Los Angeles Clippers i Paul George porozumieli się w sprawie czteroletniego przedłużenia kontraktu. Wartość samego przedłużenia wynosi $190 mln. Łącznie z pieniędzmi za rozgrywki 2020-21, 30-letni George zarobi $226 mln w ciągu najbliższych pięciu lat.
P.G. miał opcję gracza na sezon 2021-22 o wartości $37.8 mln. Ta wartość przestaje obowiązywać. Zastąpi ją nowa suma – $39.3 mln. W kolejnych latach wyglądać będzie to tak: $42.4 mln w sezonie 2022-23, $45.6 mln w 2023-24 oraz $48.7 mln w 2024-25. Liczby te w rzeczywistości mogą być nieco inne. Wszystko zależeć będzie od tego, jak zmieniać się będzie wysokość progu salary cap. Wartość ta sprzężona jest z ogólną kondycją ligi. Generalnie, George jest uprawniony do zarabiania 35% salary swojej drużyny.
Licząc z kontraktem podpisanym jeszcze w Oklahomie w roku 2018, P.G. za siedem lat gry zarobi łącznie $290 mln.
George grał w tamtym sezonie na poziomie 21.5 punktu, 5.7 zbiórki, 3.9 asysty oraz 1.4 przechwytu.
Mój komentarz: Clippers za dużo oddali za George’a, żeby ryzykować jego ewentualne odejście. To jest ruch, który obarczony jest ryzykiem, ale przecież ryzykiem obarczone było też samo jego sprowadzenie do Clippers. Więc jeśli organizacja nadal wierzy, że na barkach George’a i Leonarda da się zdobyć tytuł, to ten projekt musi trwać nieco dłużej, niż tylko sezon czy dwa. Ale jest to też ruch stabilizujący sytuację w klubie. Fakt, że ich dwie gwiazdy już za siedem miesięcy od teraz mogłyby wejść na wolny rynek, byłby zbyt dużym rozpraszaczem, zbyt tanią pożywką dla mediów, a taka sytuacja nigdy nie jest pożądana w żadnym klubie.
Paul George jest wart maksymalnego kontraktu. Czy jest materiałem na pierwszą, czy ewentualnie drugą opcję w mistrzowskiej drużynie, jest tematem na osobne rozważanie. Przypominam przy tej okazji o czymś, o czym pisałem już kilka razy. Na maksymalne kontrakty, w sferze czysto finansowej, trzeba patrzeć w taki sposób – każda drużyna NBA, w myśl obowiązujących przepisów, może mieć dwa maksymalne kontrakty bez żadnej kreatywnej ekonomii. Oznacza to, że w jednym momencie w NBA po parkietach może biegać 60 zawodników grających na mocy maksymalnych umów. Czy George jest graczem top 60 ligi? Owszem, jest. I tu zamyka się kwestia, czy tych pieniędzy jest wart.
A tak sportowo i charakterologicznie? A to już całkiem inna, bardzo ciekawa kwestia. P.G. zaliczył bardzo słabe play-offy, których symbolem, jak dla mnie był rzut w kant tablicy, w siódmym meczu serii z Nuggets. Zresztą, nie była to pierwsza seria, nie były to pierwsze play-offy, kiedy „Play-off P” nie dojechał. Czy można wyciągać z tego jakąś prawidłowość. Moim zdaniem można. Po dekadzie w NBA już chyba można. Moim zdaniem George nie jest liderem. Takim prawdziwym liderem, który potrafi zjednać sobie szatnię, który potrafi chwycić kolegów za mordy, gdy sytuacja tego wymaga. Ale nie musi to być aż tak wielki problem w Clippers. To znaczy może to być problem, jeśli okaże się, że mimo dwóch MVP Finałów, paradoksalnie nie jest nim także Kawhi. Ten miał w San Antonio wielkie charaktery w osobach Duncana, Ginobili’ego i Pakera, a w Toronto Lowry’ego i Gasola. Nie mam cienia wątpliwości, że patrząc wyłącznie przez pryzmat parkietu, z Leonardem można iść na walkę o tytuł. Ale kiedy dana seria sprowadza się do małych detali, kiedy o wygranej decydują niuanse, nie wiem, czy obaj liderzy Clippers mają to w sobie, żeby pociągnąć całą ekipę.
Tu jest niechlubna próbka z kariery Georga w meczach play-off, po których jego drużyny odpadały z rywalizacji:
2011: 7 punktów, 2 zbiórki, 2/8 z gry.
2012: 11 punktów, 2 asysty w 44 minuty, 4/10 z gry.
2013: 7 punktów, 4 asysty w 34 minuty, 2/9 z gry.
2017: 15 punktów, 5/21 z gry.
2018: 5 punktów w 45 minut, 2/16 gry.
2020: 10 punktów, 4/16 z gry.
Ale napisawszy to wszystko, pamiętam też, że P.G. miewał również znakomite mecze w play-offach. W latach 2013-14 grał ze swoimi Pacers jak równy z równym z LeBronem i jego Heat.
Pamiętam też, że w rozgrywkach 2018-19, George jeszcze w barwach Thunder, był trzeci w głosowaniu na MVP sezonu, trzeci w głosowaniu na najlepszego obrońcę, znalazł się w All-NBA 1st Team oraz All-Defensive First Team. A to była wielka rzecz. Więc nawet jeśli charakterologicznie nie jest w stanie być liderem, za którym drużyna pójdzie ogień play-offów, to samym poziomem talentu, atletyzmem, wszechstronnością jest w stanie być przynajmniej mocną dwójką w drużynie z mistrzowskimi aspiracjami.
Podsumowując – jak dla mnie, jest to ruch Clippers, który biznesowo broni się ze wszystkich stron. Ta organizacja chce wejść do grona poważnych marek w zawodowym sporcie. A do tego, poza sukcesami, potrzeba stabilizacji. Jeśli Clippers zdobędą tytuł z George’em w składzie, to już w ogóle nie będzie o czym rozmawiać. Mistrzostwo nie ma swojej ceny. Mam kilka wątpliwości i znaków zapytania, ale niczego lepszego Clippers nie mogli wymyślić w tych okolicznościach. Mam na myśli realne scenariusze.
ciekawa analiza