednak wciąż inna bajka.

DMC, do czasu kontuzji, zaliczał bardzo dobry sezon w Pelicans, szczególnie w ostatnich tygodniach przed urazem, jego współpraca z Anthony’m Davisem zaczęła wyglądać niemal wzorowo. Pels po stracie swojego All-Stara nie zwolnili tempa. Ba, „test oka” i statystyki wskazywały, że bez niego byli po prostu lepsi. Bez większych problemów weszli do play-offs, gdzie w niespodziewanie szybkiej, czteromeczowej serii, wysłali na wakacje Blazers Lillarda i McColluma. W kolejnej urwali jeden mecz mistrzom NBA, czyli zrobili coś, czego nie udało się Cavs w Finałach. Nic więc dziwnego w tym, że Pelicans nie palili się do zakontraktowania na lata, na mocy tłustego kontraktu, kontuzjowanego zawodnika, którego finansowe wymagania pozostawały cały czas duże. Pierwotnie, jeszcze w trakcie sezonu, mówiło się o pełnym max dealu czyli w jego przypadku pięcioletniej umowie za $175 mln. Świat jednak szybko się opamiętał. Achilles, znaki zapytania, wartość dla drużyny. Poczekajmy. Ostudźmy głowy. Zbadajmy rynek. Źródła donoszą, że Pelicans byli skłonni zaproponować Cousinsowi dwuletnią umowę (1+1) w przedziale od 10 do 15-16 mln za rok. Byli skłonni, ale nie zdesperowani, by to zrobić. Rynek zaczął się zmniejszać dla Boogie’ego i jego agenta. Łączeni z nim Mavs pozyskali DeAndre Jordana, na mocy umowy, która nie zostawiała w budżecie klubu dodatkowych pieniędzy, których DMC szukał. Lakers pozyskali LeBrona oraz dokonali kilku innych ruchów, które ostatecznie zostawiły w ich kasie zbyt mało wolnych środków, by konkurować o DMC. Nagle Julius Randle związał się z Pelikanami. Cousinsowi skończyły się opcje. Teoretycznie mógł odejść do jakichś Bulls czy Hawks, którzy mają pieniądze, którzy będą tankować, gdzie mógłby postawić sam na siebie i odbudować zdrowie i, co by nie mówić, reputację. Ale tylko teoretycznie, bo prawda jest taka, że prawie nikt go nie chciał. Miał na stole parę rocznych ofert za 8-9 mln ze średnich klubów. Wybrał Warriors na mocy rocznego kontraktu wartego $5.3 mln. Ostatecznie nie zostawił więc na stole aż tak wiele a dał sobie szansę na walkę o mistrzowski tytuł w drużynie, w której nawet gdyby był w 100% zdrowy, mógłby być dopiero czwartą opcją w ataku.

 

NBA nie staje na głowie. Adam Silver nie musi interweniować

To nie był kolejny tajny plan Warriors, jak wtedy w 2016 roku z KD. To okoliczności pchnęły obie strony ku sobie. Źródła donoszą, że DMC nakazał swojemu agentowi dzwonić po klubach i oferować jego usługi. Jeden z takich telefonów odebrali ludzie z Golden State. Chwilę się zastanowili i pomyśleli why not? To nie był ruch planowany od miesięcy, głęboko analizowany wcześniej przez tych gości z laptopami, w za małych garniturach, w eleganckich okularach z bardzo grubymi oprawkami. To był moment, okazja, decyzja. NBA nie staje na głowie. Adam Silver nie musi interweniować. Projekt pod nazwą „DeMarcus w Warriors” to roczna przygoda, nie kolejny filar dynastii budowanej na lata. W świetle przepisów NBA, zawodnik na rocznym kontrakcie, bez praw Birda, w kolejnym roku może podpisać ze swoim klubem umowę o wartości 120% tej pierwszej. W tym przypadku będzie to więc tylko $6 mln z kawałkiem. Zakładając, że DMC wróci w Warriors do jakiegoś poziomu zdrowia, jego pozostanie w Oakland, w sferze czysto finansowej, będzie zwyczajnie niemożliwe. No chyba, że w wieku 28 lat będzie chciał grać za $6 mln rocznie. Tego nie wiem, ale brzmi to mało realnie. Zatem jeszcze raz – Cousins w Warriors to roczna próba, nie coś, co będzie trwać przez wiele sezonów.

 

Zdrowie

Zapomnijcie o 25 punktach 12 zbiórkach, 5 asystach oraz ponad 1.5 bloku i przechwytu czyli czymś, co Boogie dostarczał statystycznie co wieczór przed kontuzją. Boogie nie będzie zdrowy w tym sezonie. Powtarzam – Boogie nie będzie zdrowy w tym sezonie! Sam twierdzi, że celuje z powrotem w training camp, ale ci, którzy na kontuzjach i rehabilitacjach się znają, wiedzą, że istnieje bardzo realny scenariusz, w którym Cousins, z limitem minut w meczach, wraca do gry dopiero w okolicach grudnia. Wrócić do zdrowia i wrócić do formy, to dwa różne powroty. Nie mam wątpliwości, że DMC ostatecznie doprowadzi swoje ciało do takiego poziomu, który pozwoli mu znów funkcjonować w NBA. Nie postawiłbym jednak pieniędzy na to, że będzie to poziom All-Star. Już na pewno nie w pierwszym roku po kontuzji i operacji. Nie patrzcie na Cousinsa jak na kolejnego All-Stara, który bezczelnie dołączył do Warriors. Patrzcie na niego, jak na człowieka, który wraca do zdrowia po prawdopodobnie najgorszej sportowej kontuzji, który będzie grał z limitem minut, który będzie opuszczał mecze w back-to-back. Sukcesem będzie dla niego robienie 50% liczb sprzed roku.

