Czekając na Twoje, mam swoją…
W minioną sobotę po południu dostałem smsa od Tracy’ego (tego, z którym podbijaliśmy Maroko). Tracy, prywatnie wielki fan LeBrona pisze – "Jedno słowo na dzisiaj – farfocel. Trzy wykrzykniki i wielkie litery w słowie farfocel.
Tracy rzecz jasna nawiązywał do game winnera Derricka Rose’a z meczu nr 3 serii Bulls-Cavs.
Za trzy, o tablicę, na zwycięstwo.
Zapewne Derrick nie ćwiczy rzutów z dystansu o tablicę, zapewne celował nieco inaczej…to nic.
Napisałem do Tracy’ego, że historia pamięta to, co w sieci a nie to w jaki sposób się to w niej znalazło. Może coś na ten temat powiedzieć Allan Houston (seria Knicks-Heat, play-offy roku 1999, ostatni, piąty mecz pierwszej rundy. Knicks jako "ósemka" wysyłają na wakacje ekipę z Florydy) i wielu innych graczy przy wielu różnych okazjach.
Dzień później game winnera rzucił Paul Pierce. Ten rzut też pachniał farfoclowatością choć samo znalezienie sobie pozycji, samo wyjście w górę i oddanie rzutu w gąszczu rąk było tak bardzo pierce’owskie, jak tylko mogło być.
Wpadło i Pierce znów, pewnie tylko na chwilę, jest starym dobrym The Truthem, z podkreśleniem słowa "dobrym" a nie "starym". Gdyby nie wpadło mówilibyśmy, że to już nie te nogi Pierce’a, zajrzelibyśmy w jego metrykę i raz jeszcze przypomnieli jak nisko dziś skacze i jak jest wolny. Wpadło. Pierce nadal ma 37 lat i cały czas ma ciało, jakie ma.
Tracy nie uderzył w polemikę, choć ma zwyczaj to robić. Napisał tylko "możliwe" co w jego ustach brzmi jak pełna zgoda. Tak myślę.
Narzekaliśmy na pierwszą rundę (ja nie), że jest nudna i przewidywalna. Druga stoi za to rzutami na zwycięstwa.
Noc po rzucie Pierce’a, dwie po rzucie Rose’a, swoje dopowiedział LeBron.
Po meczu brzydkim jak zmęczone twarze łotewskich i estońskich kierowców tirów, bez wchodzenia w niepotrzebne analizy – Cavs 2, Bulls 2 zamiast Bulls 3, Cavs 1.
To jest takie proste i sprowadza się tylko do tego – co w sieci.
James wygrał mecz dla Cavs. Mecz, który mógł mieć kolosalne znaczenie dla tej serii. W zasadzie to nie mógł mieć tylko miał bo 2:2 odzyskuje Kawalerzystom utraconą przewagę własnego parkietu a 3:1 w teorii pchnęłoby ich na krawędź przepaści.
James wygrał ten mecz i tylko to będziemy z niego pamiętać. Gdyby spudłował, historią czwartego starcia byłoby jego 20 spudłowanych rzutów z gry na 30 oddanych oraz 8 strat.
Teraz możemy pomówić o jego geniuszu i postawić tezę, że pudło pudłu nie jest równe. Dowiedzieliśmy się, że James złamał zagrywkę Blatta bo w jej początkowej wersji to LBJ miał wprowadzać piłkę do gry (ojoj). To są historie okołoparkietowe, które żyją swoim życiem dzień, dwa, trzy po meczu. Później nikt o nich nie pamięta.
Historię piszą zwycięscy i dostają w nagrodę wieczną pamięć oraz mniej wieczne pomniki. Cała reszta to tylko kurz na popiersiu Marka Aureliusza z muzeum w Luwrze.