Pogadaliśmy: Nagrody za pierwszą połowę sezonu. CZ.2

To jest druga część naszych
analiz. Wspólnie z
Bartkiem (Magazyn MVP, blog Wszystkie Barwy Sportu), Tomkiem (Kopalnia Inspiracji, kanał YouTube Startu Lublin), Robertem (TVP), Michałem (MVP), Michałem (MVP) i Tomkiem (Mercy Mercy Jerome Kersey) na warsztat bierzemy tym razem najlepszego rezerwowego, Trenera Roku, największe pozytywne zaskoczenie sezonu oraz największe rozczarowanie.

5. Najlepszy Rezerwowy.
Bartek Berbeć: Według mnie najmniej oczywista i wykrystalizowana kategoria w tym punkcie sezonu, ale mojego oko przykuło dwóch zawodników Denver Nuggets – Will „The Thrill” Barton oraz Nikola Jokić. Ten pierwszy to utalentowany ofensywnie swingman, który ma przełomowy sezon – przebojem wdarł się do rotacji „Bryłek”. Wyróżnia go doskonały wyskok (chciałbym obejrzeć go w konkursie wsadów) i dość pewny rzut za trzy. Ten drugi jest debiutantem, który zaskakuje wachlarzem zagrań w ataku, bardzo dobrą jak na centra pracą nóg, świetnymi podaniami i efektywnością. Nie potrafię wybrać pomiędzy nimi dwoma.

Tomek Biaduń: Przed sezonem stawiałem w ciemno na Isaiah Thomasa. I bym się nie pomylił, gdyby nie fakt, że Thomas okazał się zbyt dobry, by wchodzić z ławki. Dlatego tutaj moje wyróżnienie wędruje do Willa Bartona. Barton to zresztą będzie nie tylko kandydat do nagrody na najlepszego rezerwowego, ale też w kategorii MIP. Kibicuję mu, bo lubię historie odległych picków z drugiej rundy szybko pnących się w górę.

Michał Górny: Will Burton Pewnie nie wygra bo Denver Nuggets nie będą nawet na plusie w tym sezonie i pewnie w marcu/kwietniu będziemy rozmawiali czy Manu dostanie tą nagrodę po raz drugi w swojej karierze czy jednak MVP Finałów 2015 Andre Iguodala. Tymczasem Will Burton, który nie grzeszy fizycznością LeBrona Jamesa, rozegrał blisko 1300 minut (29 na mecz) w NBA notując średnio po 15.4 punktu i 6.1 zbiórki na mecz. Denver oddając Arrona Afflalo pozyskali z Portland kolejny element układanki p.t. „przebudowa”. I wydaje się to być „dobry element”.

Robert El Gendy: Ryan Anderson. Pewnie gdyby nie miał w składzie faceta o jednej brwi, grałby w pierwszej piątce. Ale wychodząc z ławki też świetnie sobie radzi. Ryan zdobywa ponad 17 punków w każdym meczu, a tak nie rzuca żaden inny zmiennik. Jest dobrym i przy tym wysokim strzelcem. Poza tym fajny i skromny gość. Kilka lat temu dał się poznać w Polsce na Gortat Camp.

Michał Kajzerek: Andre Iguodala. W Oakland nie mogli prosić Iggy’ego o większe poświęcenie. Ciągle jest niezastąpiony jako pierwsza opcja z ławki rezerwowych po obu stronach parkietu. Należy do gatunku graczy, których trenerzy lubią mieć w swoich zespołach bez względu na system.

Tomek Kostrzewa: Will Barton. Lider ligi pod względem ilości meczów zaczętych na ławce i zakończonych z przynajmniej 20 punktami. W gronie 20 zawodników notujących średnie na poziomie ponad 15 punktów, ponad 6 zbiórek i ponad 2 asyst jest jedynym, który nie występuje regularnie w pierwszej piątce. Dwa mecze z linijką 20/10/6 – więcej mieli ich tylko Draymond Green, Russell Westbrook, Carmelo Anthony, DeMarcus Cousins, Stephen Curry i James Harden.
Dobrym typem do Sixth Man Of The Year byłby też Ryan Anderson, ale zły sezon Pelicans i plotki transferowe wokół Ryno pozbawiają tej kandydatury nośności…

Karol Śliwa: Andre Iguodala lub Will Barton. Pierwszy prowadzi 2nd unit obrońców tytułu. Jest nadal klasowym obrońcą, ciągle groźny w kontrze, skrajnie oddany drużynie. Drugi tryska energią z ławki i jest fajną historią tego sezonu. Oczywiście nie można zapominać o starych wyjadaczach w tej klasyfikacji – Manu Ginobili i Jamal Crawford też będą liczyć się w tym wyścigu. 
 