 

Aspekt sportowy

Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której Boogie dostaje piłkę tyłem do kosza i w gąszczu słabszych od niego ciał P.J. Tuckera czy Clinta Capeli, dostaje się pod kosz i pomaga Warriors wygrać game 7 z Rockets. Jestem w stanie to sobie wyobrazić. Już sama obecność jego silnego i wielkiego ciała może pomóc Warriors z ich bolączką – zbiórkami. Po nich jego mocne i precyzyjne podania, mogą uruchamiać zabójcze kontry Warriors. Może to dać nową jakość w ich grze. Wysoki, który lubi i potrafi ukąsić za trzy punkty. Wysoki, który przynosi do stołu pięć asyst. To może być coś. Ale to coś ma w sobie zbyt wiele znaków zapytania, by brać to za pewnik, by już teraz bić na alarm i gasić światła sezonu, który jeszcze się nie zaczął. Warrios, z DMC czy bez, będą faworytem wyścigu a ryzyko, jakie biorą na siebie, może w ogólnym rozrachunku się nie opłacić. Bo przecież do składu, który momentami ocierał się o perfekcję na obu końcach parkietu, dokładasz element, którego de facto nigdy nie potrzebowałeś, by za rok obronić tytuł.  

DMC to nie Zaza, który wejdzie postawić zasłonę, da sześć fauli i zejdzie, lub przesiedzi 15 kolejnych meczów na ławce, bez słowa, jakby nigdy nic. To nie McGee, który złapie dwa loby, zablokuje, zbierze i będzie cieszyć się z dobrego występu do końca meczu. Gracze z półki Boogie’ego, mimo kontuzji i niesprzyjających okoliczności, rzadko godzą się ze zmarginalizowanymi rolami. A ta, taka będzie, z przyczyn, o których piszę wyżej. DMC gra o tytuł, ale gra też o swój przyszły kontrakt. Nie chciałbym dać uciąć sobie dłoni za to, co jest dla niego ważniejsze na tym etapie jego życia i kariery.

Warriors bronią! Indywidualnie, ale przede wszystkim drużynowo, jako monolit. Zachwycamy się ich atakiem, ale to obrona jest ich tożsamością. Jeśli jeden tryb tej maszyny będzie zawodzić, zawodzić będzie cała maszyna. Jeśli oglądaliście mecze Pels w minionym sezonie, to na pewno pamiętacie brzydkie obrazki, w których czterech graczy Nowego Orleanu jest ustawionych w obronie, a nieobjęty ujęciem kamery Boogie lekkim truchtem, niewzruszony, wraca na swoją połowę albo dyskutuje z sędzią. Jedną z wizytówek defensywy Warriors są switche wszystkich i wszystkiego. DMC? Według statystyk, w minionym sezonie, Boogie switchował na 46 zasłonach. To zaledwie 2.7% wszystkich zasłon, jakich bronił. Dla przykładu, odsetek wolnego na nogach Zazy, sięgnął 13% w takich sytuacjach. Trzeba dodać do tego, że Boogie, nawet jeśli będzie chciał, to fizycznie, tak po prostu, nie będzie w stanie być lepszy w obronie, niż rok temu. Zapytajcie Wesley’a Matthewsa, który przed zerwaniem ścięgna Achillesa, był w Portland jednym z najlepszych w lidze obrońców 1 na1. Teraz, w Dallas, miewa dobre mecze, ale wyraźnie brakuje mu już tej charakterystycznej kiedyś eksplozywności, która pomagała mu błyskawicznie zmieniać kierunek za graczem, który go atakował. DMC może stać się dziurą w obronie Warriors, którą będzie trzeba chować, którą w pierwszej kolejności atakować będą rywale. To może nie wyglądać dobrze.

 

Na koniec

Alarm internetu, że Warriors niszczą ligę, zaburzają zdrowy balans, jest w tym przypadku mocno przesadzony. Warriors, owszem zaburzyli ten balans, ale nie teraz, tylko w 2016 roku, kiedy to ekipa, która wygrała 73 mecze i była o kilka posiadań od tytułu, ściągnęła do siebie drugiego najlepszego gracza w NBA, z dużym miejscem na poprawę swojej gry i wyniesienia jej na jeszcze wyższy poziom. A teraz? Teraz nic się nie dzieje. Warriors byli wielkim faworytem do mistrzostwa w 2019 roku i nadal nim są. Ani bliżej, ani dalej. Pozyskując Cousinsa, w aspekcie sportowym, dostają człowieka, którego najlepsze cechy wcale nie muszą sprawiać, że Warriors stają się lepsi. Mogą, ale nie muszą. A mówimy o najlepszych cechach, które najpewniej w ogóle nie zafunkcjonują w nadchodzącym sezonie. DMC nie oszuka biologii i czasu. Póki co, Warriors zakontraktowali koszulkę z napisem Cousins, a nie faktycznego czterokrotnego All-Stara. Nic się nie dzieje moi mili.

Aha, byliście w sporym błędzie, jeśli myśleliście, że opuszczę taką okazję, żeby przypomnieć, że latem 2014 w Hiszpanii, kumałem się Cousinsem. Proszę TUTAJ


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.