Dziś czekają nas ostateczne rozstrzygnięcia w grupach A, D, E i H. Niemcy spotkają się z Finlandią, Angola z Dominikaną, Egipt z Meksykiem, Liban z Francją, Australia z Japonią, Filipiny z Włochami, Czarnogóra z Litwą oraz Kanada z Łotwą. Zapraszam na mały przegląd sytuacji w tychże meczach i grupach.
Japonia-Australia.
Mimo wsparcia własnej publiczności, Japończykom będzie piekielnie trudno pokonać brązowych medalistów ostatnich Igrzysk Olimpijskich. Australijczycy nie przegrali dwóch meczów z rzędu w fazie grupowej mistrzostw świata od 2006 roku. Z kolei wygrali ostatnich pięć starć z azjatyckimi drużynami średnią różnicą 21 punktów. W swojej historii występów w mistrzostwach świata, Japończycy jeszcze nigdy nie wygrali dwóch kolejnych meczów. Bądźmy szczerzy – ciężko spodziewać, się żeby gospodarze, 48 godzin po sukcesie z Finlandią, zagrali drugi tak dobry mecz. Podopieczni trenera Toma Hovasse’a dostali aż 61 (z 98) od zmienników. W ich pięciu wcześniejszych meczach mistrzostw świata nie byli w stanie zdobyć choćby 20 punktów. Trudno też oczekiwać drugiego tak potężnego występu (28 punktów, 19 zbiórek) od Joshuy Hawkinsona. Przypominam, że stawką tego meczu jest awans do drugiej rundy. Przegranemu zostaną mecze o miejsca 17-32.
Angola-Dominikana.
Filipińscy kibice zgotują prawdziwe piekło graczom Angoli. Los „Gilas” nie zależy już tylko od nich samych. By marzyć o awansie muszą pokonać Włochy, ale też liczyć na porażkę Angoli z niepokonaną do tej pory Dominikaną. Karl-Anthony Towns i koledzy mają awans na wyciągnięcie ręki, ale z drugiej strony, są nadal daleko. Wygrana zamyka wszystkie „matematyczne” rozwiązania. Przegrana rozpoczyna liczenie. KAT nie jest fanem brudzenia sobie rąk na tablicach, ale w tym starciu chyba będzie musiał użyć swojego dużego ciała. Angolczycy zaliczają po ponad 17 ofensywnych zbiórek w tym turnieju. Kto wie, być może mecz sprowadzi się do tego, kto ma lepszego zawodnika NBA w swoim składzie. Bruno Fernando (Hawks) zalicza w tym turnieju solidne, ale nie nadzwyczajne, 13,5 punktu, 6 zbiórek, 2 asysty, 2,5 przechwytu oraz 1 blok. Town z kolei po 25 punktów, 10,5 zbiórki i 2,5 asysty. To jest jego moment, a koszykarski świat patrzy. Fani Timberwolves chyba się zgodzą, że KAT ma już całkiem dobrze udokumentowaną historię znikania w ważnych meczach o stawkę. Tegoroczny play-in z Lakers, to przykład pierwszy z brzegu. Towns tego lata prowadził w mediach dość zabawną kampanię na tego, jak dobrym jest graczem. Nie mów mi, pokaż mi.
Filipiny-Włochy.
Trochę matematyki. Są dwa scenariusze, w których Włosi nie awansują dalej. W pierwszym przegrywają z Filipinami, a Angola pokonuje Dominikanę. W innym wariancie, Włosi odpadają jeśli przegrają z Filipinami różnicą 12 punktów (lub wyższą), a Dominikana pokona Angolę. W każdym innym przypadku przechodzą dalej.
Z Filipińczykami sprawa jest prosta – muszą pokonać Włochów przynajmniej 12 punktami, ale także liczyć na Townsa i jego kolegów, czyli na porażkę Angoli.
Powtórzę to, co pisałem wczoraj – żyjesz i umierasz Jordanem Clarksonem. Gracz Jazz notuje wprawdzie po 24,5 punktu, 5 zbiórek, 7 asyst i 1 przechwycie, ale okupuje to aż 5 stratami na mecz i skutecznością na poziomie zaledwie 34,8% z gry i… 14,3% (!) zza łuku. Czy można go winić za cokolwiek? Można, ale po co? Jest typem gracza, którego bierzesz z całym jego pakietem, zarówno tych dobrych, jak i tych gorszych cech. Nie będzie niczym abstrakcyjnym liczyć na 7-8 jego trójek i występ na 30+ punktów. Tak samo, jak 7/21 z gry i 6 strat. Zakochane w koszykówce Filipiny są liczącą się ekipą w regionie, ale w skali świata są tylko średniakiem, nawet z graczem NBA w składzie. Gdy obie ekipy spotkały się ostatni raz w turnieju mistrzostw świata (2019), Azzurri wygrali 108:62.
Litwa-Czarnogóra.
