Play-In 2023 czas zacząć!

Dziś w nocy rusza Play-In Tournament, czyli mini turniej, który odbędzie się już po raz czwarty. Format wymyślony w czasie „pandemicznego” sezonu 2019-20 by dodać trochę emocji oraz meczów do mocno okrojonych rozgrywek, stał się wydarzeniem, bez którego ciężko jest już wyobrazić sobie rozgrywki NBA.

Na początku z wielu stron krytykowany. Nawet sam LeBron James powiedział swego czasu, że ten kto wymyślił play-in, powinien zostać zwolniony. Stosunek do tego formatu mocno zmienił się jednak przez te trzy lata. Ba, sam LeBron już raz był jego beneficjentem, gdy w 2021 roku Lakers pokonali Warriors i utrzymali swoje siódme miejsce na Zachodzie. Dzisiejszej nocy może być podobnie. Po mocnej końcówce w rundzie zasadniczej, LeBron i koledzy zajęli ostatecznie siódme miejsce. O prawo gry w tegorocznych play-offach stoczą walkę z ósmą Minnesotą Timberwolves, która przeżywa swoje dramaty (w meczu nie wezmą udziału Rudy Gobert zawieszony za uderzenie Kyle’a Andersona, oraz Jaden McDaniel, który w przypływie złości uderzył prawą dłonią w ścianę i ją złamał. Dłoń, nie ścianę).

Ten, kto wymyślił play-in pracy na pewno nie straci. Turniej, choć z krótką historią, zakorzenił się już w kalendarzu NBA. Dzięki niemu zmieniło się trochę podejście do sezonu regularnego. Przede wszystkim jest o co grać. Gwarantowane miejsce w play-offach ma po sześć, a nie osiem ekip. Można odnieść wrażenie, że „tankowanie” przestało być boleśnie brzydkie. Przynajmniej w ogólnej skali. Drużyny z miejsc 9-13, które do tej pory, od mniej więcej lutego, rozpoczynały delikatne badanie sytuacji, czy nie rozpocząć wyhamowywania i kontrolowanego spadania w dół tabeli, teraz mają poczucie, że nadal o coś grają. Dla niektórych z nich jest to tylko iluzoryczne odczucie, dla GMów niektórych drużyn, jest to dobry argument za utrzymaniem pracy. Historia ostatnich trade deadline’ów pokazuje, że jest więcej drużyn chętnych kupować, czyli się wzmacniać, niż w latach wcześniejszych, przed istnieniem play-inu.

Dla nas kibiców i ludzi zajmujących się ligą, play-in jest dobrym tematem pod dyskusję oraz okazją do obejrzenia meczów o dużą stawkę. Chyba już nikt nie kwestionuje zasadności istnienia tego turnieju. Owszem, można mówić tu o szeroko rozumianej sprawiedliwości, gdy dobre drużyny z miejsc 7-8, po rozegraniu 82 meczów, kolejny raz muszą coś komuś udowodnić, a o awansie, lub jego braku, decyduje już tylko jeden (lub dwa) mecz. Ale kontrargumentem będzie tu zdanie „walcz cały sezon, załap się do top 6, unikniesz play-inu.” Czy nie o to od lat walczą swoimi narracjami amerykańskie media i kibice? O więcej ważnych meczów, o nieodpuszczanie sezonu regularnego.

Pierwszy play-in w bańce na Florydzie był prosty. „Ósemki” obu konferencji starły się z „dziewiątkami”. Wtedy byli to odpowiednio Portland Trail Blazers i Memphis Grizzlies na zachodzie oraz Orlando Magic i Washington Wizards na wchodzie. By być dokładnym, to mecz tej drugiej pary w ogóle się nie odbył. Do postseason zakwalifikowali się Magic, ponieważ ich przewaga nad Wizards wynosiła 7 i pół meczu, a wtedy był to pułap, który zwalniał z konieczności grania meczu. Z kolei Blazers pokonali Grizzlies 126:122 po pasjonującym starciu, niejako dając stempel jakości nowemu formatowi.

Jak to wygląda w szczegółach teraz?
Dokonano pewnych usprawnień. Po sześć najlepszych drużyn z obu konferencji zapewnia sobie udział w play-offach. To się nie zmieniło. Zmieniło się to, że drużyny z miejsc 7-10 walczą o pozostałe dwa miejsca. Drużyny z miejsc 11-15 wezmą udział w loterii draftu. Parę dni później dołączą do nich cztery drużyny, którym nie poszło w play-inie.
„Siódemki” grają przed własną publicznością z „ósemkami”, a „dziewiątki”, również u siebie, podejmują „dziesiątki”. Stawką pierwszego starcia jest siódme miejsce w konferencji. Stawką drugiego jest prawo gry, trzeba to podkreślić, o ósme miejsce. Wygranie pojedynku 9 z 10 jeszcze nie gwarantuje udziału w play-offach. Do tego trzeba pokonać jeszcze przegranego z pary 7 i 8.

Ekipy z siódmych miejsc muszą wygrać tylko raz, żeby zapewnić sobie udział w play-offach. Jeśli im się nie uda w pierwszej próbie, będą mieć drugą (z wygranym pary 9 i 10). Jednego meczu potrzebują „dziesiątki”, by wyeliminować „dziewiątki” i na odwrót. Skomplikowane? Jeśli tak, oto przykład z zeszłego roku:
Brooklyn Nets, jako „siódemka” pokonali ósmych Cleveland Cavaliers i zapewnili sobie siódme miejsce przed play-offami.

Z kolei Hawks (9) pokonali Hornets (10). W nagrodę za to, ekipa z Atlanty zagrała o ósme miejsce z Cavs, którzy nie dali rady Nets w pierwszym starciu. Jastrzębie wygrały również i to spotkanie i to one zapewniły sobie ósme, ostatnie miejsce na wschodzie.

W tym roku zetrą się:
– Miami Heat (7) z Atlantą Hawks (8). Na wygranych w tej parze czekać będą Boston Celtics (2).
– Toronto Raptors (9) z Chicago Bulls (10). Na wygranych w tej parze (oraz w starciu z przegranym pary 7/8) czekać będą Milwaukee Bucks (1).
– Los Angeles Lakers (7) z Minnesotą Timberwolves (8). Na wygranych w tej parze czekać będą Memphis Grizzlies (2).
– New Orleans Pelicans (9) z Oklahomą Thunder (10). Na wygranych w tej parze (oraz w starciu z przegranym pary 7/8) czekać będą Denver Nuggets (2).

Play-in jest turniejem, który jednocześnie istnieje i ma się dobrze, a z drugiej strony wcale go nie ma. Uwielbiająca statystyki NBA nigdzie nie uwzględnia zdobyczy z meczów granych w ramach play-in.

Dziś w nocy zagrają ze sobą Heat i Hawks (godz. 1:30) oraz Lakers i Wolves (godz. 4:00). Jutro (godz. 1:00) Raptors z Bulls oraz Pelicans z Thunder (godz. 3:30). Kursy na te i inne spotkania NBA znajdziecie TUTAJ.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.