6. Trener Roku.

Bartek: Człowiek, który debiutuje na ławce trenerskiej w tym roku. Człowiek, który jeszcze 6 lat temu zdobywał mistrzostwo NBA. Człowiek, którzy przejął najbardziej rewolucyjny i rock-and-rollowy zespół w historii ligi i nie tylko sprostał temu trudnemu wyzwaniu, ale z miejsca stał się autorytetem dla młodych gwiazd. Człowiek, który dostrzegł potencjał swoich graczy i zamiast mieszać mocno w stylu ich gry, wolał stać z boku. Człowiek, który właśnie ustępuje miejsca Steve’owi Kerrowi. Luke Walton, bezsprzecznie.

Tomek B.: Luke Walton! Nie ma w sporcie czegoś takiego, jak „samograj”. Po prostu nie ma. Możesz mieć drużynę złożoną z samych gwiazd, ale wierzę w prawdziwość powiedzenia, że stado lwów jest bezsilne, jeśli jest dowodzone przez barana. Warriors grają lepiej niż rok temu, co wydawało się być niemożliwe. Myślałem, że po mistrzostwie spuszczą z tonu, skupiając się na play-offach. Jak zaliczyli historyczny run na starcie rozgrywek, mówiłem sobie „OK, są w gazie, minie”. Ale teraz to już nie wiem, co mam myśleć, nie wiem, jak mam to tłumaczyć. Wiem za to, że to w dużej mierze zasługa Waltona. Przeciętnego koszykarza, ale faceta o niespotykanie wysokim koszykarskim IQ, które teraz właśnie daje namacalne efekty. Walton jak mało kto w tej lidze czyta tę grę.

Michał G.: Greg Popovich. Gdyby to Steve Kerr był na ławce GSW bez wątpienia miałbym wątpliwości kogo obdarować tą nagrodą. Luke Walton jako zastępca prezentował się świetnie jednak nie mam pewności czy nie była to kwestia sterowania z tylnego siedzenia. Dlatego po raz tysięczny w tego typu sondach oddaję głos na chodzącą legendę. W końcu Popovich jest jedynym „kryptonitem” dla GSW.

Robert: Luke Walton. Na półmetku rozgrywek moim kandydatem jest Luke Walton. Steve Kerr, który jest pierwszym trenerem GSW przez kłopoty zdrowotne nie był z zespołem od początku sezonu. To zawsze trudna sytuacja, ale nie dla obrońców tytułu, którzy jakby nic sobie z tego nie robili i śrubowali kolejne rekordy. Na pewno Kerr trzymał rękę na pulsie ale podczas spotkań reagować musiał Luke, od którego mimo młodego wieku biło opanowanie i wyczucie.

Michał K.: Gregg Popovich. Myślę, że miał w trakcie off-season znacznie trudniejsze zadanie niż mogło się wydawać. Wkomponowanie w system LaMarcusa Aldridge’a i zbudowanie mu warunków do rozwijana własnej gry było sporym wyzwaniem. LMA bywa kapryśnym graczem, często wymaga specjalnego traktowania. Popovichowi udało się utrzymać jego satysfakcje na wysokim poziomie i jednocześnie kontynuować grę drużyny na tych samych zasadach, co dotychczas.

Tomek: Gregg Popovich. Bo szybciej niż myśleliśmy poukładał przemeblowany skład. Ewentualnie Luke Walton, ale pod warunkiem, że nagroda nie pójdzie na konto Steve’a Kerra.

Karol: Gregg Popovich. Żongluje składem lepiej niż nożami żongluje cyrkowy kuglarz. Pop jest w San Antonio już prawie 20 lat a ciągle pojawia się w kolejnych sezonach z czymś nowym, świeżym. Idealnie wkomponowuje w skład Aldridge’a (to proces cały czas trwający), który do tej pory grał w zgoła innym systemie. 