Jonas Valanciunas i Donatas Motiejunas kontra Nikola Vucevic i Bojan Dubljevic, czyli wchodzimy w „pomalowane” i przenosimy się do 1995 roku. Obie drużyny mają awans, ale cały czas jest o co walczyć. Wygrane z pierwszej rundy przenoszą się bowiem do drugiej. Tam na obie ekipy czekają już Stany Zjednoczone, z którymi o punkty będzie ciężko. Spodziewam się tu dobrego meczu koszykówki. Tak po prostu – dobrego meczu koszykówki, w którym fani w Manili dostaną esencję tego sportu – gra pod koszem, trójki, kontry, taktyczne szachy, mocne zasłony, kilka niezrozumiałych gwizdków, dobry ruch piłki. Litwa kontra ktokolwiek z Bałkanów, to nigdy nie będzie przepis na nudy.
Łotwa-Kanada.
Karty zostały już rozdane. Obie ekipy idą dalej, a Francja i Liban powalczą o miejsca 17-32. Nie spodziewam się, żeby którakolwiek z ekip potraktowała to starcie ulgowo. Przecież już za parę dni czekają ich spotkania z Hiszpanią i (prawdopodobnie) Brazylią. Z tego czwórki tylko dwójka otrzyma bilety do Manili i prawo gry w fazie pucharowej. Jest więc o co walczyć w meczu zamykającym pierwszą część fazy grupowej. Jeśli ktoś potrzebuje dodatkowej zachęcenia do podłączenia się pod ten mecz, to przecież oglądania SGA jest przyjemnością samą w sobie.
Francja-Liban.
Jestem bardzo ciekaw jak do tego meczu mentalnie podejdą zranieni Francuzi. Nie tak miał wyglądać ten turniej w ich wykonaniu. Trójkolorowych czeka odpowiedź na kilka ważnych pytań, po powrocie do Francji. Rok przed Igrzyskami Olimpijskimi, których Paryż będzie organizatorem, francuska koszykówka musi sama sobie zadać pytanie o kierunek, w którym podąża. Evan Fournier (30), Nando De Colo (36) i Rudy Gobert (31) młodsi już nie będą. Czy samo dodanie do składu Victora Wembanyamy, a może także i Joela Embiida (w co wątpię, ale nie wykluczam), to recepta na powrót do wielkiego grania i wielkiego wygrywania? Czy przypadkiem Francja pod wodzą trenera Vincenta Colleta, to nie formuła, która już się wyczerpała. 14 lat pod jednym szkoleniowcem, to rzadkość zarówno na poziomie reprezentacji, jak i klubów. Nie twierdzę, że szukam winy w trenerze. Twierdzę jedynie, że czasem przychodzi czas na odświeżenie szatni i spojrzenie na pewne sprawy z innej perspektywy.
Finlandia-Niemcy.
Finowie mieli 48 godzin na mentalne dźwignięcie się z druzgocącej porażki z Japonią. Przegrana aż 35:15 czwarta kwarta, będzie im się śnić jeszcze przez długie lata. Myślę, że nie przesadzam, biorąc pod uwagę fakt, że puchar świata grany jest raz na cztery lata i trzeba się do niego kwalifikować. Jak się temu bliżej przyjrzeć, to wychodzi, że na przestrzeni średniej kariery zawodnika, realne jest marzenie o uczestnictwie w trzech tego typu imprezach. Wszystko powyżej, to już wielka sztuka i rzadkość. Dlatego porażki bolą podwójnie, bo kolejna, szansa na takiej scenie, nigdy nie jest gwarantowana.
Niemcy mają już zapewniony nie tylko awans, ale także pierwsze miejsce w grupie. W drugiej rundzie spotkają się najprawdopodobniej ze Słowenią i Gruzją. Każda wygrana w zapasie, przybliża do fazy pucharowej. Nie mam więc wątpliwości, że nasi zachodni sąsiedzi podejdą do tego starcia w pełni skoncentrowani. Finowie też muszą odrzucić szybko smutek i rozczarowanie. Dobre miejsce w rankingach FIBA samo się nie utrzyma.
Egipt – Meksyk.
Będzie to mecz, którego raczej nigdy z własnej woli nie włączyłbym w telewizji. Ale jednocześnie będzie to mecz, który z wielką przyjemnością obejrzę na żywo w hali Mall of Asia Arena, tu w Manili. Egipcjanie śrubują niechlubny rekord mistrzostw świata. Przegrali aż 19 swoich ostatnich występów w imprezie tej rangi. Tylko Koreańczycy z południa mają gorszą serię (22) w historii mistrzostw świata. Meksykanie z kolei przegrali swoje trzy ostatnie mecze pucharu świata. Żadna z obu ekip nie prowadziła więcej, niż trzema punktami na jakimkolwiek etapie swoich dwóch wcześniejszych meczów w tym turnieju. Mało tego, Egipt nie prowadził więcej, niż trzema punktami w żadnym z meczów mistrzostw świata w tym tysiącleciu! 28-letni Ehab Amin ma okazję zapisać się w historii egipskiej koszykówki. W meczu z Czarnogórą rzucił 26 punktów. Jeśli z Meksykiem osiągnie pułap przynajmniej 20 punktów, dokona czegoś, co nie zdarzyło się w historii międzypaństwowych występów tego kraju.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.