7. Największe pozytywne zaskoczenie sezonu.
Bartek: Golden State Warriors. To jest sezon pod ich znakiem – można sobie gdybać porównując „ery” koszykówki, ale na końcu dnia możemy w uprawniony sposób porównywać tylkoliczby, a te jednoznacznie wskazują, że „Wojownicy” są jednym z najlepszych teamów, jakie kiedykolwiek grały w koszykówkę. Cieszmy oko ich radosnym stylem, póki Joe Lacobowi starcza pieniędzy na kontrakty tej wybitnej grupy.

Tomek B.: Konferencja wschodnia. Sezon 2015/2016 w trybie natychmiastowym zakończył dywacje na temat zmian w strukturze ligi. Że niby wszystkie gwiazdy idą na zachód, że trzeba rozgrywać play-off wg bilansów, a nie przynależności geograficznej itd. OK, najwięksi mocarze, w liczbie trzech, wciąż są na zachodzie, ale to jak wschód, jako konferencja, daje łupnia rywalom z drugiej części Stanów, budzi mój podziw. Siódma drużyna zachodu nie łapie się do play-off na wschodzie. Gdybyś usłyszał(a) taki tekst pół roku temu to byś w to uwierzył(a)? Raczej popukałbyś się w głowę wysyłając piewcę tak szalonej teorii na specjalistyczne badania.

Michał G.: 40-4 GSW, Kristaps Porzingis, powrót Paula George’a, bilans klubów ze Wschodu.

Robert: Pozytywnie zaskoczenie to ogólna postawa zespołów wschodu. Bilans dwunastej drużyny tej konferencji pozwoliłby wskoczyć na Zachodzie do ósemki (na tę chwilę). W NBA zmienia się układ sił a to tylko uatrakcyjni ligę.

Michał K.: Toronto Raptors wyglądają w ostatnich tygodniach jak drużyna gotowa przedstawić Cleveland Cavaliers konkretne wyzwanie, z którego ekipa Tyronna Lue może się nie wybronić. DeMar DeRozan jest fantastyczny w swojej grze na koźle. Zyskał dużo ogłady i jest bardzo precyzyjny. Znacznie poprawił swoją selekcję rzutową. Lepiej w grze pod koszem prezentuje się także Jonas Valanciunas, choć ciągle jest miękki. Kyle Lowry gra przebłyskami, ale w serii play-off może być niezastąpiony.

Tomek: Konferencja Wschodnia dogania Zachód. Zachód wciąż jest lepszy, ale bardzo możliwe, że to po lewej strony mapy będzie leżeć miasto, które da nam w tym sezonie playoffową drużynę z ujemnym bilansem. To dobrze, bo żarty o zacofanym Wschodzie nie służyły lidze.

Karol:
Jest wiele wątków w tym sezonie, które mnie cieszą i pozytywnie zaskakują. Niespodziewanie silny Wschód, zdrowi Wade i George, talent Kristapsa Porzingisa i całej klasy tegorocznych debiutantów. Wychodzący na prostą Pistons, Knicks, Kings i Magic. Silni Raptors. Fajny basket Celtics. Mavs dużo lepsi, niż sądziło się przed sezonem. Rondo w formie All-Star.
 
8. Największe rozczarowanie sezonu.
Bartek:
Taktyka Hack-A. Jestem rozczarowany, że liga wciąż nie zajęła się tym groźnym wirusem, sprawiającym że dobrze funkcjonujący organizm, jakim jest NBA, ma poważne kłopoty z płucami. Przewijam każdy mecz, w którym jakaś drużyna zaczyna stosować tę antysportową taktykę. Nie przekonuje mnie tłumaczenie pt. „niech zawodnik X trafia rzuty wolne, bo to podstawowa umiejętność gry w kosza”. A jaką umiejętnością jest umyślne faulowanie? Pożądaną? To spowalnia, obrzydza grę w koszykówkę i liczę na reakcję ligi w tej materii.

Tomek B.: Muszę wtrącić w tym podsumowaniu dwa słowa o moich ukochanych Lakers. Wielka szkoda, że w tak przykrej kategorii. Trener nie ogarniający rzeczywistości, Kobe robiący show ze swoim pożegnalny tournée i zamieniający 80% meczów w cyrk, do tego debiutanci sfrustrowani nieracjonalnymi zachowaniami coacha dają razem fatalny bilans, dalece odbiegający od oczekiwań fanów Lakers. Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy słyszę rzekomych fanów LAL wychodzących z założenia, że to nie taka zła droga, bo może obronimy pick w drafcie (przypomnę; jest on TOP3 protected). To jest ignorancja. Bo co z młodzieżą wyrabiającą w sobie mimowolnie nawyk dostawania po du*ie, co z atmosferą w drużynie, co wreszcie z wizerunkiem drużyny i jej odbiorem przez klasę wolnych agentów 2016? Już w ostatnich latach Lakers zderzyli się ze ścianą próbując ściągać najlepszych. Czasy, gdy blichtr Hollywood przyciągał największych ligi minął. Jak czytam o tym, że argumentem mającym przekonać LaMarcusa Aldridge’a do tego, aby grał dla Lakers był celebrycki styl życia, to ręce mi opadają. Jedynie wyniki, albo chociaż obietnica lepszej przyszłości mogą skusić mega gwiazdy, a co za tym idzie pozwolić wstać Lakers z kolan. Koniec kropka.

Michał G.:
Milwaukee Bucks i Brooklyn Nets oraz (mimo wszystko) wyrzucenie Davida Blatta.

Robert: Największym rozczarowaniem sezonu jest natomiast postawa Kobe’go Bryanta. Patrzenie jak ikona gaśnie i przegrywa często ośmieszana przez średniaków boli chyba każdego kibica. A mogło być inaczej. Lakers mogliby walczyć o play off gdyby Pan Czarna Mamba zrzekł się części swojej najwyższej w NBA pensji. 25 milionów dolarów to suma, za którą można kupić nie jednego dobrego koszykarza. Poza tym jest jeszcze D’Angelo Russell a i stary Kobe potrafi jeszcze grać. Szkoda.

Michał K.: Sytuacja w Cleveland jest nie tylko rozczarowująca i smutna. LeBron James kłamał, gdy mówił o nowej roli Kevina Love’a. Teraz sprawia wrażenie, jakby nie chciał skrzydłowego w drużynie. Zdążył już zwolnić szkoleniowca, więc wytransferowanie Love’a może być kwestią czasu. Z takim nastawieniem bardzo trudno będzie Cavs zbudować kolektyw, o którym tak często i tak głośno mówią.

Tomek K.: Największe rozczarowanie sezonu: ZaZa Pachulia nie wybrany do pierwszej piątki All-Star Game. Żart, ale zabrakło tylko 14 tysięcy głosów do najzabawniejszego wydarzenia w historii tej dość nudnej ostatnimi czasy imprezy. Tak naprawdę ten sezon płynie sobie dość przyjemnie, ma fajnie obsadzone role i ciekawie rozłożone siły, przez co rzadko myślę o czymkolwiek w kategorii prawdziwego rozczarowania. Jeśli już miałbym na coś narzekać to na słabszą niż zakładałem formę niektórych drużyn, przy czym też nie potrafiłbym napiętnować tylko jednej. Na pewno rozczarowany jestem tym co do tej pory pokazali (lub nie pokazali) New Orleans Pelicans, Washington Wizards, Houston Rockets i Milwaukee Bucks, ale tak to już jest w bardzo konkurencyjnej lidze jaką jest obecnie NBA – ktoś przegrywa, żeby wygrywać mógł ktoś.

Karol: Houston Rockets. Bukmacherzy ustalili ich próg wygranych przez sezonem na 55. Znawcy widzieli w nich drużynę będącą w stanie sięgnąć nawet po mistrzowski tytuł. Harden głośno mówił o sezonie na poziomie MVP. Póki co wygląda to źle. OK, Rakiety zaczęły ostatnio wygrywać. Są już 25:22 i być może przed play-offami będą znów gorący i bardzo trudni do grania. Mogą nawet wcielić się w rolę czarnego konia drugiej części sezonu. Od początku rozgrywek mieli jednak zbyt wiele meczów, obok których po prostu przeszli. Ty Lawson miał dać im nową jakość w ataku, odciążyć Hardena od grania z piłką. Ten sezon nie jest jeszcze dla nich stracony ale pierwsze cztery miesiące były żenującym dramatem biorąc pod uwagę ile jest tam talentu.
 
http://www.trbimg.com/img-54bddd9a/turbine/la-sp-sn-clippers-deandre-jordan-hack-a-jordan-philosophy-20150119

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.